Jest wolność, a gdzie równość i braterstwo?

"Przedwiośnie" - reż. Natalia Korczakowska - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Muzyka Fryderyka Chopina tworzy nastrój polski, patriotyczny, święty. Patetyczne akordy przerywa gwałtowne uderzenie, sypią się z jękiem struny fortepianu. Z ciszy wyziera krajobraz odwrócony do góry nogami. Narrator wprowadza widzów w stan hipnozy przenosząc do innego czasu oraz przestrzeni. Tak zaczyna się "Przedwiośnie" na scenie Teatru Wybrzeże, spektakl głęboko osadzony w realiach narodowych, europejskich, a nawet światowych, przemawiający do umysłów i sumień Polaków A.D. 2015.

Realia historyczne

Do realizacji przedstawienia doszło po wygraniu przez realizatorów pierwszego etapu Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa" i otrzymaniu stosownej dotacji finansowej. Konkurs ogłosiły i realizują Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w związku z przypadającym w 2015 roku 250-leciem teatru publicznego w Polsce. Gdańskie "Przedwiośnie" uczestniczy w drugim etapie tego Konkursu, którego rozstrzygnięcie planowane jest na koniec grudnia 2015 roku.

Natalia Korczakowska, autor adaptacji i reżyser, stworzyła spektakl na wskroś współczesny, osadzony w realiach historycznych. Przyświecał jej jasno określony cel - wytrącenie współczesnego Polaka z obojętności i egotyzmu, pobudzenie jego obywatelskiej aktywności. Dwie części spektaklu, z udziałem tych samych bohaterów, rozgrywają się w dwóch okresach i, jak na dłoni, widoczne są podobieństwa, paralele - wydarzeń, zjawisk, postaw, zachowań. Bo Polska nie zmieniła położenia geograficznego. Wewnętrzne swary są naszą cechą od wieków. Wtedy i teraz - po wielu latach niewoli - zachłystywaliśmy się i zachłystujemy wolnością. Były i są rażące nierówności społeczne. A zagrożenie zewnętrzne dawało i daje o sobie znać. Jak długo stan ten jeszcze może trwać? Czy Polacy nie zmarnują tego, co z wielkim wysiłkiem i poświęceniem niedawno wypracowali? Czy aby nie powtórzy się historia?

Akt pierwszy jest artystycznym przeniesieniem powieści Stefana Żeromskiego na scenę. Zacząć trzeba od nadzwyczaj trafnego obsadzenia ról. Wszyscy aktorzy ożywiają powierzone im postaci, wczuwając się w ducha epoki i przydają im indywidualne piętno. Cezary Baryka, w wykonaniu Piotra Biedronia, jest młodzieńczy, butny, często nierozważny i głupi, gubi się, jak wielu młodych ludzi. Poddaje się wpływom osób o różnych spojrzeniach na rzeczywistość i wizjach jej naprawy. Doznaje doświadczeń trudnych, oscyluje pomiędzy ziemiaństwem, z którego pochodzi, a biednym, ale świadomym, ludem. I się uczy, szamocze, szuka formuły patriotyzmu i sposobów naprawienia społecznego zła.

