Jedyny godny uwagi moment w przedstawieniu

"Drugie zabicie psa", Teatr Polski w Bydgoszczy

Do odbioru spektaklu Wiktora Rubina nie jest potrzebna znajomość "Drugiego zabicia psa", bo utwór Hłaski jest tu najmniej ważny. Reżyser wyczarowuje świat sceniczny ze smrodu benzyny z baku motocykla, kłębów nikotynowego dymu i żarzących się w ciemności ogników papierosów.

Bohaterowie, rozmawiając ze sobą, wspominają o Jungu, „Milczeniu” Bergmana, „Antygonie” Sofoklesa, „Makbecie” Szekspira, Zbyszku Cybulskim i Jamesie Deanie, ale ta erudycja przestaje mieć znaczenie w zderzeniu z językiem, jakim się posługują. 

W tej materii prym zdecydowanie wiedzie Johny (Michał Czachor), ale w niczym nie ustępują mu jego ojciec (Jerzy Pożarowski) czy Jakub (Krzysztof Zarzecki). Syn Mary (Beata Bandurska) mówi Robertowi (Mateusz Łasowski) „pokaż chuja, bo będę mówił kurwa”, po czym faktycznie przez dłuższą chwilę powtarza wspomniane słowo. Gdy słyszy reakcję widowni, kieruje kwestię w stronę widza płci żeńskiej, stosownie zmieniając nazwę organu. Również aktywizowanie publiczności bywa żenujące (zakładanie komuś paska do spodni na szyję i proszenie „pobawmy się w wieszanie Saddama”). Cóż po stopklatkach, scenie z „Casablanki” i grymasie Bogarta na twarzy Roberta, skoro grający go Mateusz Łasowski w następnej scenie pluje sobie na rękę? Jedynie Beata Bandurska jako Mary unika efekciarstwa, ale sama nic nie zdziała. 

Lubię metateatralność, ale nie w takim stężeniu. Anita Sokołowska, odtwórczyni roli Leny Starskiej – Latoszek w „Na dobre i na złe”, ogląda kolejny odcinek serialu o perypetiach lekarzy z Leśnej Góry i mówi z ustami pełnymi brzoskwiń (?), plując co jakiś czas kawałkami owocu. Czarnoskóry, niewidomy Portier (Marek Tynda) najpierw – przy dźwiękach metalu - tłucze Johny’ego kijem bejsbolowym, po czym odzyskuje wzrok i ucharakteryzowany na Louisa Armstronga śpiewa „Wonderfull World”. Po scenie przechadza się mężczyzna z odkurzaczem, mający zapewne wyglądać na pracownika teatru, Robert, odbierając Oscara za swój film, zaprasza na bankiet, a Azderbal (Maciej Radel) czeka na lotnisku z tabliczką z napisem „Mr. Rodriguez”. 

Kilkanaście minut przed końcem spektaklu jednemu z widzów zadzwonił telefon. Mężczyzna wstał, przemaszerował tuż przed nosami aktorów i zniknął za kulisami. Michał Czachor znakomicie to ograł, idąc za nim i mówiąc: „zostań, to jest lotnisko” (wszyscy wykonawcy po te kwestii zostali nagrodzeni zasłużonymi brawami). Niestety, był to jedyny godny uwagi moment w tym przedstawieniu.

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice - Gazeta Festiwalowa
16 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia