Intuicje sportowe i echa dramatu

Zaczka Brulion Teatralny

Niedawno wybrzmiały europejskie mistrzostwa piłkarzy nożnych. Jak zawsze, bardziej od udanych kreacji autorów najważniejszych trafień, ciekawiły mnie heroiczne gesty bramkarzy – często od razu potykające się o błazenadę. Potrzebę dalszych refleksji o związkach sportu z teatrem za moment wypełnią Igrzyska XXXII Olimpiady w Tokio – zawody jak najbardziej wysokie, gorące i letnie, a także nieco pandemiczne. Niektórzy twierdzą, że skończą się wielkim rozczarowaniem, inni gotowi ręczyć, że wszystko się uda. Tak bywa przed każdą premierą, a nawet jeszcze przed ostatnią próbą.

3 lutego 2017 roku
Gdzieś w Polsce konferowali starterzy, specjaliści od reżyserowania biegów sprinterskich. Wydano nawet materiały dydaktyczne: „podawane zawodnikom komendy należy wypowiadać w sposób opanowany i dostosowany do warunków". Podobnie brzmiałyby pewnie wnioski końcowe, plon przemądrzałych wystąpień podczas sympozjum inspicjentów i koordynatorów pracy artystycznej.

16 grudnia 2017 roku
Scenariusze najważniejszych imprez sportowych dopuszczają artystów do uroczystości otwarcia i zamknięcia. Marcel Marceau dał popis w 1972 roku, podczas zamknięcia Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Może nigdy wcześniej, ani nigdy później wielki stadion, zbudowany, by pomieścił wielojęzyczne nawoływania, lamenty i emocje, nie zmienił się w wielką muszlę, nagle zdziwioną grą ciszy w swym wnętrzu.

bez daty
Peter Shilton, jeden z najlepszych angielskich bramkarzy, który aż 125 razy zagrał w drużynie narodowej, bardzo poważnie traktował obowiązki zawodowe. Korzystał z porad wielu konsultantów, w tym nauczyciela tańca, którego lekcje, wspominał w autobiografii, nauczyły „zaoszczędzić cenne sekundy podczas skrętu". Współcześni bramkarze częściej korzystają z porad komików. Tak przynajmniej można podejrzewać, gdy obserwuje się ich grymasy, nienaturalne wzburzenie i pełne ekspresji złorzeczenia w chwilę po nieudanej paradzie i przepuszczeniu wrogiego strzału.

16 sierpnia 2020 roku
Adolf Rudnicki swemu ogłoszonemu krótko po wojnie opowiadaniu dał tytuł „Szekspir". Nie ma nic o teatrze, ale za to dużo o pisaniu, niedokończonym, niespełnionym, pękniętym: „W tym wielkim biegu maratońskim procent zawodników, który odpada jest olbrzymi i nikt nawet nie wie, że startowali".

bez daty
Łatwiej uporać się z nadludzkim zadaniem i torturami, gdy w bidonie nie brakuje wody i jeszcze pod ręką coś bardziej pokrzepiającego. Na najbardziej legendarnych kolarskich wyścigach, nie wyłączając Tour de France, przez dziesiątki lat wspomagano się kokainą, którą z czasem zastąpiły transfuzje krwi, umiejętnie dopełniane kortyzonem lub słusznie identyfikowanym z męskością testosteronem. Największą sławę w peletonie zyskał jednak hormon o imieniu EPO, który diametralnie poprawiał sportową sprawność, podnosząc na wyżyny poziom czerwonych krwinek. Za kulisami teatru najbardziej popularnym środkiem dopingującym pozostała wódka i trunki pokrewne. Dyskwalifikacjami zarządza się z umiarkowaną surowością, a często wystarcza, by zawodnika wsparła odpowiednia terapia, w trakcie której z całym dostępnym talentem wcieli się w rolę alkoholika.

8 lipca 2021 roku
Obrazy w naszych głowach są zawsze uproszczone – Elektra, Orestes, Edyp lub jego córka Antygona – wędrują do nas z Antyku, a wraz z nimi wędruje wyobrażenie teatru, mimo że to nasze wyobrażenie, a nie Ajschylosa, Sofoklesa czy Eurypidesa. Podobnie dzieje się ze sportem. Dzięki antycznym, śródziemnomorskim, najzdrowszym korzeniom, współczesne Igrzyska Olimpijskie czują się dobrze urodzone i w pełni usprawiedliwione – mimo że konkurują ze sobą nie żadne idee, a jedynie dobrze zarządzane korporacje, wyspecjalizowane w marketingu barw państwowym i promocji ich najzdolniejszych ruchowo bądź rzutowo reprezentantów.

