Kabaretowy wieczór z widokiem na morze
"Słodkie lata 20., 30..." - reż. J. Szurmiej - Teatr Miejski, GdyniaŻycie ci się zaczyna zapętlać? / Chociaż lato - jest chłodno na dworze... / Słuchaj - to dla ciebie pierwsza - piosenka / Jeszcze refren do tegoż dołożę; / Wieczór - gdyński wieczór / Piękny wieczór z widokiem na morze.
Orłowo to perła w koronie Trójmiasta. Nieprzypadkowo Stefan Żeromski pisał tu „Wiatr od morza". Julia Wernio, która wymyśliła i właśnie tu wkomponowała teatralną Scenę Letnią - miała wizję spacerującego pod klifem Stanisława Przybyszewskiego. Ba! Miejsce na teatr - musi być magiczne.
To ona zaimportowała znakomitego krakusa - Piwniczanina Marka Pacułę, który przed dekadą, zrealizował w Teatrze Miejskim serię wspaniałych spektakli kabaretowych. Wspomnę tylko „Zwierzenia Koniecznego - czyli jaki jesteś smutny pod oknem..." czy przedstawienia wg tekstów Dymnego i Boy`a. Zatem zespół teatralny, który w swoim istotnym korpusie przetrwał do dzisiaj (Darek Siastacz wywędrował do stolicy, a Sławek Lewandowski jeszcze dalej niż daleko...) - jest jak najbardziej predystynowany, by usatysfakcjonować tak przyjezdną, jak i wybredną trójmiejską publiczność, dobrym kabaretowym widowiskiem.
Inżynier Mamoń (Maklakiewicz) w kultowym filmie Piwowskiego „Rejs" - przekonuje Himisbacha, że ludzie lubią słuchać tego właśnie , co dobrze znają. A kto nie zna: „Małego kina", „Ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal" czy „Miłość ci wszystko wybaczy"... To crème de la crème międzywojnia. To Tuwim, Hemar, Tom. Ordonka, Pogorzelska, Zimińska. No i pozostaje jeden jeszcze element - Pantokrator. Ktoś, kto tej hybrydzie hitów, składance znanych i lubianych piosenek, nada indywidualny i nowy zarazem ryt i charakter. W latach osiemdziesiątych wybrałem się we Wrocławiu do Teatru Współczesnego na „Sztukmistrza z Lublina" wg I.B. Singera. Brawurowo wtedy wyreżyserował ten trudny, wypreparowany z powieści musical, nieznany podówczas szerzej, Jan Szurmiej. Później (1995) podbijał już Chicago realizując w „Copernicus Center" - „Anię z Zielonego Wzgórza". Dzisiaj to wytrawny spec, Maestro - jeden z nielicznych, co tak musicale wodzą. Tu na okładkę dał piosenkę o Gdyni, co się do snu układa, a „Świętojańską idziemy tak jakbyśmy szli przez życie". W końcu kabaret to też przestrzeń i konkret. To szmonces i mistyka finansów Rappaporta, który nieopatrznie pożyczył Goldbergowi 800 zł. No bo słodkie życie musi słono kosztować, więc jest i „Sex appeal" i „Bubliczki". Za to nie ma polityki, bo szczególnie w lipcu, polityka to „dzielenie włosa na 4-ry na głowie kogoś, kto jest łysy". Są w końcu wakacje i publiczność woli niezbyt wyszukane grepsy np. o żonie , która „mówi cały czas, ale o czym mówi, tego nie mówi..." . No bo przecież męska część publiczności zdaje sobie sprawę z tego „jakie mądre byłyby kobiety, gdyby miały te rozumy, które potracili dla nich mężczyźni". Czyli miłość," ta zjawa, o której wszyscy słyszeli, a mało kto ją widział" i wspaniała Dorota Lulka , co „ci wszystko wybaczy". Dorota - przetrwalnik najszlachetniejszej melancholii. Rewers naszego kabaretu - „zimny drań" - Bogdan Smagacki. I tak perełka za perełką. Nie sposób wymienić wszystkie.„Małe kino" - Rafała Kowala i Beaty Buczek- Żarneckiej. Przepyszny pastisz („Pierwszy znak - to serce drgnie...") Beaty Olgi Kowalskiej. Lolo Majcher & Bolo Wichajster czyli Żarnecki & Krzycki. Tu ewidentnie trzeba dodać, że Mariusz Żarnecki jest wszędzie - w chórze, w szmoncesie, jako Naczelnik Wydziału Grobownictwa i tako też świetny w romansie „Ty mnie nie kochasz - ja to wiem...". Bo pełni też w przedstawieniu istotną funkcję asystenta reżysera.
I kiedy spektakl dobiegał końca, nad zatokę napłynęły metafizyczne pastelowe niebiesko-kobaltowe chmury, jakby zaprojektowane do klimatu retrospektywy sprzed 80-ciu lat. Jak ze starego, w sepii, zdjęcia z lat 30-tych. Puentując - widowisko jest dobrze skrojone, idealne w tempie i będzie na pewno hitem sezonu. Ale aby nie było tak pięknie, ot taki sobie drobiażdżek. Pan, panie reżyserze, jest wyjątkowo sprawnym fachowcem. Ale teksty piosenek, tych dwóch o Gdyni, lepiej było zlecić tekściarzom...:)