Jaś i Małgosia czterdzieści lat później

"Ósmy cud świata", Teatr Rampa w Warszawie

Polska prapremiera "Ósmego cudu świata i zagłady" w stołecznym Teatrze Rampa, to "z życia wzięta", współczesna opowieść o ex-współmałżonkach po czterdziestce. Historia Jana i Małgorzaty opowiedziana jest w obyczajowym kontekście ostatnich dwóch dekad w Polsce - czasu radykalnego przewartościowania instytucji rodziny i małżeństwa.

Spektakl rozpoczyna się sceną przysięgi bohaterów – mówią o wzajemnej miłości, wierności, nieopuszczeniu się „aż do śmierci”. W kolejnej scenie ci sami – już sobą znudzeni i zblazowani – niemal piłują niegdyś wspólne meble na pół, rozstają się. Taka ekspozycja postaci uruchamia maszynę zabawnych gagów, dwuznacznych dowcipów i komediowych sytuacji, które stanowią istotę przedstawienia. 

Imiona bohaterów są znakiem ich nierozłączności – Jaś nie może istnieć bez Małgosi, Małgosia nie może istnieć bez Jasia. Ich rozstanie jest więc pozorne. Kolejne spotkania prowokują się same, przychodzą jak z nieba, bohaterowie muszą się ze sobą na nowo konfrontować. Jest więc szablonowe, pierwsze „luźne” spotkanie po rozwodzie, poznawanie kochanków swoich ex, przymusowa wigilia u rodziców, którzy nie są wtajemniczeni w konflikt. Wszystkie te historie, jakby inspirowane życiem własnym czy znajomych, są pretekstem dla rozbawienia widza. 

Aktorzy oscylują blisko poetyki znanych nam z telewizji sitcomów – zabawiają pikantnymi pointami, przerysowanymi gestami, nieustannie podkręcając gorącą już atmosferę. Ten mały realizm rozgrywa się w umownej scenerii – scenografia to trzymetrowe, ruchome rusztowania, wyściełane białym materiałem, sugerujące coś jakby domową meblościankę. Skojarzenie jej z meblami Ikei, które funkcjonują dziś w polskiej świadomości jako szczyt elegancji, może również sytuować przedstawienie mocno „tu i teraz”. Opowiada ono bowiem o konkretnym pokoleniu. Bohaterowie słuchają utworów Bajmu, śpiewają nieśmiertelne „Czy te oczy mogą kłamać” – co pozwala widzowi na porównywanie swojego losu (choć z pewnością nie każdego) z losami Jana i Małgorzaty.

Choć, z racji wieku i doświadczenia, obce mi są konflikty czterdziestoparoletnich rozwodników, sprowadzenie tematu do poczciwego kawału podejrzewałbym jednak o uproszczenie. Tak, farsa wymaga perspektywy uproszczonej, tylko czy dwcipy w stylu "Familiady" to nie zbyt wątły materiał na scenariusz spektaklu, nawet rozrywkowego?

Szymon Kazimierczak
Dziennik Teatralny Warszawa
23 stycznia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...