9 lipca 2021 roku
Dramaty sportowe w podziale na sceny i akty, dramaty o niewinnych, banalnych prologach i smutnych, wyciskających łzy, epilogach. Czyszczą nastroje i oczekiwania widowni – wreszcie na koniec, zawodnicy schodzą do szatni i nierzadko odchodzą na zawsze z pamięci – już nie trzeba ściskać palców i zagryzać warg. Można otworzyć szeroko usta, wyłączyć telewizor, ziewnąć raz czy drugi, a przed pójściem na spoczynek umyć dokładnie zęby, jako że jutro przyjdzie gryźć nowe emocje i przeżuwać nieznane zakończenia.

10 lipca 2021 roku
Regulaminowy czas gry to jedna z najbardziej urodziwych formuł na życie (mimo że niekiedy nie do uniknięcia jest dogrywka w meczu, a nawet seria rzutów karnych, nie mówiąc już o przerwie na uzupełnienie płynów). Czas teatralny także określa się z góry, biorąc pod uwagę, że publiczność następnego dnia musi pójść do pracy. Dogrywka jest pisana tylko robotnikom sceny, paniom sprzątającym widownię, a także recenzentom. Często jednak widziałem aktorów, którzy nie potrafili przestać grać godzinę lub dwie po opuszczeniu garderoby.

11 lipca 2021 roku
Podnosi się kurtyna i wykonawcy wychodzą do ukłonów. Wyreżyserowano je na drugiej próbie generalnej, układając wyjście najpierw epizodów, potem ról bardziej znaczących, wreszcie – wiodących, głównych, najważniejszych. Wolny od improwizacji musi być również ceremoniał olimpijski i nieprzypadkowa jest kolejność, a jakiej odbiera się medale i oklaski publiczności. Niekiedy zdarza się to wiele godzin po zakończeniu biegu, konkursu skoków, walki na ringu lub zapaśniczej macie, a bywa, że wypoczętych, odprężonych (a więc bardziej fotogenicznych, uśmiechających się już szczerze) mistrzów nagradza się medalami następnego dnia po zawodach, zaś bezpośrednio po zakończeniu konkurencji wręcza jedynie kwiaty – tę nowinkę nazwano „ceremoniałem kwiatowym", być może na pamiątkę zwyczaju towarzyszącego premierze teatralnej, a także w celu dodatkowego uprzyjemnienia najwybitniejszym sportowcom zejścia ze sceny. W dramaturgii najbliższych igrzysk w Tokio wzięto pod uwagę wymogi higieny i najlepsi będą dekorować się medalami sami, bez udziału osób trzecich. Jako że ponadto restrykcje sanitarne nie dopuszczą na trybuny publiczności, mistrzowie wystawieni będą na próbę charakteru, gdyż zmuszeni zostaną do bicia sobie braw wzajemnie lub nawet w samotności.

12 lipca 2021 roku
Ota Pavel pisał o karierze i wyczynach Emila Zátopka, czterokrotnego mistrza olimpijskiego: „Chciał tylko wspiąć się stopień wyżej. A jak już się wspiął, to od razu próbował postawić następny krok". Sport jest zatem dramatem, który się odgrywa i którego jednocześnie jest się bohaterem. W grze o medale, ważny jest – jak w grze o władzę, jak w intrygach zaczerpniętych z kronik królewskich Szekspira – szczebel najwyższy, lecz tym, którzy wejdą, szczebel nieustannie się chwieje, muszą go bronić ze wszelkich sił – do chwili, gdy wystarczy determinacji i woli, do chwili, gdy nie nabiorą sił inni, równie głodni władzy na stadionie. Ale dramat ma różne oblicza, często już znużone i wyczerpane – Zátopek, według jego francuskiego biografa Jeana Echenoza, podczas ostatniego swego biegu, przegranego maratonu na Igrzyskach Olimpijskich w Melbourne: „(...) jest już tylko marionetką o nieskoordynowanych ruchach i nieprzytomnych, jakby odłączonych od systemu nerwowego oczach". Są w sporcie różne teatry, a w życiu różne biegi, w ostatnim wszystkich nas czeka los marionetek, ciągle upartych, robiących miny – nim śmierć poplącze nitki i nas porzuci, by kogoś innego reżyserować.

13 lipca 2021 roku
Podziw dla akrobaty na batucie, wstrzymanie oddechu przy ewolucjach łyżwiarza figurowego, solidarność z kunsztem skoczka w dal, oszczepnika lub specjalisty pchnięcia kulą, mierzy się podziwem do aktorów subtelnego w odcienie teatru, wyraża dyskretnie i wstrzemięźliwie. Biegacz, który ma do przeżycia długi, bardzo długi dystans, prowokuje świat w imię wielkiej nieprawdy, że pokonując samego siebie otrzymuje się wieniec laurowy na zawsze. W istocie samotność długodystansowca może nabrać sensu poprzez gest odmowy, zaprzestanie ścigania się z konwencją, z narzuconymi przez innych regułami. Ale samobójstwo na stadionie uznalibyśmy za przekroczenie roli, za wybryk, fanaberię wrażliwości, nadużycie zwyczajów, w myśl których monodram ma sens tylko wówczas, gdy zostanie zagrany do końca.

