Jak matka z synem

"Noc Helvera" - reż. Giovanny Castellanos - Teatr im. S. Jaracza w Olsztynie

Było ich dwójka – ona i on. Oczywiście istniał wcześniej ten trzeci, ale poznajemy go jedynie z opowieści. Ona i on, dla ułatwienia uznajmy, że matka i syn, muszą zmierzyć się nie tylko z otaczającą ich sytuacją polityczną, ale przede wszystkim z samymi sobą. A nie jest to łatwe, gdy miłość ociera się o nienawiść, troska o strach, a prawda o kłamstwo.

Helver wrócił do domu. Karla przygotowała obiad i nakłaniała syna, by go jadł zamiast opowiadać o demonstracjach za oknem. Lecz on, nieustannie drążył temat kolegi Gilberta, ćwiczeń, marszów oraz broni. Ostatecznie od dziecka fascynował się militarnym drylem, a ściśle rzecz ujmując od momentu, w którym matka kupiła mu pierwszego ołowianego żołnierzyka, by nie czuł się gorszy od innych chłopców. Kupno kolejnych „wojaków" nie sprawiło, że główny bohater przestał wyróżniać się z tłumu. Wciąż ma dzikie spojrzenie, wiecznie przechyloną na bok głowę oraz wykrzywione palce. Jest chory i nikt prócz Karli nie dał mu tak wiele ciepła i zrozumienia. Jednak do czasu.

Zmusić przeciętnego widza teatru do płaczu wbrew pozorom nie jest rzeczą trudną. Czasami wystarczą nieszczęścia głównych bohaterów połączone z nastrojową muzyką skrzypiec i efekt gotowy. Trudniejsze jest zagranie mu na emocjach w taki sposób, że z przejęciem ogląda wydarzenia rozgrywające się przed jego oczami i zastanawia się, czy przypadkiem jego też taka sytuacja nie dotyczy. Bo w końcu ile razy zdarza się dziecku krzyczeć na matkę? Bądź matce z bezsilności i zmęczenia grozić opuszczeniem swego dziecka? Na spektaklu „Noc Helvera" to wszystko ma miejsce i jest przy tym bardzo prawdziwe, a przy tym poruszające.

Matka z synem to motyw poruszany niejednokrotnie w teatrze, filmie czy literaturze. Wciąż stanowiący wyzwanie dla twórców. Bardzo ważne jest wykorzystanie wszelkiego potencjału w stu procentach. W tym spektaklu syn jest psychicznie chory. Już na samej tej cesze można byłoby napisać poruszający dramat, ale ten detal – na całe szczęście - jest jednym z wielu elementów całości. Bowiem na pierwsze tło fabularne wychodzi miłość pomiędzy matką a synem, prowadząca często do destrukcyjnych zakończeń. Helver kocha matkę, ale lęk o jej życie z powodu zachodzących zmian społecznych, a przede wszystkim zasłyszane opinie na jej temat, sprawiają, że zaczyna się nad nią znęcać, stając się okrutnym dyktatorem. Element prosty, niewymuszony i – co najważniejsze - w „Nocy Helvera" udany, ponieważ poprzez swój szczególny realizm wbija widza w fotel, nie pozwalając mu pozostać obojętnym na wydarzenia na scenie.

Być może, by zrealizować spektakl na podstawie dramatu Ingmara Villquista, nie potrzeba wiele: wystarczy dwójka aktorów i stół. Pozostała część scenografii stanowi jedynie dodatki. Czy jest zatem coś, co wyróżnia „Noc Helvera" Giovanniego Castellanosa od innych? Myslę, że tak. Jest to szczególne skupienie się na pozornych drobiazgach, które istotnie potęgują dramat. W spektaklu nic nie dzieje się przez przypadek. Garnek z pokrywką nie zostaje postawiony na stół z powodów stylistycznych, podobnie jak biały obrus. Historia osadzona została w bliskich nam realiach. Krzyki, które słyszymy wraz z bohaterami to wołania nagrane z prawdziwych marszów narodowych.

Gdyby nie owe polskie okrzyki, uznałabym, że przeniosłam się do czasów hitlerowskich. Ostatecznie scenografia w postaci starego „babcinego" kredensu, zużytych naczyń, starodawnego czerwonego czajnika mogłaby na to wskazywać. Wraz z bohaterami spędzamy czas w kuchni, a czy jest miejsce w domu bardziej kojarzące się z rodziną niż kuchnia właśnie?

Aktorzy zrealizowali swoje zadania na poziomie właściwym. Chyba precyzyjnie w taki w sposób w jaki okreslił je reżyser Giovanny Castellanos. Karla (Ewa Pałuska-Szozda) była w swojej roli po prostu człowiekiem. Kochającym swoje dziecko i zmęczonym nieustanną troską o chorego. Widz obserwuje jej grymasy bólu na twarzy, załamywanie rąk, płacz. Aktorka włożyła w tę postać całą swoją warsztatową wiedzę, kreując rodzica, z którego emocjami nieomal każdy z nas może się pośrednio bądź bezpośrednio identyfikować. Lecz z całym szacunkiem dla Ewy Pałuskiej-Szozda: „Noc Helvera" należała do tytułowego bohatera. Radosław Jamroż debiutuje tą rolą. Jest jednak bardzo sugestywny i przekonywujący w roli chorego, do tego stopnia, że na widok jego wykrzywionych dłoni bolą nas nasze własne dłonie. Ekspresywny w dialogach, a do tego energiczny i precyzyny w ruchach, pamiętający o ograniczeniach spowodowanych ułomnością jego postaci sprawia, że obserwuje się jego grę z niemałym podziwem. Aż trudno uwierzyć, ze zaledwie obronił dyplom.

A podobnych pozytywnych zaskoczeń jest na „Nocy Helvera" jeszcze wiele. Polecam odwiedzić Olsztyn, chociażby po to, by wybrać się na ten właśnie spektakl. Gdyż jest tego wart i to nie tylko moje zdanie. Po zgaszeniu świateł nastąpiła cisza wśród widowni, świadcząca o tym, że dialog pomiędzy Helverem a Klarą nie był im obojętny.

Spektakl zdecydowanie zmusza do refleksji nad własną sytuacją rodzinną. I chyba nie tylko.

Marta Cecelska
Dziennik Teatralny Olsztyn
23 października 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...