Jarmarcznicy trzęsigłowy
"Jarmark cudów" - reż. Wiesław Hołdys - Stowarzyszenie Teatr Mumerus w Krakowie"Niecodzienne zbiegowisko na śródmiejskim rynku" - ni to jarmark, no to sabat, dziadowska peregrynacja czy dusz zbolałych leczenie. Którędy diabeł wszedł, tedy i wyjść musi. Grozi więc rozpustnicy opętanej mnich na gałęzi się huśtający, co kropidłem strasząc, wyklinanie czyni. Na rynku wielkie na czary zapotrzebowanie
Zwołując tych z prawa i tych z lewa, "do mnie, do mnie" krzyczą kuglarze. Widzowie, niczym dzieci zaczarowane cudami średniowiecznego jarmarku, ku coraz to nowszym zabiegom odwracają głowy, w roześmianiu, w słów potoku rozedrganymi przebierając rękami. Tu z beczki czarownica zawoła, opodal teatrzyk Bidy z Nędzą się rozkłada, tam znów "szkaplerze, różańce, medaliki (...), kamfora, którą należy w wódce rozpuścić", księgo tajemne, a nawet sam rogaty w skrzyneczce, co wielce będzie wdzięczny za wypuszczenie.
Zaklęć, zawołań masa cała. "Uczyń napar, wypij świeży / A świat w słowa twe uwierzy". A dalej proszek przeciw kostusze i pietruszki ziele na impotencję (lub, jak kto woli, na kuglarską "gupote"). Magiczne to obrzędy, co śmiech wskrzeszając, mieszać się każą światom. Obok sposobów na czarownicy złe oko (a przecież wszyscyśmy jakoś oczarowani, nie pomogło wiązanie czerwonej wstążeczki?) relikwiami handel się kręci, cudaczne się rozkładają obrazy dawno nie święte. Dalej znów "w drzwiach świątyni na serwecie krzyże po trzy grosze".
Mnich, co diabła wypędza - a może i kusi "by mu dogodził, by go nawiedził" - chwil kilka później rogatego przybiera oblicze. Wszak wiadomo z baśni, że wypędzony co prędzej w najpodatniejszą na swe wpływy wskakuje duszę. Teraz zwierciadłem mamić zaczyna, na świat rogi swe czerwone, siarki zapach drażniący i ogon włochaty przywlec próbuje. A pcha się to W rytm muzyki Złego wymiatanie. Bo choć gdzie nie może sam, tam babę pośle, to tylko baba, a nie Rituale Romanum, ostatecznie da mu radę.
Na jarmarcznej scenie z desek złożonej krzywo stykają się światy. Dobro i zło sobie w oczy patrzą, duchy nad głowami wirują, słowa stają się ciałem, drwina przez ramię zagląda, a zaklinane sprawy najistotniejsze nagle wydają się prostsze. Budzą podziw i trwogę. Omotani muzyką, zaplatani w słowa chodzimy, "prostaczkowie szczęściem oczadzeni", w tym sowim zwierciadle świata na opak, gdzie w siedemnastowiecznym tekście, niczym w krzywym lustrze chwil, odbijają się tęsknoty nie takie znów obce współczesnym. Świat jarmarcznej sceny sprzedając śmiech, urealnia absurd, tym samym niemal w każdej scenie puszczając do nas oko. A wszystko to "niedomarzonych szafarze marzeń (...) Starzy kuglarze".