Jednak szata zdobi człowieka

"Sen nocy letniej" - reż. Karol Urbański - Opera Nova w Bydgoszczy

Balet bydgoskiej Opery Nova stanął na wysokości zadania i zabrał widzów w krainę jak ze snu.Kolejny raz dyrektor Maciej Figas postawił na taneczne rozpoczęcie sezonu. Była muzyka, był taniec. I na szczęście bajeczne kostiumy. Balet klasyczny to trudny kawałek chleba. Zespół bydgoskiej Opery Nova nie przed takimi zdaniami jednak stawał i wychodził z nich zwycięsko. Tak było i w minioną sobotę podczas premierowego spektaklu.

Nie można jednak powiedzieć by tym razem nasz balet porwał, zaczarował publiczność. "Sen nocy letniej" w choreografii Karola Urbańskiego to porządna robota, zarówno w pomyśle artystycznym, jak i w wykonaniu. Zabrakło jednak tego czegoś, co ten zespół pokazał wiosną podczas przedstawienia "Zniewolony umysł" Roberta Bondary według Miłosza.

Choreograf mówił przed tamtym przedstawieniem, jak wiele pracy włożył zespół w swoiste "odzwyczajanie" się od klasyki baletowej. Taniec nowoczesny wymagał innych emocji, ekspresji, gestów.

Praca opłaciła się, bo widowisko poruszało do głębi, zostawiało we wnętrzu widzów ślad. W tancerzach pewnie też.

Najnowszy spektakl - "Sen nocy letniej" to klasyka w niemal czystej postaci. Powtarzalność ruchów, zamknięcie emocji w określonych figurach. I być może właśnie to legło u podstawy pięknego, ale nie porywającego przedstawienia.

To zwyczajne podczas premiery, że któryś obrót nie wyjdzie, zeskok da o sobie zbyt głośno znać, ale trzeba przyznać, że w miarę upływu czasu tego dwugodzinnego widowiska wręcz widać było, jak zarówno z solistów, jak i z całego zespołu spada trema, wszyscy dają się

ponieść muzyce Feliksa Mendelssohna, wkraczają w bajkowy świat wykreowany wieki temu przez Williama Szekspira. Widzowie wydawali się podążać za nimi.

Jednak tym co najbardziej zwracało uwagę to nadzwyczajnej, by nie powiedzieć - wręcz bajkowej urody - stroje tancerzy. Kostiumy to dzieło Tijany Tyski. Lekkie, jak sen kreacje opływały tancerki. Do tego przemyślany makijaż zarówno pań, jak i panów. Uroda szmaragdowej zieleni zamknięta w strojach postaci z elfiej krainy.

Osobne słowa uznania należą się Maciejowi Igielskiemu (reżyseria świateł) i Krystianowi Drywie (projekcje mulimedialnej.Udało im się wykreować świat zawieszony gdzieś między jawą a snem, w którym odnaleźli się główni bohaterowie przeniesieni z szekspirowskich Aten do miasta niemal współczesnego, którego ulica łudząco przypomina bydgoską architekturę. Ale i do zaczarowanego gaju.

Światy te łączy sen, który nawiedził młodzieńca. Ów śni całą opowieść, w której gra rolę niesfornego Puka (Tomasz Gruszecki). To dzięki jego psotom Hermia (Mika Kabayashi) najpierw traci kochanka, by jednak w końcu połączyć się z Lizandrem (Tomasz Wojciechowski). Puk miesza też w sercach Heleny (Anna Pietrykowska) i Demetriusza (Mariusz Kowalczyk). Ale najbardziej "grzeszy" wobec królowej elfów, Tytanii (Olga Marczak), kiedy skrapiając jej oczy lubczykiem każe zakochać się w opatrzonym oślim łbem prostaku.

Wszystko jednak zmierza ku szczęściu przy dźwiękach sławetnego marsza weselnego. I nie ma co kryć, że widać było jak te dobrze znane dźwięki wpłynęły zarówno na widownię, jak i na artystów, którzy brawurowo wykonali tańce finałowe.

To dobre i piękne w oprawie przedstawienie, ale po tym, jak bydgoski zespół pokazał na co go stać w innych niż klasyczne formach baletowych, trudno mu będzie dorównać samemu sobie. Wszystko jest jednak możliwe, wszak sztuka to coś jak sen. Marzenie.

Alicja Polewska
Gazeta Pomorska
22 listopada 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia