Jesteśmy sumą wyborów

"(A)pollonia" - 16. Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Zakończeniu XVI Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych towarzyszyła szczególna atmosfera - "(A)pollonia" Krzysztofa Warlikowskiego po tygodniowej żałobie narodowej nabrała nowego wydźwięku, wzbogaciła się o nowe sensy, zachwyciła publiczność. Przesuniecie spektaklu na poniedziałek było jedną z najrozsądniejszych i najbardziej słusznych decyzji organizatorów, za którą widzowie wyrażali wdzięczność podczas spotkania z twórcami.

Spektakl Krzysztofa Warlikowskiego to przedstawienie niezwykłe, wzruszające, poruszające tematy bardzo bolesne, jednak kontekst, w jakim zaprezentowano spektakl tym razem miał wyjątkowo duży wpływ na odbiór. Zgromadzeni na spotkaniu z widzami twórcy „(A)polloni” odczuwali satysfakcję widząc, że publiczności ten spektakl był bardzo potrzebny, pozwolił na oczyszczenie się z emocji, które towarzyszyły nam od wielu dni. Jacek Poniedziałek słusznie zauważył, że teatr zawsze funkcjonuje w jakimś kontekście, jednak rzadko można oglądać publiczność do tego stopnia jednomyślną, identycznie odbierającą sceniczne zdarzenia. Był to z pewnością najbardziej niezapomniany punkt Festiwalu, którego ciągłość przerwały tragiczne wydarzenia mające miejsce pod Smoleńskiem.

W spektaklu nieustannie przeplatają się dwie rzeczywistości - swoje dramaty, wzloty i bolesne upadki przeżywają postaci mitologiczne (Ifigenia, Klitemnestra, Agamemnon, Apollo, Alkestis, Admet, Herakles, Orestes, Thanatos) oraz umierający w czasie II wojny światowej Żydzi, którzy pojawiają się wyłącznie jako bohaterowie wspomnień, opowiadań i zeznań świadków tamtych zdarzeń. Trzonem narracyjnym wątku żydowskiego jest znana z twórczości Hanny Krall historia Apolonii Machczyńskiej (Magdalena Cielecka), mieszkanki Kocka, która podczas wojny ukrywała w stodole 25 Żydów, za co została rozstrzelana przez Niemców (znaleźli ją wraz z dziećmi ukrywającą się we wsi Plebanki). Historię Apolonii poznajemy za sprawą opowieści Ryfki (Ewa Dałkowska), którą tamta ocaliła - przed Sędzią Izraela (ubrany w błazeński strój Andrzej Chyra, którego twarz zdobi wymalowany szminką jokerowski uśmiech) kobieta opowiada o wydarzeniach sprzed lat, ale syn Apolonii Sławek (Marek Kalita) nie potrafi wybaczyć Ryfce i jej rodakom, że przez nich zginęła jego ciężarna matka. Głównym wątkiem mitologicznym staje się opowieść o Alkestis (Magdalena Cielecka), która - jako jedyna z członków rodziny - zdecydowała się oddać życie za swego męża Admeta (Jacek Poniedziałek). Tak oto Apolonia i Alkestis stają się symbolem bezinteresownej ofiary (zagranie obu postaci przez jedną aktorkę nie jest tu bez znaczenia) - czegoś, co nam wydaje się tak abstrakcyjne, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie ogromu ich poświęcenia. W pierwszym odruchu większość z nas przyzna, że oddałby życie za każdego z członków swojej rodziny, jednak kiedy kamera wyłapuje z widowni twarze kolejnych widzów pytając ich o to, czy złożyliby się w ofierze, nikt nie przytakuje. Po tym, jak na oczach widzów umierała Alkestis nikt nie ma już odwagi skłamać.

„(A)pollonię” rozpoczyna historia Amala, żydowskiego chłopca, który wspiął się na „najwyższy stopień drabiny uczuć, stopnie wagonu” i zginął - jak setki tysięcy jego rodaków. Amal i jego ciotka to lalki animowane przez Macieja Stuhra i Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik - zastosowanie takiego zabiegu boleśnie wzmacnia przedmiotowy stosunek Niemców do Żydów, traktowanie swoich ofiar jak zabawek, nie mających duszy istot, z którymi nie sposób się identyfikować. Kiedy chwilę potem oglądamy Agamemnona (Maciej Stuhr) który wróciwszy z wojny krzyczy, że to już się więcej nie powtórzy, że przecież z tego, co się stało, wyciągnęliśmy wnioski, wydarzenia XX-wiecznego ludobójstwa stają się czymś w rodzaju potwierdzenia ostatecznej konkluzji Agamemnona, który stwierdził, że „w pewnym sensie wojna nie kończy się nigdy”. Krwawa wyliczanka, której wysłuchujemy chwilę później, uświadamiająca nam, że podczas II wojny światowej co 4,6 sekundy ginął człowiek pokazuje, że ci, którzy zabijali, zawsze wierzyli w sprawiedliwość, a losy ofiar XX-wiecznych wojen są kontynuacją cierpień Orestesa (Maciej Stuhr), którego matka Klitemnestra (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) zabiła męża, Ifigenii (Magdalena Popławska), która miała zostać złożona w ofierze, czy Alkestis, która z miłości zrezygnowała z życia, jakie stało przed nią otworem.

