Jaki pożytek z królów?

"Poczet Królów Polskich" - reż. Krzysztof Garbaczewski - Teatr Stary w Krakowie

Krzysztof Garbaczewski pod Wawelem zrobił spektakl o mieszkańcach królewskiej siedziby. "Poczet królów polskich" w krakowskim teatrze starym to jego mocno wybujałe fantazje na temat naszej historii.

Chyba nie przez przypadek sztuka inauguruje dyrektorowanie na scenie narodowej Jana Klaty, który, choć wywołuje odmienne od Garbaczewskiego emocje, niewątpliwie budzi zainteresowanie. Przez jednych bywa nazywany mistrzem, przez drugich - hochsztaplerem. Podobnie jest z reżyserem "Pocztu...". Akcja sztuki rozgrywa się na dwóch planach. Jeden to wątek współczesny, sensacyjny. Obserwujemy grupę, która chce odzyskać wawelskie arrasy. Jej uczestnicy działający w konspiracji przyjmują pseudonimy, będące przydomkami królów polskich. Na drugim planie odbywają się nieustanne spotkania, rozmowy i, rzec można, autoprezentacje poszczególnych królów polskich. Nie wiedzieć czemu, nawet tych, którzy z Wawelem nic wspólnego nie mieli - jak Stanisława Augusta Poniatowskiego (Bogdan Słomiński).

Jaki pożytek z królów?

Ogromną perspektywę naszej historii unaoczniają przywoływane przez królów daty własnej śmierci. Bo monarchowie panowali w Polsce nie kilkadziesiąt, ale kilkaset lat temu. Ale co z tego wynika? Kilka przejmujących monologów, jak ten Władysława Warneńczyka (Wiktor Loga-Skarczewski), który mówi o swojej śmierci "z obowiązku", bo nie miał innego wyboru, nie załatwia sprawy sensowności spektaklu. Choć jesteśmy w teatrze, całą historię oglądamy jak w kinie na ekranie. Aktorzy na żywo czasem pojawiają się. Nie wiadomo z jakiego powodu, jednak zdecydowanie ożywiając widownię. Bo nie da się ukryć, że ta splątana opowieść królewskich nieboszczyków, mogąca kojarzyć się z rozmowami duchów w znakomitym "Weselu" Wyspiańskiego, zrealizowanym przez Wajdę, niczemu nie służy. Jaki jest sens przywoływania jako ostatniego króla Polski generalnego gubernatora Hansa Franka (Krzysztof Zarzecki)? Czemu właśnie on kręci film, mający dowieść nordyckiego pochodzenia Polaków?

O wystawieniu "Akropolis" Wyspiańskiego rozgrywającego się właśnie na Wawelu i przeniesionego w czas II wojny myślał już znakomity Konrad Swinarski. Garbaczewski właśnie ze wspomnień o nim zaczerpnął pomysł wprowadzenia do spektaklu Hansa Franka. Ale czemu on ma służyć w tym przedstawieniu niewykorzystanych możliwości? Trudno powiedzieć. Smutne, że coraz częściej autorskie spektakle, reklamowane jako odkrywcze spojrzenie na zastaną rzeczywistość, okazują się zmarnowanymi szansami na poważną teatralną debatę o sensie historii, patriotyzmu, powinności, polskości. No bo tak: królowie sobie pogadali, poszli, i co z tego wynika?

Barbara Gruszka-Zych
Gość Niedzielny
6 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...