Jak przyjaźń wygrała z tyranem

"Brundibár" - reż: Beata Redo-Dobber - Teatr Wielki w Poznaniu

Hans Krása skomponował operę "Brundibàr" na konkurs, organizowany przez czeski rząd w 1938 roku. Jednak nawałnica historyczna sprawiła, że pierwsze spektakle odbyły się podczas wojny: w 1942 roku w praskim getcie i we wrześniu 1943 roku w obozie w Terezinie. Opowieść o rodzeństwie, które dzięki wsparciu przyjaciół wygrało z Brundibàrem, kataryniarzem wręcz hipnotyzującym słuchaczy, zyskało dzięki tym wydarzeniom inny wymiar.

Dla dzieci, wystawiających operę Hansa Krásy w obozie, czas spektaklu był jedynym okresem, podczas którego nie musiały nosić gwiazdy Dawida, czasem pozornej wolności i normalności w nie tak bardzo normalnym, bo teatralnym, tworzonym z desek i kartonów, świecie. Jednak dziecięca wyobraźnia nie znała granic i wymykała się rygorom i cenzurze. I właśnie wiele elementów wyobraźni symbolicznej, tak ważnej w dorastaniu i kształtowaniu się postaw etycznych i estetycznych dzieci, wykorzystano w spektaklu. Te symbole, które dorośli odczytują jednoznacznie, dzieci poznają intuicyjnie. Szafa: wiadomo jak ją interpretować w kontekście okupacji hitlerowskiej, tym bardziej, że drzwi do niej prowadzące są drzwiami bydlęcego wagonu. Ale szafa ma też drugą stronę, tę bliższą dziecięcej wyobraźni - jest szafą prowadzącą do innego świata, jak szafa z „Opowieści z Narnii”, jak ta, przez którą przeszła Alicja. W scenografii Marka Brauna jest huśtawka, sprzęt do zabaw, teatralnie wykorzystana też jako lada sklepowa, podest... Dopiero odpowiednie oświetlenie na końcu opery ukazuje, że to, co wydawało się wesołą, wielobarwną kratką, w rzeczywistości jest kratą więzienną.

Wykorzystanie w spektakli takich symboli jest częste, ale nie nachalne. Przy odrobinie skupienia każdy zauważy, że guma, w którą grają dziewczynki, rozciągnięta jest w kształt gwiazdy Dawida, a dzieci, poddane hipnotyzującej mocy Brundibàra, założyły jednakowe, szare, więzienne uniformy, pozbawiające wyróżniających je cech i własnego zdania. Sam Brundibàr jest czarny, groźny i nienawidzi dzieci, jednak ostatecznie zostaje ośmieszony i wygnany. Grający go Andrzej Ogórkiewicz mówi z charakterystyczną rytmizacją i szczekliwością. To właśnie z jego ust padają najstraszniejsze słowa, o dominacji ludzi silnych, którzy zawsze mogą się pojawiać. Chłopiec zapytany w szatni o to, czy bał się Brundibàra powiedział, że nie, bo było wiadomo, że zostanie ukarany. Właśnie w tej silnej dziecięcej wierze w sprawiedliwość i przyjaźń zamyka się główne przesłanie opery. 

Nie wolno zapominać, że „Brundibàr” to pierwszy etap projektu "Opera dla dzieci", który trwa w gmachu pod Pegazem. Młodzi widzowie mają na przykładzie ciekawych i wartościowych utworów poznać tajniki teatru muzycznego. Przedstawienie operowe ma być nie tylko punktem odniesienia do rozmowy o teatrze, jego elementach i rolach spełnianych przez reżysera, dyrygenta, scenografa i śpiewaków, ale także pretekstem do rozmowy o świecie dzisiejszym i tym sprzed lat. Reżyser Beata Redo-Dobber ma nadzieję, że teatr stanie się dla dzisiejszych młodych odbiorców równie ważny jak internet, a ponadczasowe wartości spektaklu zrobionego z myślą o dzieciach, przy udziale dzieci pozwolą dostrzec mizerię tego, czym faszeruje młodego odbiorcę telewizja i sieć.

„Brundibàr” do edukacji teatralnej, historycznej i społecznej nadaje się znakomicie. Ciekawa historia, dobre wykonanie, inscenizacja pozbawiona taniego efekciarstwa - to wszystko przy dźwiękach muzyki melodyjnej, wpadającej w ucho. Głosy solistów poznańskiego teatru i dzieci tworzących chór brzmią wyjątkowo spójnie i dobrze, tworząc jedno, mocno brzmiące wezwanie do przyjaźni i przeciwdziałania złu.  

Kierownik muzyczny Aleksander Gref chwalił małych wykonawców i są to pochwały w pełni zasłużone. Dzieciaki nie tylko dobrze czują się na scenie, poruszają sprawnie, bez bałaganu i zamieszania, ale również śpiewają naprawdę świetnie: nie dość, że czysto, to z pełnym zrozumieniem wykonywanego tekstu. Widać porozumienie i współpracę między dziećmi a śpiewakami, którzy w swoje role włożyli sporo dystansu i tak potrzebnej wyobraźni (świetna trójka zwierząt: Natalia Puczniewska jako Wróbel, Sylwia Złotkowska - Kot i Jaromir Trafankowski w roli Psa).  

Goście honorowym premiery była Ela Stein Weissberger, która podczas pobytu w Terezinie grała w Kota. Dziś poświęca swój czas na propagowanie wiedzy o holokauście i ostrzeganiu przed zagrożeniami współczesności. Jej opowieści z czasów trudnego dzieciństwa, historia wystawienia „Brundibàra”, losów jego twórców i wykonawców bardzo zainteresowała zgromadzonych widzów. Widać było, że takie spotkania są potrzebne nie tylko dla zachowania pamięci o przeszłości, ale także dla kształtowania wrażliwości i empatii młodego pokolenia. 

A co działo się na widowni? Na premierze cała opera wypełniona była dziećmi, widzami zwykle szybko wykrywającymi fałsz i manifestującymi swoje niezadowolenie. Tu jednak mała publiczność okazałą się publicznością idealną -skupioną, zainteresowaną i przejmującą się tym, co widzi. Podobało się przeniesienie w czasie, gdy dzieci wpadające na scenę z hałasem, na wrotkach nagle zmieniały się w zdyscyplinowany zespół poddający się władzy Brundibàra (współczesność stała się klamrą spinająca spektakl), podobała się szafa i pełne ekspresji układy taneczne. „Brundibàr” się spodobał i został nagrodzony gromkimi brawami, a to najlepsza rekomendacja od najwybredniejszych, bo dziecięcych krytyków.

Katarzyna Wojtaszak
Dziennik Teatralny Poznań
4 grudnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia