Inwestycje w teatr: Daleko nam do Broadwayu

rozmowa z Emilianem Kamińskim

Na Broadwayu bilety na wielkie przeboje kosztują trochę ponad 60 dolarów. I to pozwala tamtejszym teatrom dobrze funkcjonować. W Polsce cena biletów powinna wynosić 100 - 150 zł, aby zapewnić samodzielność ekonomiczną większości teatrów. - Od początku planowałem, żeby zarabiać na utrzymanie i kolejne przedstawienia, wynajmując pomieszczenia grupom artystycznym, firmom i organizacjom - mówi Rzeczpospolitej Emilian Kamiński, właściciel Teatru Kamienica w Warszawie.

"Upiór w operze" zarobił w USA już ponad 3,2 mld dolarów. Dla porównania: najbardziej dochodowy film, "Titanic" Jamesa Camerona, przyniósł 1,2 mld dolarów. W sezonie 2007 - 2008 na przedstawienia wystawiane na nowojorskim Broadwayu sprzedano bilety za 937 mln dolarów. Wielkim sukcesem jesienią ubiegłego roku był spektakl "A Steady Rain" z Danielem Craigiem. Przez tydzień zarobił 1,17 mln dolarów i pobił w ten sposób wcześniejszy rekord należący do widowiska "700 Sundays" (1,06 mln dolarów). Na Broadwayu bilety na wielkie przeboje: "The Lion King", "Mamma mia", kosztują trochę ponad 60 dolarów. I to pozwala tamtejszym teatrom dobrze funkcjonować. W Polsce cena biletów powinna wynosić 100 - 150 zł, aby zapewnić samodzielność ekonomiczną większości teatrów. Jest jednak znacznie niższa, dlatego teatry muszą być dotowane. Bilety w Teatrze Kamienica kosztują 50 zł. To ledwo wystarcza na wiązanie końca z końcem. Nawet więc sceny, na których grane są komedie i farsy, są deficytowe. 

Oprócz niskich cen biletów przyczyną jest wielkość sal. Spektakle komercyjne w Londynie i Nowym Jorku wystawiane są w teatrach na co najmniej tysiąc miejsc. W Polsce tylko parę scen dramatycznych może się pochwalić widownią na więcej niż 500 osób. 

Ciekawą opcją dla prywatnych inwestorów mogą być stosunkowo tanie spektakle, grane najwyżej przez trzech - czterech aktorów. Przez trzy lata są w stanie zarobić ponad 200 tys. zł, a w przypadku hitów - nawet 500 tys. zł. Wyłożyć na nie trzeba zwykle około 60 tys. zł plus koszty tantiem wynoszące do 10 proc. wpływów z biletów. 

*** 

Jeśli teatr, to tylko w centrum 

Rozmowa z Emilianem Kamińskim - założycielem Teatru Kamienica w Warszawie 

Rz: W Polsce inwestycja w produkcje teatralne to ciągle coś niezwykłego. 

Emilian Kamiński: A szkoda, na świecie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jest to uważane za coś normalnego. Oczywiście, zawsze istnieje możliwość klapy. Żeby wyeliminować takie zagrożenie, trzeba zacząć od poważnej analizy tekstu sztuki. Bardzo ważny jest też biznesplan uwzględniający wszystkie nakłady oraz racjonalną ocenę ryzyka. 

Tego nie można się nauczyć na studiach. 

- Pierwsze doświadczenia organizacyjne zdobyłem, realizując własne produkcje. Było to w stanie wojennym, gdy razem z grupą kolegów, z którymi bojkotowaliśmy państwową telewizję, założyliśmy Teatr Domowy. 

Ile wyprodukował pan wtedy przedstawień? 

- Kilkanaście. Nakłady zwykle zwracały się w ciągu roku. 

Jakie to były kwoty? 

- Istotny wpływ na koszty miało to, że zawsze sam grałem jedną z ról i reżyserowałem, a nawet występowałem jako autor tekstu. Trudno mi podać wyliczenia, ale utrzymywałem się ze swojego zawodu. Bardzo rzadko udawało mi się zdobyć prywatnego inwestora. Moim wielkim opiekunem był Janusz Warmiński. Teatr Kamienica to w dużym stopniu jego zasługa, ponieważ jako jedyny dał mi możliwość realizacji własnych projektów w Teatrze Ateneum. 

Dlaczego zamarzył pan o własnym teatrze? 

