Intrygująca, dowcipna, absurdalna

"Alicja w krainie dziwów" - reż. Paweł Aigner - Teatr im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze

Najnowsza premiera spektaklu "Alicja w Krainie Dziwów" w Teatrze im. Norwida, która miała miejsce w minioną niedzielę (1 czerwca z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka) to udane, współczesne odczytanie znanej i popularnej powieści Lewisa Carrolla. Intrygująca, dowcipna i absurdalna, ale z puentą teatralna adaptacja Maliny Prześlugi w reżyserii Pawła Aignera zachwyciła zarówno najmłodszych widzów, jak i tę nieco starszą publiczność.

Trzeba było czekać osiem lat, by w jeleniogórskim Teatrze im. Norwida przypomniano sobie o młodych i najmłodszych widzach. Dopiero Bogdan Koca przywrócił do repertuaru długo oczekiwane spektakle familijne: "Scrooge. Opowieść wigilijna o Duchu" Charlesa Dickensa w reż. Henryka Adamka (2009), "Przygody rozbójnika Rumcajsa" Ernesta Brylla w reż. Kazimierza Mazura (2010) oraz "Wojna bajek" Bogdana Kocy (2012).

Dyrektorujący od tego sezonu Teatrowi im. Norwida Piotr Jędrzejas zaskakuje pozytywnie swoimi propozycjami. Proponuje przedstawienia dla widza w każdym wieku. Najpierw wyszedł naprzeciw oczekiwaniom zaniedbanej przez lata tej najmłodszej publiczności i stworzył odbywające się w niedzielne poranki TEATsYK-i, czyli zajęcia artystyczno-edukacyjne dla dzieci w wieku 3-8 lat, prowadzone wspólnie przez doświadczonych pedagogów i aktorów. A teraz nowa premiera spełnia pokładane w niej nadzieje i oferuje widzom znacznie więcej.

Piotr Jędrzejas znalazł złoty środek. Zaangażował cenionego w kraju reżysera średniego pokolenia Pawła Aignera oraz jedną z najlepszych współczesnych dramatopisarek dla dzieci Malinę Prześlugę, wspaniale odnajdującą się w formie i przekazie, jaki dzisiaj jest bliski najmłodszym. Często jest tak, że dobry tekst ratuje kiepską reżyserię lub na odwrót. W przypadku "Alicji w Krainie Dziwów" oba elementy przygotowane zostały na najwyższym poziomie. Ogromną zasługą realizatorów jest umiejętność przenikania nastrojów, subtelnego przechodzenia od komedii do zadumy, od błahych opowiastek do poważnej historii.

Niezapomnianą, klasyczną powieść na pograniczu snu i jawy, spisaną w 1865 roku przez Lewisa Carrolla (pseudonim oksfordzkiego matematyka Charlesa Lutwidge'a Dodgsona), a czytaną i kochaną do dziś, nie tylko odświeżono o współczesne akcenty i konteksty, ale również wzbogacono o niezwykle funkcjonalną scenografię (głównym elementem są białe krzesła) - udany projekt dekoracji Pavla Hubički. Do tego wszystkiego dodano znakomitą, utrzymaną w stylu współczesnego musicalu, muzykę Piotra Klimka. Na pochwałę zasługują także wyrafinowane kostiumy (wykonane przez jeleniogórską pracownię krawiecką "Zwierciadło") i oprawa wizualno-akustyczna. Gra świateł i tworzone przez technika efekty multimedialne i dźwiękowe nadały sztuce konieczną dramaturgię. To dlatego ta opowieść ciekawi widza w każdym wieku.