Cezary - szkoła życia

Wokół Cezarego Baryki rozgrywa się akcja, znana, mam nadzieję, widzom z lektury "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego. Pierwszą osobą, z jaką główny bohater popada w konflikt, jest jego matka. W rolę Jadwigi Barykowej wciela się Małgorzata Brajner, tworząc jasno zarysowaną postać - wiernej żony, podążającej za mężem na obczyznę, gdzie tęskni za polskim językiem, kulturą i krajobrazem. I oddanej matki coraz bardziej zawładniętej przez rozbisurmanionego, znającego lepiej język rosyjski, aniżeli polski, Czarusia, pozbawionego silnej ręki, ojca. Jadwiga ze zgrozą patrzy na zachłystującego się ideą i czynem rewolucji Cezarego, wspomaga uciekającą przed bolszewikami rosyjską Księżną (znakomita w tej roli Katarzyna Kaźmierczak, więcej o jej grze aktorskiej później), co ostatecznie przypłaca życiem. I od tej chwili zaczyna się szkoła życia wychuchanego w dobrobycie chłopaka, który staje oko w oko z rzezią Ormian i w trakcie grzebania zwłok ofiar masakry spotyka ojca. Seweryn Baryka (wciela się w postać Cezary Rybiński) przeszedł metamorfozę, uciekł z wojska do Legionów i walczył o wolną Polskę, a teraz snuje przed synem wizję szklanych domów (dziś, popatrzmy na współczesne budownictwo, wyobrażenie Żeromskiego się spełniło), tylko poprzez reformy i pracę u podstaw widzi możliwość naprawy nierówności społecznych w Polsce międzywojennej. Syn jednak jest wciąż pod wpływem idei krwawej rewolucji, której wyznawcą jest jego kolega, Antoni Lulek (Jakub Mróz). Z kolei Szymon Gajowiec (wciela się w bohatera Grzegorz Gzyl) próbuje przekonać Cezarego do powolnych, rozumnych, długofalowych, reform.

Cezary, wraz ze swoim przyjacielem ze studiów, Hipolitem Wielosławskim (świetnie odegrana przez Piotra Witkowskiego rola dorodnego panicza na swoich włościach, kochanego przez rodzinę, będącego w doskonałej komitywie ze służbą), bierze udział w wojnie polsko - bolszewickiej. I tutaj nie rozumiem zabiegu reżysera, dlaczego wkłada w usta ziemianki, matki Hipolita, pani Wielosławskiej (Anna Kociarz) słowa kobiety z ludu, która w sposób prosty a wyrazisty daje upust nienawiści i pogardy dla, wziętych do niewoli przez Polaków, obdartych żołnierzy bolszewickich, którzy jej to właśnie i jej podobnym nieść mieli sprawiedliwość dziejową. Żeromski, wprowadzając tę postać, wyraził satysfakcję, że cały polski naród, nie tylko warstwa bogatych, nowych porządków bolszewików u siebie nie potrzebuje.

Popis aktorskiej gry

W wątki miłosne, w jaki wplątuje się Cezary, niedoświadczony jako mężczyzna i cyniczny po przeżyciach wojennych, po przyjeździe do Nawłoci, wpisana jest dalsza ewolucja bohatera. Nawłoć jest mikroświatem Polski międzywojennej, w której odbicie znajdują odwieczne więzi pomiędzy narodami: polskim, rosyjskim i ukraińskim. Mieszają się tutaj nasze kultury i języki, wdziera historia. Karusia Szarłatowiczówca (Dorota Androsz), wyrzucona w czasie rewolucji z białego polskiego dworu na Ukrainie, w miłosnym szale, wyraża nie tylko namiętność i zazdrość o rywalkę, ale i przywołuje z pamięci obrazy wielkiego - spowodowanego przez bolszewików - głodu na Ukrainie. Kozak - tak było u Żeromskiego - w jej wykonaniu przed obliczem Cezarego to wyraz kobiecego obłędu. Na tym tle, z kwiatkami na głowie, jak czarownica, pochylona nad zdezelowanym fortepianem i wydobywająca z niego dramatyczne dźwięki, działa - także zakochana nieprzytomnie w Czarusiu, okrutna Wanda Obszyńska (Justyna Bartoszewicz). Ale postać Laury Kościenieckiej zdecydowanie przytłacza obie panie. Katarzyna Kaźmierczak stworzyła bohaterkę, jaką mógłby sobie wymarzyć Stefan Żeromski. Piękna, elegancka, może nieco zbytnio w stosunku do młodego Baryki delikatna, bo, choć niewiele od niego starsza, bardziej świadoma siebie, ale i śmiała i bezwzględna. Aktorka pozostawiła w pamięci widzów wrażenie niezatarte, jej Laura, to tkwiący w sercach i umysłach Polaków typ ziemianki, która bardziej ceni sobie wygody życia i dostatek niż prawdziwą namiętną miłość. Katarzyna Kaźmierczak mając dwie - jakże różne - znaczące role w przedstawieniu, zasługuje na szczególne wyróżnienie. Obie - zagrała śpiewająco! Rolę starającego się o rękę Laury Barwickiego doskonale odegrał Maciej Konopiński, jest to postać nie budząca sympatii, myśląca o majątku, tchórzliwa, nie kwapiąca się do walki o wolność ojczyzny. Andrzej Nowiński stworzył kreację odtwarzając postać pana Storzana, przywołuje też słowa Hessela i występuje zza kulis jako Narrator. Mięsistą postać zbudował Jacek Labijak, jego ksiądz Anastazy jest poczciwy, lubiący zjeść i wypić w dobrym towarzystwie, ale swe obowiązki kapłańskie wypełnia z sercem, miłością do ludzi i wiarą w Boga.

