Jana Klaty "Ziemia pożądana"

"Ziemia obiecana" - reż: Jan Klata - Teatr Polski we Wrocławiu

Premiera "Ziemi obiecanej" Jana Klaty to flagowe wydarzenie tej edycji Festiwalu Dialogu Czterech Kultur, który zamówił spektakl. Reżyser zapowiadał portret współczesnego kapitalizmu, a pokazał efektowny obraz pożądania i chciwości

Artysta, budzący na zmianę kontrowersje i uznanie, nigdy nie reżyserował w Łodzi. Grzegorz Niziołek, dyrektor artystyczny FD4K (w duecie z Agatą Siwiak) zapowiadał, że interpretacja powieści Reymonta będzie wywrotowa. A sam reżyser prowokował opiniami o Łodzi - Jackowi Cieślakowi z "Rzeczpospolitej" mówił o bezrobotnych wystających na rogach ulic i pijanych kobietach. I choć cała edycja festiwalu miała się koncentrować na temacie terytorium i odpowiadać na pytanie "Gdzie ty mieszkasz?", Klata stwierdził, że Łódź zupełnie go nie interesuje.

Mimo to, a może właśnie dlatego, "Ziemia obiecana" przeżyła oblężenie. Kto zaspał z kupnem biletu nie miał szans, żeby dostać się na spektakl. Ponad 200 osób szturmowało halę podczas próby generalnej. Na premierowym czwartkowym pokazie wystarczyło się obejrzeć w którąkolwiek ze stron, żeby natknąć się na znane nazwiska. Był m.in. Mikołaj Grabowski, dyrektor krakowskiego Starego Teatru i Krzysztof Mieszkowski z częścią zespołu Teatru Polskiego we Wrocławiu. Odliczyli się dyrektorzy łódzkich scen i krytycy ogólnopolskich mediów: Jacek Sieradzki, Łukasz Drewniak, Jacek Cieślak, Roman Pawłowski, Beata Guczalska, z Niemiec Thomas Irmer. Wielu gości przyjechało także w weekend.

Mężczyźni się bogacą

W swojej wersji "Ziemi obiecanej" Klata słusznie porzucił linearne opowiadanie fabuły. Zamiast tego czytelnymi skrótami sygnalizował poszczególne wątki, np. pożar fabryki Borowieckiego to ogień (prawdziwy!) na plecach podpalacza Bum-Buma. Klata umieścił akcję w hali fabrycznej przerobionej na ekskluzywny klub. W Łodzi spektakl był grany w byłych zakładach Unionteksu. Za dwa tygodnie "Ziemia obiecana" zostanie wprowadzona do repertuaru Teatru Polskiego we Wrocławiu (współproducenta spektaklu). Tam także będzie pokazywana w przestrzeni poprzemysłowej. 

To odniesienie do nowoczesnego wykorzystania zabytkowych obiektów pofabrycznych, które z miejsc produkcji zmieniły się w obszar usług.

Klata całkowicie rezygnuje z interpretacji historycznej. Proponuje współczesną opowieść o świecie bogatych mężczyzn - bo wyłącznie oni mogą się naprawdę bogacić - którzy siedzą z laptopami przy szklanych stolikach i wymieniają się niewyobrażalnymi sumami pieniędzy, ewentualnie kobietami lub innym towarem. Bogactwo nie przybiera tu realnych kształtów - nie ma gotówki, fabryki, nawet rezydencja, którą Müller chwali się przed Borowieckim, to tylko komputerowa wizualizacja. Nie wiadomo, czym zajmuje się spółka Borowieckiego i nie jest to ważne. Dla reżysera liczy się sam proces dochodzenia do bogactwa.

Jego bohaterowie to współcześni biznesmeni z cygarami w zębach, prymitywni, zalewający się szampanem tryskającym z butelek trzymanych przy kroczu, rechoczący przy barze z podrygującymi na rurkach striptizerkami. Samcze gesty dominacji są jednym świadectwem zajmowanej pozycji. Zucker udzielający pożyczki Borowieckiemu, Baumowi i Weltowi siedzi wysoko ponad nimi na podeście. Początkujący przedsiębiorcy skaczą więc z zadartymi główkami jak głodne pisklaki i cienkimi głosami wołają "Daj kredyt, daj kredyt". Światło gaśnie. Kiedy zapali się ponownie, wszyscy trzej będą już paradować jak pawie.



Greed is good

Spektakl jest spójny i efektowny. Widać, z jaką łatwością Klata lawiruje między cytatami z (pop)kultury. Czasem ta łatwość jest zresztą zgubna, bo ociera się o banał. Wprowadzenie w przedstawienie o bogaczach fragmentu "Money" Abby to już sceniczna łopatologia. Rewelacyjna jest natomiast scena erotyczna z Lucy Zuker, w której Borowiecki w kostiumie goryla gra na perkusji fragment "In The Air Tonight" Phila Collinsa. To odwołanie do robiącej furorę i nagrodzonej Grand Prix w Cannes reklamy czekolady. Absurdalność tego pomysłu doskonale obnaża nieobliczalność współczesnego rynku, gdzie nawet goryl może się stać obiektem pożądania.

I właśnie o pożądaniu jest spektakl Klaty - stąd zapewne tak duża koncentracja na relacjach erotycznych Borowieckiego. W tle wyświetla się napis "Greed is good" ("Chciwość/żądza jest dobra"). I właściwie streszcza się w nim Klaty interpretacja Reymontowskiej powieści. To treść, która choć sprawnie podana, nie wykracza poza oczywistość. Wbrew zapowiedziom nie udało się reżyserowi przeniknąć psychiki giełdowego gracza i obnażyć mechanizmów współczesnego kapitalizmu. Zrobił to już Reymont. Klata wniósł niewiele więcej. Jego spektakl zamyka się w atrakcyjnych obrazach, uderzających skojarzeniach, łatwości produkowania efektów. Znacznie lepiej działają zresztą jego sceniczne teledyski niż tradycyjne sceny dialogowe, podczas których wyraźnie siada tempo. 

Z pewnością ta festiwalowa produkcja była o niebo lepsza od ubiegłorocznego "Wieczoru sierot" Michała Borczucha. Choć do genialnej jeszcze jej daleko.

Monika Wasilewska
Gazeta Wyborcza Łódź
12 września 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia