Jerzy Jarocki w Gazeta Café

o "Tangu" Mrożka w Teatrze Narodowym

W "Gazeta Café" w piątek 4 grudnia spotkanie z Jerzym Jarockim, poświęcone niedawnej premierze "Tanga" Mrożka w Teatrze Narodowym.

Jarocki po sztuki Mrożka sięga od wielu lat. O tej wielobarwnej współpracy reżysera i dramatopisarza pisze krytyk teatralny Janusz Majcherek.

35 lat temu Mrożek w liście do Adama Tarna pisał: „W Dramatycznym w Warszawie Jarocki wystawi moją »Rzeźnię «, z Holoubkiem w roli głównej. Wprawdzie bohater powinien mieć 17 lat, ale widocznie Holoubek też to potrafi”.

Premiera "Rzeźni" odbyła się w marcu 1975 roku i zapoczątkowała, by tak rzec, linię warszawską we współpracy reżysera Jarockiego z autorem Mrożkiem. W ślad za "Rzeźnią" na tej samej scenie pojawiło się "Pieszo" w pamiętnej inscenizacji z 1981 roku. Potem nastąpiła przerwa. Władze stanu wojennego zniszczyły Teatr Dramatyczny, Gustaw Holoubek stracił dyrekcję, rozpadł się zespół. Jarocki jako reżyser "Na czworakach" Różewicza, "Ślubu" Gombrowicza, "Króla Lira" Szekspira, "Mordu w katedrze" Eliota oraz obu sztuk Mrożka był w latach 70. i na początku 80. współtwórcą wspaniałej formy artystycznej Dramatycznego (do dziś nieodzyskanej). Po upadku tego teatru trzeba było czekać ponad 20 lat, aż ponownie zagości w Warszawie na dłużej, tym razem w Teatrze Narodowym, gdzie niezależnie od poskładanego z tekstów Gombrowicza "Błądzenia" i tegoż autora "Kosmosu" reżyser wznowił linię Mrożka, zaczynając od "Miłości na Krymie". Z czym właściwie wiąże się osobna historia, której źródła biją w Krakowie?

Bo jeśli chodzi o teatralne związki Jarockiego z Mrożkiem była też, oczywiście, linia krakowska - w 1965 roku Jarocki wystawił w Starym Teatrze "Tango", zupełnie odmienne od wcześniejszej o parę miesięcy interpetacji Axera, ale bodaj równie doceniane. Z czasem Kraków miał jeszcze oglądać "Garbusa", "Terapię grupową", "Portret" Nie obejrzał natomiast, już w ostatniej dekadzie minionego wieku, "Miłości na Krymie". Mrożek zabronił zmian w utworze, w posłowiu do sztuki żądał od teatru przestrzegania dziesięciu punktów, które między innymi głosiły: "1. Nie nastąpią żadne skreślenia, zmiany ani dodatki w tekście sztuki. 2. Nie nastąpią żadne przestawienia w porządku (kolejności) replik, scen i aktów. ( ) 8. Akcja sztuki będzie się rozgrywać tylko na scenie i w jej ramach ( )".

Autor zastrzegał także, że wiek aktorów będzie się mniej więcej zgadzał z wiekiem postaci, co w jakiś sposób odlegle koresponduje z kąśliwą uwagą o Holoubku grającym w "Rzeźni", a pośrednio rzuca światło na długie (bo trwające od katowickiej "Policji" z 1958 roku), ale chyba nie całkiem proste i łatwe relacje Mrożka i Jarockiego.

Jarocki ma, jak dobrze wiadomo, zwyczaj "przepisywania" wystawianych utworów po swojemu - z dobrym na ogół skutkiem. Przykładem, żeby niedaleko szukać, "Rzeźnia", której Mrożek pewnie nie poznałby na scenie, tym bardziej że wcale jej nie pisał dla sceny, lecz dla radia jako słuchowisko. Tymczasem Jarocki uruchomił w Dramatycznym wielką inscenizację, rzeczywiście wspaniałą, z kapitalnymi rolami Holoubka, Szczepkowskiego i może nade wszystko Zapasiewicza. Tego ostatniego do dziś mam w oczach, jak pojawia się, ciągnąc na postronku niewidoczną, ale ryczącą przerażliwie krowę, która za chwilę w akcie nowoczesnego działania artystycznego zostanie ubita w byłej filharmonii zamienionej w rzeźnię. Wiedziałem, że za kulisami nie ma żadnej krowy, ale zarazem Zapasiewiczowi w roli Rzeźnika-Paganiniego dawałem wiarę do tego stopnia, że ciarki chodziły mi po plecach. Potęga teatru oglądanego za młodu 

Inny przykład reżyserskich ingerencji: "Pieszo" , w które Jarocki włączył fragmenty z Witkacego. Zacytował poniekąd własną inscenizację "Matki"z 1972 roku, stawiając na scenie pamiętną szafę. Holoubkowi ubranemu w marynarski mundurek kazał chodzić po linie, ale w niczym to nie zaszkodziło Mrożkowi. Przedstawienie było znakomite, rozegrane na scenie pokrytej zeschłym błotem, z torem kolejowym biegnącym znikąd donikąd. W pewnym momencie nad widownią przelatywały samoloty-zabawki, ciągnąc za sobą i rozwijając czerwone wstążki. Po chwili całe "niebo" nad głowami publiczności zabarwiło się na czerwone - znak sowieckiej agresji 17 września. Piorunujące wrażenie. 

Dlaczego podczas przygotowań do krakowskiej premiery "Miłości na Krymie" Mrożek postawił tak restrykcyjne warunki, nie wiem. Tak czy inaczej Jarocki odstąpił od reżyserii, a do sztuki powrócił w 2007 roku już w Teatrze Narodowym.

Konflikt w Krakowie, jeśli był to konflikt, nie pozostał bez następstw. W liście do Wojciecha Skalmowskiego pisarz wyraźnie dystansuje się wobec przedstawienia "Historia PRL według Mrożka", które Jarocki zrealizował we Wrocławiu w 1998 roku. Powiada: "Ze składanką wykonaną przez Jarockiego nie mam nic wspólnego, poza wyrażeniem na nią administracyjnej zgody wymaganej w takich wypadkach przez ZAiKS. ( ) Żałuję tylko, że zgodziłem się na tytuł składanki, a zgodziłem się, bo niedopatrzyłem. Tytuł powinien brzmieć: "PRL według Jarockiego - na podstawie tekstów S. Mrożka", a nie "PRL według Mrożka - w reżyserii Jarockiego". 

Warszawska wersja "Miłości na Krymie" jest przypadkiem ciekawym. Jarocki w gruncie rzeczy cały trzeci akt sztuki napisał według własnego uznania. Jak to było możliwe - zważywszy na zastrzeżenia Mrożka - nie mam pojęcia, wydaje się jednak, że inwencja reżysera zadziałała jak bomba z opóźnionym zapłonem, która wybuchła w najmniej stosownym momencie. Wedle mojej wiedzy Mrożek obejrzał "Miłość na Krymie" grubo po premierze i przyjął ją, tak to nazwijmy, powściągliwie. Pozostaje kwestią otwartą - i może warto o to pytać reżysera - czy wrażenie, jakie "Miłość na Krymie" zrobiła na Mrożku, było przyczyną trudności, jakie pisarz czynił niemal w przededniu premiery "Tanga", nad którym Jarocki pracował przez wiele miesięcy, walcząc z przeciwnościami losu (nagła śmierć Zbigniewa Zapasiewicza obsadzonego w roli Wuja Eugeniusza i wycofanie się z tej roli w ostatniej chwili Andrzeja Łapickiego). Premiera po rozmaitych pieriepałkach ostatecznie doszła do skutku, "Tango" spotkało się z rozmaitymi reakcjami, od entuzjazmu do rozczarowania. Ale to temat na osobne opowiadanie, które należy do dziedziny odbioru teatru. Oprócz niej jest jeszcze życie teatru - dziedzina barwna, plotkarska i mitotwórcza, czasem ciekawsza od wydarzeń na scenie, utrwalana w pamiętnikach i wspomnieniach. Jarocki i Mrożek są już wprawdzie klasykami i dawno zostali skazani na wielkość, ale tym bardziej frapują kulisy ich współpracy.

Spotkanie z Jerzym Jarockim w cyklu "Film, muzyka, teatr w Gazeta Café" poprowadzi Remigiusz Grzela. Piątek, 4 grudnia, o godz. 19. ul. Czerska 8/10. Wstęp wolny.

Janusz Majcherek
Gazeta Wyborcza Stołeczna
3 grudnia 2009
Portrety
Jerzy Jarocki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia