Jak urzędnicy wykreowali gospodarnego proboszcza
Ludwik Brzuskiewicz o WybrzeżuPrzygotowane przez redaktora Mirosława Barana podsumowanie pracy Teatru Wybrzeże pod dyrekcją Adama Orzechowskiego rozbudziło środowiskowe emocje. Większość uczestników dyskusji nie ma wątpliwości - miałkie artystycznie i jałowe intelektualnie spektakle nie dają pola do pochwał bez obrażania własnej wrażliwości i inteligencji.
Znalazła się jednak grupa obrońców dyrektorowania Adama Orzechowskiego. Podkreślają, że remontuje, po ojcowsku prowadzi młodych aspirantów. Dobry, spokojny gospodarz. Zupełnie jakby mówiono o miejscowym proboszczu, który dach naprawił w kościele, bo przeciekał.
A co najciekawsze, wszyscy debatują z wielkim nieobecnym - Maciejem Nowakiem.
Z człowiekiem nietuzinkowym, menedżerem o unikalnym talencie i fantastycznym organizatorem, który stworzył w Gdańsku Nadbałtyckie Centrum Kultury, Instytut Teatralny w Warszawie, a także koncertowo zreformował zmurszały Teatr Wybrzeże. Zmniejszył ilość etatów do niezbędnego minimum, sprzedał niepotrzebne budynki administracyjne, zagospodarował, wyremontował i wynajął wolną powierzchnię. Stworzył otwartą przestrzeń do spotkań ze sztuką.
Debatują z człowiekiem, który onegdaj uwierzył, że uświęcony legendą wolności Gdańsk potrzebuje sztuki żywej. Uwierzył, że miejsce kontaktu i wymiany myśli wygodnych i niewygodnych, miejsce pełne życia, miejsce otwarte na ludzi i idee zostanie docenione nie tylko na arenie ogólnopolskiej czy europejskiej, ale również przez miejscowe elity.
Okazało się, że jak każdy człowiek wiele od siebie wymagający jest naiwny i nie potrafi zrozumieć, że miejscowi notable są głęboko przekonani, że wiedzą o kulturze wszystko (bo z niejednego pieca chleb jedli, mają często martyrologiczne legendy, a do szkoły też chodzili) i żądają jedynie rytualnie okazywanego szacunku. A teatr traktują jak kościół parafialny - czasami wypada się tam pokazać.
Od zawsze jestem teatromanem, od lat przyjaźnię się z Maciejem Nowakiem i nie zamierzam publicznie opiniować poziomu rzemiosła pana Adama Orzechowskiego.
Ale wsłuchując się w debatę - jedno muszę pokrótce wyjaśnić.
Urzędnicy marszałkowscy zrobili wiele, żeby wygnać niepokornego i nie dogadzającego władzy dyrektora teatru. Trzeba było tylko znaleźć nośny społecznie pretekst. Jak się chce uderzyć psa, to kij się sam znajdzie. Wykorzystali, że teatr ma długi i ze zbolałą miną ogłosili to publicznie. Ale nie powiedzieli przy okazji, że dotacja urzędu marszałkowskiego nie pokrywa kosztów stałych utrzymania teatru (wynagrodzenia, ZUS - y, media, itp. opłaty). Wszystkie teatry w Polsce podobnej wielkości dostawały dużo więcej. Pominięto milczeniem, że determinacja i kreatywność Macieja Nowaka pozwoliła na podniesienie rangi teatru i uzyskanie prestiżowego statusu Narodowej Instytucji Kultury. Dzięki temu Teatr Wybrzeże zyskał wysokie, coroczne dofinansowanie z Ministerstwa Kultury.
Tego niezbywalnego sukcesu jaśnie urzędnikom było już za wiele. Maciej Nowak został wygnany w niesławie i z dorobioną gębą kiepskiego gospodarza, a w domyśle niemalże malwersanta. Zwycięstwo PR - owskie godne podziwu, skoro do dzisiaj funkcjonuje jako aksjomat.
Dla niejawnych interesów czy aspiracji Urząd Marszałkowski nie raczył przy okazji zauważyć jak artyści z całej Polski stali w długiej kolejce, żeby tylko dostać szansę współpracy z Teatrem Wybrzeże, choć wiedzieli, że na honorarium przyjdzie poczekać. Z pobłażaniem też pominął publiczne deklaracje poparcia dla Macieja Nowaka składane przez artystów, którym płacił z opóźnieniem, jak chociażby wystąpienie Mikołaja Trzaski.
Zaś nowo powołany dyrektor w pocie czoła spłacił mityczne zadłużenie wielokrotnie wyższą od długu dotacją wypracowaną przez poprzednika i jest hołubiony powszechnie jako doskonały gospodarz.
Nie wiem, jakie argumenty świadczą o szczególnej gospodarności Adama Orzechowskiego. Może błyskotliwy pomysł wysyłania gdańskich produkcji, het panie, do Gdyni? Trzeba by wypróbować pomysł w Warszawie, przecież to też duże miasto. Niech spektakle z Teatru Rozmaitości powędrują sobie do Teatru Narodowego albo, co tam, niech wędrują choćby z Dramatycznego do Studio.
Znamienna jest postawa prof. Andrzeja Żurowskiego, który nazwał obecny stan artystyczny teatru "letnim piwem". Trzeba mieć klasę i wznieść się wysoko ponad małostkowość, żeby chwalić "sztorm twórczy" Macieja Nowaka i nie pamiętać o bezceremonialnej, kabaretowej realizacji przez młodą reżyserkę Monikę Strzępkę własnego monodramu "Yoricka czyli spowiedź błazna". Tym bardziej trzeba to docenić, gdy innym, jak prof. Zbigniew Majchrowski, starcza horyzontów tylko do środowiskowych złośliwostek. Wstyd.
Być może gładkie i banalne pochwały urzędników kierowane w stronę Adama Orzechowskiego niezdarnie pokrywają piekący wstyd nie do końca durnych przecież włodarzy? A może to ja teraz jestem naiwny? Bo jakim trzeba być człowiekiem, żeby nie wydukać, choćby po cichu, przepraszam.