W tym nawłockim tańcu bohaterowie cieszą się z odzyskanej wolności, nie widzą, jak wiele spraw jest w ojczyźnie do załatwienia, ile zagrożeń zewsząd ich osacza, odrywają się od rzeczywistości.

(...) w ramach swojej osobistej wolności (...)

Ten cały światek pokazany jest na tle prostej scenografii, zniszczony fortepian ma wymowę symboliczną i pełni niejedną funkcję, po wkroczeniu Hipolita z Cezarym do Nawłoci - u Żeromskiego na ich cześć parobcy strzelali z batów - u Korczakowskiej pracownicy techniczni teatru wiertarkami wrzynają się w instrument, czyniąc wielki hałas. Jest muzyka - motyw przewodni przedstawienia- aria Leńskiego  z opery "Eugeniusz Oniegin" Piotra Czajkowskiego, która łączy bohaterów. A piosenki - przeboje z nagrań archiwalnych - i taneczne rytmy
z epoki określają czas, w którym dzieje się akcja. Bardzo piękne są kostiumy, nawiązujące epoki.

Część druga dzieje się w czasie nam współczesnym. Porównanie obu epok, znalezienie punktów wspólnych, ułatwia widzom sonda uliczna, jaką przeprowadza Cezary, w której biorą udział bohaterowie z pierwszego aktu, ubrani w stroje, trzymający w rękach atrybuty, jakie mamy dziś. Toczy się - mądra, dająca do myślenia, debata społeczno - polityczna pomiędzy Gajowcem i Sewerynem. Pojawia się i znika symboliczna postać Cień (Jakub Mróz). Słyszymy ze sceny fragmenty wypowiedzi znanych mówców. Brzmią teksty znane, ale czy wszyscy pamiętamy na przykład treść - zatwierdzonej przez ONZ w 1948 roku - Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka? Wszystko to kończy dramatyczne przesłanie reżysera. Cień mówi: "W latach 90. zapanowało złudzenie, że każdy człowiek może żyć osobno, w ramach swojej osobistej wolności gdzieś tam pracować, zarabiać możliwie jak najwięcej, używać życia jak najwięcej, a ktoś tam będzie nami rządził. Można się zająć własnymi przyjemnościami, a nie zawracać sobie głowę sprawami tego świata." (...) Cezary odpowiada: (...)"Tę wolną Polskę, z nierównościami społecznymi, zidiocianymi mediami, głupimi politykami - zbudowało nam pańskie pokolenie. (...)" Cień: (...)" Skończymy marnie, jeśli rozsądni ludzie nie podejmą ideałów: równości i braterstwa."(...) Cezary: "Pańskie pokolenie wybrało wolność. Równość i wolność żeście sobie odpuścili. Dlaczego?"

Akt drugi jest do - uważnego słuchania i poddania pod rozwagę przywołanych myśli i stwierdzeń, zajęcia własnego stanowiska wobec Polski, w której żyjemy, włączenia się, każdy na swój sposób, w społeczne życie, reformy i zmiany.

Gorąco przedstawienie polecam!

Katarzyna Korczak
czaspomorza.pl
19 marca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...