14 lipca 2021 roku
Bohater tragedii jest w swej samotności odgrodzony od innych – między sobą a krewnymi, przyjaciółmi, zausznikami i dworakami musi zbudować ścianę, której zburzenie będzie oznaczało jego zagładę. W jedenastce piłkarskiej bramkarz jest pozornie zintegrowany z zespołem, z kolegami grającymi na innych pozycjach. Może mu nawet przyjść do głowy poczucie identyfikacji ze wspólnotą. To niebezpieczna pokusa, bo tylko bramkarz składa z siebie ofiarę, kiedy przegrywa drużyna. Z czasem kozioł ofiarny siada na ławce rezerwowych, na trybunie, wreszcie zostaje sprzedany do teatru niższej ligi, gdzieś na prowincji.

bez daty
Tytuł książki niemieckiego dziennikarza Ronalda Renga – „Życie wypuszczone z rąk" – precyzyjnie określa istotę depresji. Bohaterem opowieści jest – a w praktyce był – bramkarz Robert Enke. Wybitny, ceniony, dobrze opłacany, grający w narodowej drużynie. Zabrakło mu odporności na grę w piłkę i w życie – sprężyną poczucia winy była każda nieudana interwencja i każda stracona bramka. Kiedy zrozumiał, że gra w meczu ze śmiercią, zrozumiał wszystko. W ostatnim meczu, który zagrał w lidze, bronił w czarnej koszulce. Żadne przeczucie, żadne memento, po prostu lubił ten kolor. Role znaczą coś więcej dopiero wtedy, gdy odzieramy aktora z kostiumu.

18 lipca 2021 roku
Dwunastu zawodników w drużynie koszykówki – dwie piątki – i jeszcze dwóch oczekujących z boku, pierwszy plan, drugi, role bardziej lub mnie istotne w spektaklu. Szóstka wychodząca na boisko siatkówki, rezerwowi oczekujący na ławce na swoją szansę, na swoje pięć lub kilka minut. Osiemnastu lub dwudziestu piłkarzy podzielonych na graczy wyjściowego składu i pozostałych, którzy gotowi są podjąć się zastępstwa w trakcie meczu. Zbiór osób jest wtedy zespołem, gdy każda akceptuje swą rolę. Przydziela ją trener, ale (inaczej niż reżyser spektaklu) może zmienić obsadę w każdej chwili. Akcja się nie zmienia, wszyscy akceptują nienapisany egzemplarz, który wyłoni lepszych i gorszych, który tego wieczoru komuś niewidocznemu jeszcze przyniesie może status gwiazdy i głównego bohatera.

19 lipca 2021 roku
Z rzeczywistym dramatem, jak z teatrem, który dzieje się mimo woli, zawsze są problemy. Z agonem, który chce być prawdziwą agonią, nigdy nie przestaniemy mieć kłopotu. „Jak pokazać bieg / skoro nie posiadamy odpowiednich narzędzi / i zawsze widzimy bohatera zamiast biegacza" – to pytanie, u progu wiersza „Bieg" Juliana Kornhausera, ma niewątpliwie naturę retoryczną. I bardzo ogólną. Pokazywanie biegu – a także jego nazywanie, dopowiadanie słowami – jest imitacją, kompromisem. Skądinąd, twierdzi poeta: „zaleta obserwacji nie polega na opisie / lecz na unieruchomieniu kary". Jakiej jednak kary? Wymierzonej przegranym, pokonanym? Na razie na pewno została zawieszona, odroczona nie na bieżni, ale na ulicy, w dużym mieście, w którym kiedyś coś strasznego zdarzyło się naprawdę, a więc dzieje się nadal, mimo że już tylko w dawnym śnie albo w wyobraźni: „kiedy czterech mężczyzn niesie nieżywego chłopca na drzwiach / a przed nimi biegnie zrozpaczona dziewczyna z zakrwawioną flagą". Ona, ta dziewczyna, nie może liczyć na odpoczynek, biegnie, bo wciąż trwają zawody, narodowe igrzyska. Oglądaj te igrzyska, ucz się teatru na pamięć, przyglądaj się wszystkiemu uważnie.

Piotr Zaczkowski
Dziennik Teatralny
21 lipca 2021

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia