Jestem wynikiem Historii

"Polacy" - reż. Gabriel Gietzky - Teatr Polski w Warszawie

Wagon w pociągu, który hałaśliwe zmierza w pewnym kierunku. Ale w jakim? A może w kilku kierunkach? Dokładniej, w dwóch. Wagon ten jest bowiem sceną dla dwóch wybitnych postaci –Stefana Wyszyńskiego i Witolda Gombrowicza.

Teatr dwóch aktorów. Po jednej stronie przepełniony miłością (niemal bezwarunkową) do Ojczyzny, Boga i każdego, nawet najgorszego człowieka - Wyszyński. Po drugiej kpiący, piętnujący i prowokujący zastaną rzeczywistość - Gombrowicz.

Teatr bardzo dobrych aktorów. Olgierd Łukaszewicz wykreował postać kardynała prawdziwie ludzkiego. Nie tego, którego znamy ze zdjęć, ale tego, który pozawala nam dostrzec prawdziwe cierpienie tkwiące w każdym, kto nie boi się myśleć i refleksyjnie, i przyszłościowo. Taki właśnie Wyszyński nieco nerwowym, ale zarazem pewnym i stanowczym krokiem przechadza się wzdłuż wagonu, mijając co chwilę, podekscytowanego Gombrowicza. Skąd w Gombrowiczu, granym przez znakomitego Radosława Krzyżowskiego, to pobudzenie? Cóż, spotkania, takie spotkania, nie zdarzają się często, dlatego trzeba je wykorzystać. Wycisnąć z nich jak najwięcej.

W dramacie takim jak ten nie mogło zabraknąć wątków ważnych nie tylko dla każdej z postaci na scenie, ale dla każdego z Polaków. Jest więc mowa o patriotyzmie (tym dobrze i tym źle pojmowanym), o trudności w rozumieniu chrześcijaństwa, o próbach poznawania Boga i o Polsce, przede wszystkim. Tematy, wydawałoby się, już tak „przegadane", że cóż więcej można powiedzieć? Otóż można, jeśli tylko nie brakuje ostrego widzenia świata, odwagi w piętnowaniu kompleksów i przyzwoitości w mówieniu o błędach. To wszystko czyni rozmowę tego niespotykanego duetu interesującą, ale też obwiniającą. Bo trudno po skończonym spektaklu wyjść bez dręczących pytań: a w którym miejscu ja się znajduję? Do kogo mi bliżej? Do Gombrowicza czy Wyszyńskiego? Jednak pytania te nie są do końca dobrze postawione. Bo przecież w każdym z nas, w każdym Polaku, jest i odrobina świętego Prymasa, i nieco poszukującego prowokatora, Pisarza.

Olgierd Łukaszewicz w zniszczonej sutannie z wojskową czapką na głowie i wytartym płaszczu. Trochę zagubiony, z cierpieniem w oczach i na duszy, czasem zmęczony, ale zawsze silny i pewny słuszności drogi, którą wybrał. A obok Radosław Krzyżowski w świetnie skrojonym letnim garniturze, modnym kapeluszu i palcie. Pierwszy posila się suchym chlebem i wodą, drugi zielone winogrona popija czerwony winem. Kłótnie, swary, prowokacje, ale, nade wszystko, chęć zrozumienia.

Gombrowicza i Wyszyńskiego wiele dzieliło, jednak łączyło coś ważnego - każdy z nich dążył do Prawdy i próbował zrozumieć rzeczywistość. To, że posługiwali się innymi metodami, nie oznacza, że nie podążali tą samą drogą. Podobnie jest z Łukaszewiczem i Krzyżowskim. Każdy z nich jest wybitnym aktorem, ale i obaj mają różne temperamenty. Stonowany, jakby z oddali przypatrujący się Łukaszewicz i ekspansywny, wyrazisty Krzyżowski stworzyli duet, który niepokoi widza.

Gombrowicz zwykł mawiać: „Jestem wynikiem Historii, ale wynik ten mnie nie zadowala". Dla pisarza „polskość" to pospolitość, dla kardynała „polskość" jest wielkością. Trudno orzec, co chciał tak naprawdę pokazać reżyser, Gabriel Gietzky. Fragmenty Gombrowiczowskich „Dzienników" i homilii Wyszyńskiego to chyba nieco za mało, by zrozumieć istotę działań i poglądów bohaterów. A może Gietzky chciał tylko udowodnić, że to, o czym dyskutowali bohaterowie jest nadal aktualne?

Paulina Aleksandra Grubek
Dziennik Teatralny Warszawa
22 grudnia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...