Drugą część spektaklu rozpoczyna półgodzinny wykład Elizabeth Costello (Maja Ostaszewska) o holocauście zwierząt, w którym kobieta na przemian przywołuje historię XX-wiecznych obozów śmierci, metod stosowanych na zwierzętach w celu uśmiercenia ich lub przeprowadzenia badań laboratoryjnych oraz opowieść o małpach, które badacze głodzili w celu zmuszenia ich do nauczenia się określonych zachowań. Przemówienie Costello nie jest jedynym tekstem wplecionym w strukturę spektaklu - pojawia się tu także wiersz Marcina Świetlickiego, motywy ze „Sprawozdania dla Akademii” Franza Kafki, czy opowieść o życiu seksualnym delfinów. Reżyserowi udało się jednak uzyskać niezwykłą jednorodność stylistyczną, połączyć wszystko w spójną całość, co przy zastosowaniu tylu tekstów jest nie lada osiągnięciem. Istotny jest także fakt, iż historia jest niezwykle czytelna, nie pozwala widzowi zgubić się w gąszczu wątków i postaci. Krzysztof Warlikowski stworzył zachwycającą wizualnie opowieść o ofiarach i katach, o bezgranicznym poświęceniu i bezcelowym cierpieniu. Diagnoza Elizabeth Costello, która stwierdza, że nie ma kary, brzmi jak najokrutniejszy wyrok. Jednak fakty przemawiają na korzyść jej opinii.

W opozycji do przerażającego przesłania stoi warstwa wizualna spektaklu - dopracowana w najmniejszych szczegółach, zachwycająca. Choć reżyser zastosował wiele ryzykownych rozwiązań (Apollo ma na plecach wymalowaną pacyfkę, serce przebite strzałą i szubienicę, na której wisi Gwiazda Dawida), to jednak w połączeniu z doskonałą muzyką (piosenki śpiewane na żywo przez Renate Jett przy akompaniamencie zespołu to jedna z najmocniejszych stron przedstawienia) każda ze scen pozostawia niezatarte wrażenie. Scena to długi na kilkanaście i szeroki na kilkadziesiąt metrów pas, pozwalający na symultaniczne prezentowanie 3 opowieści, trzech różnych rzeczywistości. Scenografia oparta jest na trzech elementach - pośrodku sceny znajduje się coś w rodzaju metalowego, wysokiego baldachimu, w którego suficie umieszczonych jest kilkadziesiąt czerwonych i białych żarówek (kiedy czerwone żarówki się zapalają i rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego, trudno o zachowanie zimnej krwi), z lewej strony sceny znajduje się podłużna kabina w kształcie prostopadłościanu, posiadająca pleksiglasowe boki - to pokój Alkestis, natomiast zbudowane z przezroczystych ścian pomieszczenie w kształcie sześcianu znajdujące się z prawej strony sceny to łazienka (2 muszle klozetowe, 2 łazienkowe krany), w której rozgrywa się znaczna część akcji. Nie sposób zapomnieć ani umierającej powoli Alkestis, która stopniowo przestaje słyszeć, a następnie widzieć swojego męża, ani gwałtu na Apolonii dokonanego przez nazistowskiego oficera, ani zbrodni dokonywanych na zwierzętach, które pojawiają się przed naszymi oczami wyłącznie za sprawą siły sugestii Elizabeth Costello. Siłę oddziaływania obrazów wzmacniają projekcje wideo, które widzowie oglądają na znajdującej się naprzeciw publiczności ścianie.

Krzysztof Warlikowski zaprezentował widzom piękną, przerażającą opowieść o tym, że między oddaniem życia za drugiego człowieka, a śmiercią, nie musi stać znak równości. Czasami taka ofiara oznacza egzystencję w piekle, życie, któremu nieustannie towarzyszy szelest rzeki podziemnej - wody, która każdego dnia zabiera człowiekowi wszystko, co kiedykolwiek było dla niego istotne.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
21 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia