Jednoosobowa orkiestra

Stanisława Celińska

Stanisława Celińska często powtarza: trzeba kochać teatr w sobie, a nie siebie w teatrze. To jej poświęcony został tom "Niejedno przeszłam", skonstruowany (bo nie tylko spisany jako wywiad rzeka) przez dziennikarkę Karolinę Prewęcką - pisze Hanna Baltyn w Nowych Książkach.

Tytuł recenzji zaczerpnęłam z wypowiedzi reżysera Pawła Miśkiewicza o głównej bohaterce tej opowieści. Omawiałam poprzednią książkę Prewęckiej o Bohdanie Łazuce, uznając ją za zbiór dobrych anegdot, i tyie. Tu autorka zastosowała podobny schemat: rozmowy z aktorką (prowadzone przez ponad rok) przeplatane są wypowiedziami o niej - rodziny, znajomych, przyjaciół, współpracowników z teatru czy estrady. Interlokutorów naliczyłam przeszło trzydziestkę. Mieści się w tym dodatkowym materiale zarówno rozmowa Celińskiej i Andrzeja Wajdy, autora jej pierwszego wielkiego filmowego sukcesu w "Krajobrazie po bitwie", jak i wysnuta z fantazji opowieść ukochanego jamnika bohaterki książki. - Narracje są rozmaitej natury: czasem to wspomnienia, czasem uwagi i obserwacje, czasem ambitne próby analizy i uchwycenia jej fenomenu w dwóch co najmniej wymiarach - jako człowieka i jako niezwykle wszechstronnej artystki. Łączy je nieudawana przyjaźń i podziw dla aktorki, która przy ogromnych talentach umiała zachować świeżość i zwyczajność. Nigdy jej się nie przewróciło w głowie od sukcesów, nigdy się w istocie nie zmieniła, jedynie dojrzała.

Prewęcka zrobiła jako dziennikarka i współautorka znaczne postępy, bo z jej wielokrotnych spotkań z Celińską wyszła relacja o życiu nie po wierzchu; w anegdocie, ale sięgająca w głąb, przedstawiająca doświadczonego człowieka, który dokładnie wie, co w życiu i sztuce jest najważniejsze (wywiady zamyka zresztą Dziesięć prywatnych przykazań Stanisławy Celińskiej). Pisanie tej książki musiało być nie lada przygodą, bo aktorka nie jest "łatwą pacjentką", lecz osobą o zmiennych nastrojach, pragnącą przekazać jak najprecyzyjniej swoje credo, a zarazem pełną skojarzeń, odskoczni i dygresji - od najbanalniejszych, że drzewko za oknem ładnie rośnie, po takie natury filozoficznej. Ale cierpliwość i upór zrobiły swoje. Do tego dochodzi dobry warsztat i sprawny, oddający klimat rozmów, przekaz językowy, dzięki czemu powstała narracja (bardziej tematyczna niż chronologiczna) ciekawa chyba dla każdego czytelnika. A o tę uniwersalność samej bohaterce najbardziej chodziło - by z jej skomplikowanej, pełnej wzlotów, przepaści i meandrów biografii każdy mógł wyciągnąć dla siebie wnioski.

Książkę czyta się łatwo, ale merytorycznie to ciężki kaliber. Powstała taka trochę - żaden to ironiczny przytyk - biblia pauperum, mówiąca najprościej o najtrudniejszych i najważniejszych dla człowieka i dla artysty sprawach, o wartościach i sensach daleko wychodzących poza teatr; o etosie i duchowości praktykowanych w byciu codziennym i na scenie. Aktorka już po publikacji powiedziała, że chciała wreszcie, jako bardzo dojrzała kobieta, zapisać swoje Świadectwo. Przesłanie, żeby własnym przykładem dawać nadzieję innym uzależnionym od alkoholu. Sama wyzwoliła się z nałogu przeszło dwadzieścia lat temu za sprawą modlitwy i głębokiej wiary. Kiedy ma słabsze dyspozycje głosowe, zamiast recitalu opowiada o swych problemach, a ludzie przychodzą, dziękują, płaczą.

Druga ważna sprawa to teatr Krzysztofa Warlikowskiego, "młody teatr", prowokujący, inny, w jakimś sensie rewolucyjny w dziejach powojennej polskiej sceny. Tu trafiła wreszcie na swój idealny model teatru: "Mało realizmu. Misyjny, misteryjny. Oparty na aktorze, na świetle" Z młodszym znacznie reżyserem znalazła nie tylko wspólny język, ale pokrewieństwo dusz, stając się - o czym mówią wszyscy w tę kwestię zaangażowani - prawdziwym partnerem, filarem jego teatru, jego sumieniem i kołem napędowym. Jacek Poniedziałek: "Ona jest jak matka wszystkich matek, ale nie ogólna, lecz konkretna, taka duża, ciężka, jasna, piegowata, o pięknym, troszkę rubasznym uśmiechu i o smutku, niespełnieniu w oczach. Siedzi i wszystko wie. Czasem wrzaśnie, a czasem się rozpłacze albo opowie mocny dowcip. Po prostu jest. Łączy się z mitem matki wyniesionym z naszego dzieciństwa, nie tylko matki, ale też kobiety i Polki" Za odwagę i prawdę, za oddanie się teatrowi do końca w roli tancerki go-go w "Oczyszczonych" dostała w 2002 r. nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza - patrona jej szkoły aktorskiej.

Mnie uderza mądrość i etos teatralny Stanisławy Celińskiej wyniesiony ze szkoły, od nauczycieli. Mimo wszelkich zmian (a kocha zmiany, nie boi się ich, jakby po każdej rodziła się na nowo), mimo odważnego udziału w teatrze eksperymentalnym, który w dużej mierze za jej sprawą wszedł do najmodniejszego mainstreamu, to "stara szkoła". Jej partnerka i przyjaciółka Lucyna Malec zauważa: "Nie odcina kuponów, nie spoczywa na laurach. (...) Broni się przed rutyną. Nawet gdy jest zmęczona, idzie do przodu. Dzięki pracy odzyskuje siły". Celińska mówi, że aktor jest jak barman, "który stoi za barem i rozdziela alkohol. Temu pięćdziesiątkę, temu setkę - lecz sam pozostaje trzeźwy" Że aktor powinien mieć temat roli w sobie. Andrzej Seweryn wspomina, jak kiedyś ta - osiemnastoletnia naówczas - koleżanka dała mu uwagę aktorską, gdy biedził się nad Wielką Improwizacją w Pałacu Młodzieży: "To jest dobrze, dobrze, tylko nie może tak być, że wszystko jest równie ważne". "Niestety później nie zawsze korzystałem z tej genialnej uwagi" - dodaje.

Stanisława Celińska pracuje metodą: od szczegółu do ogółu. Kocha detale, wychodząc od nich, potrafi zbudować rolę. W roli Luizy z Intrygi i miłości był to kostium i dotykanie mebli z epoki. W "Czarownicach z Salem", gdzie zagrała Abigail - za duże, ciężkie buty, żeby się "osadzić" w trudnej roli; w Pannie Nikt - kapeć babci, w który obuta naciska pedał maszyny do szycia. Aby zagrać tancerkę w "Oczyszczonych", poszła do sex-shopu i obejrzała taniec na rurze. Umie "wchodzić" w postać, potrafi znaleźć rolę w sobie. Marek Lewandowski, kolega z czasów szkoły teatralnej, nazywają "naszą Barbrą Streisand". "W aktorstwie (...) wiele już osiągnęła i na pewno wiele przed nią, tym bardziej że dojrzewa jak dobre wino. (...) Bywa, że film czy spektakl nabiera blasku właśnie dzięki jej udziałowi. Jak to mówimy w naszym żargonie, ze Stasi jest prawdziwa aktorzyca, istne zwierzę teatralne".

Hanna Baltyn
Nowe Książki
13 listopada 2012

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia