Jako doktorowa Wezołowa podbiła serca tysięcy widzów
Portret Beaty Olgi KowalskiejOdkąd została Dorotą Wezołową w serialu "Ranczo", Beata Olga Kowalska straciła anonimowość, ale zyskała sympatię widzów. - Wezołowa to postać charakterystyczna, świetnie napisana i wdzięczna do grania. Ludzie często przypisują nam cechy naszych bohaterów. Gram doktorową, ale nią nie jestem. Różnimy się wyglądem, charakterem, podejściem do życia. Wezołowa jest kobietą luksusową, zawsze w makijażu, nawet kapcie ma na obcasie. Ja lubię sportowy styl i najwygodniejsze na świecie trampki - śmieje się.
Wszystko zdarza się po coś
Pani Beata jest otwarta, spontaniczna, ufa ludziom. Ceni niezależność, lubi decydować o sobie. Jak jest źle, zawsze wierzy, że stało się to w jakimś celu. Z optymizmem patrzy w przyszłość i wciąż udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Ważne jest tu i teraz. - Nie wolno zapominać o sobie. Ani w miłości, ani w małżeństwie, ani w pracy. Myślę, że najpierw trzeba żyć w zgodzie z sobą, by dobrze żyć z innymi. Pokochać siebie. To proste zadanie, ale trudne do wykonania, zwłaszcza w relacjach z najbliższymi - wyznaje.
Urodziła się we Wrocławiu. Z nostalgią wspomina rozpieszczającego ją ojca, mamę zajmującą się domem. Rodzice wychowywali ją w poszanowaniu dla drugiego człowieka. Uczyli wiary we własne siły. Ojciec Jerzy - warszawiak, miał 15 lat, kiedy uciekł z domu, by walczyć w Powstaniu Warszawskim. Jego matka Zofia Helbrecht-Kowalska czekała na powrót syna. Nie doczekała się. Zginęła podczas powstania.
Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie?
-Ojciec nigdy nie mówił o swojej mamie. Postać babci stała się rodzinną tajemnicą. Właściwie nic o niej nie wiem. Gdzie się urodziła, skąd pochodziła jej rodzina? Babcia była wyzwoloną, pracującą kobietą, podobno dyrektorem jakichś zakładów farmaceutycznych... Może ktoś z czytelników wskaże mi drogę do rozwiązania tej tajemnicy. Byłabym wdzięczna za każdą informację - mówi aktorka.
Beztroskie dzieciństwo pani Beaty zburzyła śmierć ojca. Mama starała się, jak mogła. - Zawsze znajdowałam sobie jakieś zajęcia - mówi. Należała do harcerstwa, ćwiczyła gimnastykę artystyczną, chodziła na balet. Aż zdecydowała, że zostanie aktorką.
- Mama zaakceptowała decyzję. Wiedziała, że dam sobie radę. Nauczyła mnie z odwagą podejmować wyzwania i wyciągać wnioski z błędów - wyznaje.
Zdawała do szkoły teatralnej we Wrocławiu. Nie została przyjęta. Podjęła naukę w 2-letnim studium choreograficznym. Skończyła je i dostała się na wymarzoną uczelnię. Zadebiutowała na IV roku w Teatrze Nowym w Łodzi w sztuce "Zbrodnie serca" Beth Henley. Spodobała się, została zaangażowana. Dużo grała. Po czterech sezonach odeszła. Związała się z Teatrem Powszechnym. Później los rzucił ją do Gdyni. Grała w teatrach: Miejskim i Muzycznym.
Ważniejsi są ludzie, nie miejsca
- Od 2 lat mieszkam w Warszawie. Na szczęście, mam już tu przyjaciół, bez których nie wyobrażam sobie życia. Dla mnie ważni są ludzie, nie miejsca - mówi. Kocha podróże i książki.
- To jedyny sensowny sposób wydawania pieniędzy - śmieje się. Świetnie czuje się w kuchni. - Testuję przepisy z całego świata. Najlepsze lekarstwo na stres? Gry komputerowe.
Pani Beata ze spektaklami jeździ po całej Polsce. W Słupsku gra Marlene Dietrich w sztuce "Edith i Marlene". Z Moniką Węgiel (Edith Piaff) tworzą wspaniały duet. Z przyjaciółką Agnieszką Babicz przygotowała spektakl muzyczny "Wędrująca Eurydyka". Bierze też udział w spektaklu "Cud medyczny w Wilkowyjach", zrealizowany przez twórców serialu "Ranczo".