Historia małej Alicji (Agata Grobel tworzy postać wiarygodną, pełną młodzieńczego uroku dorastającej dziewczynki) zamienia się w opowieść o samotnej Staruszce (wzruszająca Elżbieta Kosecka), która wciąż żyje wspomnieniami. Jednym z głównych bohaterów zarówno książki Carrolla, jak i spektaklu Pawła Aignera jest czas. Zwalnianie tempa wydarzeń, cofanie czasu, repetycje poszczególnych obrazów, wyłączanie postaci z biegu rzeczy. Do Krainy Czarów przenosi widzów zabiegany Biały Królik (tę postać z przekonaniem rysuje Andrzej Kępiński). Podczas wędrówki przez oniryczny, podziemny świat poznajemy potem także szyderczego Kota-Dziwaka (Robert Mania jest maksymalnie koci; gra w innym tempie niż koledzy, dzięki czemu wydaje się krainą łagodności, osobą z innego świata), który wykrzywia się w złośliwym uśmiechu. Galeria ekscentrycznych postaci zaludniających scenę to osobnicy doskonale nam znani z literackiego pierwowzoru. Jedną z nich jest Szalony Kapelusznik (Robert Dudzik gra z dużym poczuciem humoru), ofiara kłótni z czasem, oraz jego goście absurdalnej popołudniowej herbatki: wdzięczny Suseł (w tej roli Bogusław Siwko radzi sobie całkiem dobrze) i Zając bez piątej klepki (z serdeczną prostotą odtwarza swego bohatera Kazimierz Krzaczkowski).

Wielkie brawa należą się całemu zespołowi aktorskiemu, który pracuje na wspólny efekt żywego i dynamicznego widowiska, starając się zawładnąć uwagą dzieciaków w sposób totalny. Od Iwony Lach (bardzo cyniczna Królowa Kier, której kostiumem dorównują tylko pająki-giganty), przez Jacka Grondowego (garbaty Ogrodnik), po Magdalenę Kępińską (jako Ryba potrafi precyzyjnie odmierzyć elementy komiczne w swej grze) i Martę Łącką (niezwykle ruchliwa w każdym geście i sposobie poruszania się przezabawna Kucharka). Ciężar przedstawienia dźwiga na sobie z niebywałą wręcz lekkością odtwórczyni tytułowej roli Agata Grobel, która ma w sobie tę dziecięcą naiwność i wrażliwość oraz jednocześnie dojrzałość. Warto tu dodać, iż podczas przedpremierowego pokazu dla dzieci Alicję grała Marta Kędziora i wyśmienicie ukazała upór rozkapryszonej i przemądrzałej małolatki.

Pomysłowa, wystylizowana na kultową lalkę Monster High (hit w dzisiejszym świecie zabawek dla dziewczynek) i oryginalna - począwszy od modulacji głosu przez ruch postaci po drobne tiki jest Księżna Małgorzaty Osiej-Gadziny, zagrana z temperamentem, cienką kreską na pograniczu autoironii. Swoje "pięć minut" w rolach Ptaków z powodzeniem wykorzystały również: Elwira Hamerska-Kijańska i Marta Kędziora. Tadeusz Wnuk grał już postać Pana Gąsienicy, podobnie jak Jacek Paruszyński był już raz Królem, w musicalu "Alicja w krainie czarów" Macieja Staropolskiego w reż. Jacka Medweckiego (z 1995r.), można więc powiedzieć, że ci dwaj panowie dopracowali swe role w szczegółach. Wyraziście też zaznaczył się Piotr Konieczyński jako Ogrodnik, bardzo dobrą dykcją, dobitną artykulacją i klasą dorównując największym gigantom sceny polskiej; zresztą ten aktor przykułby uwagę, nawet gdyby swój występ ograniczył do recytowania rozkładu jazdy pociągów na trasie Jelenia Góra - Warszawa.

Osobne dobre słowo należy się reżyserowi, który na nowo odczytał tekst Carrolla, w pełni wykorzystał potencjał tkwiący w aktorach jeleniogórskich i wydobył bogactwo wątków i postaci. Paweł Aigner nadto dał dynamiczne, zrealizowane z polotem widowisko, kipiące życiem, grające wszystkimi barwami, pulsujące wesołością i humorem.

Szósta premiera tego sezonu artystycznego 2013/2014 spotkała się z dużym entuzjazmem zarówno mniejszej, jak i większej publiczności. Teatr im. Norwida kończy więc swój sezon (no, oczywiście nie wliczając 32. Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych 11-13 lipca br. i atrakcji z nim związanych) z wielkim impetem i trzeba mieć nadzieję, że utrzyma tę energię jeszcze bardzo długo.

Elster
www.jelonka.com
3 czerwca 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...