Jeden aktor - trzy kreacje, Stuhr u Jandy
"32 omdlenia" - reż. Andrzej Domalik - Teatr Polonia w WarszawieJerzy Stuhr stworzył znakomite trio z Krystyną Jandą i Ignacym Gogolewskim w "32 omdleniach" Czechowa
Aktor grający Smirnowa dziwnie wszedł na scenę: ukrywając twarz, stając plecami do widowni! Błąd w sztuce? Każdy, kto tak pomyśli, usłyszy wibrujące "Ty ośle!" - charakterystyczny głos znany z dubbingu "Shreka".
Tym mistrzowskim żartem Jerzy Stuhr rozpoczyna "Niedźwiedzia", pierwszą z trzech jednoaktówek Czechowa i paradę plastycznie nakreślonych postaci. Wybitny aktor robi nam frajdę i przypomina teatr, jaki rzadko dziś już oglądamy. Może ktoś złośliwie powiedzieć, że to teatr z brodą - ale brodę też trzeba umieć nosić lub przyklejać. Stuhr, w przeciwieństwie do wielu młodych aktorów, również sztukę kreacji i metamorfozy opanował do perfekcji.
Człapie ciężko w zimowych buciskach, okutany szynelem z ruską papachą naciągniętą na głowę. Gra wierzyciela starającego się odzyskać 1200 rubli od świętoszkowatej wdowy Heleny Popowej celebrującej żałobę po mężu. Smirnow ma być niezdarny, wybuchowy i Stuhr zrobił wszystko, by jego bohater nie miał szansy na zwrot żądanej gotówki. Ale poza ludzkimi śmiesznostkami idealnie wygrywa dobro, które czasami zwycięża w człowieku. Dlatego, gdy bohaterowie pojedynkują się na stereotypy o wadach kobiet i mężczyzn, a nawet chwytają za rewolwery - do końca jest szansa na miłość.
"Widzę ciemność!". Te słowa z "Seksmisji" Jerzy Stuhr uczynił mottem "Oświadczyn", drugiego aktu. We fraku i cylindrze wysubtelniał, przeistoczył się w hipochondryka Łomowa w zalotach u sąsiadki, pani Natalii. Filmowo, wręcz slapstickowo, gra serię omdleń wywołanych tremą i chorobami bohatera. Wiotczeje mu szyja, głowa opada na piersi, oczy wypadają z orbit, a noga i ramię wykonują komiczne ruchy. Matrymonialna farsa wchodzi na jeszcze wyższe obroty, gdy rozpoczyna się sprzeczka o to, czyje są graniczne Wołowe Łączki. Czechow zaprojektował teatralny pomnik pieniactwa. A gdy łączki przestaną być problemem - bohaterowie ujadają na siebie, kłócąc się o to, który pies jest lepszy - Zagraj czy Zabij. Spektakl wyreżyserowany przez Andrzeja Domalika stanowi historię teatru w pigułce.
Finał rozgrywa się współcześnie. Stuhr w kostiumie toreadora gra artystę rozstającego się ze sceną, który próbuje zdobyć się na dystans. Cytuje dawne role - "Hamleta" i "Króla Leara", wspomina sukcesy i sercowe podboje. Ale kiedy podsumowuje słowami Czechowa przygodę opartą na aktorskich kreacjach, rola nabiera osobistego tonu. Po 40 latach grania Stuhr żegna się ze sceną, bo dziś teatr naśladuje życie.