Jan Kaczmarek nie żyje
We Wrocławiu zmarł po długiej i ciężkiej chorobie Jan Kaczmarek. Satyryk, autor wielu felietonów, piosenek i tekstów radiowego Studia 202, a przede wszystkim filar i założyciel kabaretu Elita. Miał 63 lata.Jego kariera autora felietonów, piosenek i tekstów radiowego Studia 202 zaczęła się w 1970 r., kiedy piosenka "Kurna chata" stała się przebojem opolskiego festiwalu. Potem przyszły następne: "Zerowy bilans, czyli pero, pero", "Czego się boisz głupia" lub "Do serca przytul psa". Jego teksty pełne były celnych żartów, ale i lirycznego ciepła. Urodził się 6 czerwca 1945 r. w Lwówku Wielkopolskim, jednym z najmniejszych miasteczek w Wielkopolsce. Tam spędził dzieciństwo i młodość. Jednak maturę zdał w oddalonych od Lwówka o osiem kilometrów Pniewach. Potem pojechał do Wrocławia, gdzie zdał na Politechnikę. Tu poznał Tadeusza Drozdę i Jerzego Skoczylasa. - Spotkaliśmy się w 1966 r. - mówi "Rz" Jerzy Skoczylas. - Ja wówczas byłem na pierwszym roku studiów. Janek, starszy ode mnie o trzy lata, już był znaną postacią w kręgu studenckim. Wszyscy wiedzieli, że jest na Politechnice taki śmieszny facet z gitarą, który śpiewa bardzo zabawne piosenki. Byłem zafascynowany umiejętnościami Janka. W marcu 1969 r. trójka przyjaciół założyła studencki Kabaret Politechniki Wrocławskiej Elita. Według Jana Kaczmarka powstanie zespołu nastąpiło w "chwili historycznego postawienia mu piwa przez Tadeusza Drozdę". Wkrótce dołączył do nich Roman Gerczak. Pierwsze sukcesy Elita odnosiła na studenckim festiwalu artystycznym Fama w Świnoujściu, ale prawdziwym przełomem był występ kabaretu w Opolu w 1971 r., gdzie Elita zdobyła nagrodę Radiokomitetu. - Janek bardzo nie lubił występować - Tadeusz Drozda wspominał "Rz", jak Kaczmarek usiłował uciec z koncertu Famy. - Chciał być normalnym, porządnym inżynierem, ale ja mu na to nie pozwoliłem. Stosowałem szantaż, uciekałem się do kłamstw i różnych wrednych podstępów. Historia mnie jednak rozgrzeszyła. - Wielki talent, zdrowy rozsądek i prawdziwa kultura - mówił o nim "Rz" przed laty Wojciech Młynarski, wspominając wspólne występy. - A przy tym jest to człowiek skromny, kompletnie pozbawiony jadu i zawiści, absolutnie niezdolny do jakiejkolwiek hucpy. Sławę przyniosły mu także występy w słynnym radiowym programie "60 minut na godzinę". Po literackiej Nagrodzie Nobla dla Czesława Miłosza napisał: "Nie znałem pana panie Czesławie, choć mi maturę wydano/ i wierszy pańskich z głowy nie strzelam, bo strzelać nam nie kazano". - Ja rzeczywiście, tak jak napisałem, nie słyszałem wcześniej o Czesławie Miłoszu - przyznawał satyryk. - Kim jest, wyjaśniła mi dopiero Ewa Szumańska. Piosenka była więc zapisem stany faktycznego. Zupełnie niespodziewanym i miłym skutkiem jej powstania było zaproszenie na spotkanie z Czesławem Miłoszem do skansenu w Nowogrodzie. Tam czekała mnie kolejna niespodzianka - poproszono mnie o zaśpiewanie tej piosenki. A potem jeszcze przeprowadziłem z Miłoszem wywiad dla wrocławskiego radia. To chyba jedno z najważniejszych spotkań w życiu. Jan Kaczmarek był też jednym z pierwszych i najodważniejszych w Polsce publicystów ekologicznych, a już na pewno najpopularniejszym. Jerzy Skoczylas, satyryk Janek do samego końca - dopóki był fizycznie w stanie - był członkiem Elity i pojawiał się na scenie. Dla mnie po Janku pozostaną przede wszystkim wspaniałe piosenki, które znalazły się w kanonie klasyki kabaretowej, m.in. "Nie odlecimy do ciepłych krajów", "Do serca przytul psa". Zapamiętam go jako serdecznego przyjaciela i twórcę, którego darzyłem ogromnym szacunkiem. Miał łatwość i talent do pisania tekstów. Był mistrzem piosenek. Niestety, choroba okazała się bezwzględna. Powodowała powolną, ale pełną degradację organizmu Janka. Dlatego stracił w końcu możliwość poruszania się. Choroba rozwijała się przez ponad 20 lat, ale najgorsze było jej ostatnie stadium - wyjątkowo ciężkie. Zbigniew Lesień, aktor Jan Kaczmarek był jednym z najwybitniejszych polskich satyryków. Dla mnie pozostanie przede wszystkim wspaniałym, mądrym przyjacielem. Traktowałem go jak członka najbliższej rodziny. Łączyły nas też sprawy zawodowe - w latach 90. współpracowaliśmy w kabarecie Europa. Tworzył kabaret, który nigdy nie był doraźny. Potrafił w tekstach zawrzeć głębszą refleksję. Miał duszę humanisty, choć skończył elektronikę na wrocławskiej politechnice. Niedawno złożyłem do telewizji scenariusz koncertu z jego piosenkami zatytułowany "Serwus Panie Janek". Odbyły się próby. To straszne, że akurat teraz Janek umarł. Ale dokończymy przygotowania. Jego piosenki muszą żyć.