- Bardzo ważne są dla mnie kontakty z ludźmi, których uważam za autorytety. Wiele lat temu, właśnie dzięki panu Warmińskiemu, poznałem Josepha Pappa, legendarnego producenta z Broadwayu, który wystawił m.in. "Chorus Line". Zapytał mnie, dlaczego w Polsce nie ma prywatnych teatrów. Nigdy nie zapomniałem jego rad. 

Decyzja o podjęciu konkretnych działań dojrzewała we mnie długo. W końcu osiem lat temu - byłem wtedy członkiem zespołu Teatru Narodowego - stwierdziłem, że muszę coś ze sobą zrobić. Zacząłem chodzić po Warszawie, szukając miejsca na teatr. Z premedytacją omijałem byłe kina i przedmieścia. Szukałem miejsca z duszą. Miałem też w pamięci radę kolejnego z moich mistrzów, prof. Aleksandra Bardiniego, który powtarzał: "Jeśli teatr, to tylko w centrum. To proste. Kiedy ona wróci z pracy i zrobi makijaż, chce jechać do miasta. Teatr na przedmieściu to dla widza żadna atrakcja". 

W końcu trafił pan na aleję Solidarności 93 w samym centrum Warszawy. 

- Zobaczyłem piękne, choć bardzo zaniedbane podwórko starej kamienicy i przestronne, ale niewiarygodnie zagracone i zawilgocone magazyny komunalnego zakładu remontowego. To jest to, pomyślałem. 

Po wielu staraniach władze miasta, które dysponowały tym lokalem, wynajęły mi go na dziesięć lat. Zanim to nastąpiło, musiałem powołać do życia Fundację Atut - Wspieranie Twórczych Inicjatyw. Nie znoszę tytułomanii, ale zostałem jej prezesem, bo było to łatwiejsze ze względów organizacyjnych. 

Umowa dzierżawy to pierwszy krok. Drugim, znacznie trudniejszym, było uzyskanie środków na remont. Zasadnicze roboty rozpoczęły się trzy lata temu, łącznie z remontem kapitalnym podwórka i wzmocnieniem fundamentów kamienicy. Ten piękny teatr - jak mówią o nim widzowie, którzy tu przychodzą - to efekt pracy i pomocy wielu życzliwych osób, których nazwiska widnieją na pamiątkowej tablicy. Ja też tu trochę potu i czasu zostawiłem, choćby w roli kierownika budowy. 

Byłem bliski załamania, gdy po otrzymaniu dofinansowania z UE w wysokości 5 mln zł okazało się, że mogę stracić te pieniądze, ponieważ zażądano ode mnie 8 mln zł poręczenia. Sprawa wyglądała absurdalnie, bo to nie Unia, ale polska agenda się uparła, że bez zabezpieczenia pieniędzy nie będzie. W końcu pomogła mi Rada Warszawy i pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, za co jestem bardzo wdzięczny, bo tonąłem. Ale trzeba pamiętać, że Teatr Kamienica to obiekt miejski. Zainwestowałem w niego wszystkie prywatne oszczędności i siedem lat pracy jako wolontariusz, ale dobrze mi tak, bo moje wielkie marzenie się spełniło. 

Zaprojektował pan teatr w taki sposób, żeby mógł pełnić różne funkcje. 

- Od początku planowałem, żeby zarabiać na utrzymanie i kolejne przedstawienia, wynajmując nasze niewątpliwie atrakcyjne pomieszczenia grupom artystycznym, firmom i organizacjom. To miłe, kiedy uczestnicy konferencji lub szkolenia mają niejako na deser dobry spektakl. Dzięki własnej kuchni i współpracy z renomowanymi firmami gastronomicznymi możemy także zapewnić dobry katering. Przestrzeń sceny i widowni możemy aranżować na kilkanaście sposobów. Mamy windę dla samochodu ciężarowego (dekoracje, sprzęt, katering), kanał dla orkiestry (60 mkw.), nie mówiąc już o pięknych salach bankietowych i profesjonalnym zapleczu technicznym. 

Rozumiem, że z samej sztuki trudno wyżyć? 

- A komu się to udało? Na życie trzeba zarobić. Szukamy oczywiście partnera, dużej firmy, która zechciałaby nas wesprzeć. Ale na razie każdą złotówkę oglądamy z obu stron. Najważniejsze, że Teatr Kamienica funkcjonuje i dobrze wpisuje się w pejzaż kulturalny Warszawy.

Piotr Cegłowski
Rzeczpospolita
7 listopada 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...