Kabarety i publiczność trzeba ujarzmiać
Rozmowa z Robertem KorólczykiemRybnicka Jesień Kabaretowa już w czwartek rozbawi gości klubu Energetyka. Ale tylko tych, którzy zdobyli bilety. - Gdy zaczynaliśmy Ryjek, na sali było 50 osób. Nikt nie przypuszczał, iż dojdzie do sytuacji, że będziemy tłumaczyli się z braku biletów - mówi Robert Korólczyk, dyrektor artystyczny. Zaproszenia do wygrania w piątkowej 'Gazecie Co Jest Grane'. Marcin Mońka: Na czym polega fenomen Ryjka? Robert Korólczyk, dyrektor artystyczny Ryjka, współtwórca Kabaretu Młodych Panów: Myślę, że w samej atmosferze, którą co roku tworzą kabarety, oraz w sposobie, w jakim podchodzą do festiwalu. Wszyscy bardzo mocno się angażują. Mamy przecież nietypowy konkurs, bo poszczególne programy oceniają nawzajem kabarety. Nie jest to typowy festiwal kabaretowy, a sami uczestnicy pozwalają sobie na szaleństwo. Po prostu mogą na Ryjku zrobić więcej niż gdzie indziej. Nie myśleliście, aby wyjść poza klub Energetyka? Co roku chętnych jest kilkakrotnie więcej niż biletów na Ryjek. - Nie ma takiej sali w Rybniku, która miałaby atmosferę, jaka panuje w klubie Energetyka. Kabarety nie lubią grać koncertów galowych w Teatrze Ziemi Rybnickiej, bo uważają go za miejsce zimne. Gdy zaczynaliśmy Ryjek, na sali było 50 osób. Nikt nie przypuszczał, iż dojdzie do takiej sytuacji, że będziemy musieli tłumaczyć się z braku biletów. Kabarety traktują Ryjek trochę jak poligon doświadczalny? - Oczywiście że tak. Często tu eksperymentują. W Rybniku pojawiają się kabarety, które na co dzień nie stają do żadnej rywalizacji. Tutaj przyjeżdżają, bo w pewnym sensie otrzymują materiał na nowy program. Sami nieraz podkreślali, że jeśli spośród ośmiu skeczy [tyle muszą pokazać w ramach konkursu - przyp. red.] sześć okaże się dobrych, to będzie sukces i mają gotowy programik. Później zdarza się, że te skecze oglądam na różnych przeglądach w kraju w zmodyfikowanych wersjach. I robi mi się miło, gdy myślę, że ich premiera odbyła się w Rybniku. Nie boicie się, że któryś z kabaretów narobi tzw. obciachu? W końcu to materiał, którego nikt wcześniej nie widział. - Jako organizatorzy staramy się jeździć po festiwalach i oglądać kabarety. Zapraszamy tylko takie, dla których sprawą honorową jest pokazać dobry skecz. Mogą się wygłupić, jednak nigdy nie zrobią obciachu. Mocne numery miał kabaret Fraszka - były prowokacyjne, lecz był w nich sens, choć wzbudzały kontrowersje. Jak powstają tematy ryjkowych konkurencji? - Idziemy różnymi tropami. Kiedyś np. tematy wymyślił kabaret Dno, bo zdobył najwięcej Koryt na Ryjku, innym razem stworzył je Władek Sikora, ojciec chrzestny Ryjka. W tym roku same kabarety składały propozycje, później zebrała się komisja i losowaliśmy. Jako Kabaret Młodych Panów współorganizujecie Ryjek. Nie jest Wam trochę żal, że nie startujecie w konkursie? - Po pierwsze, nie dalibyśmy rady. Kiedyś występowałem na Ryjku i organizacyjnie trudno nam było wszystko uchwycić w całość. Kabarety i publiczność trzeba ujarzmiać, bo to nieprawdopodobny żywioł. Jednak jest nam żal. Poważnie jednak myślę o tym, by w przyszłym roku wziąć udział. Trzeba by było jednak przekazać komuś konferansjerkę. Istnieje jakaś recepta na zwycięstwo? - To całkowity spontan. Można iść w różnych kierunkach - robić wrażenie na kabaretach albo na publiczności. Po tylu latach wciąż przekonuję się, że nie ma na to żadnej recepty. Ryjek jest nieprzewidywalny. Myślę jednak, że jest jeden dobrze sprawdzony sposób - konsekwencja. Cenię i szanuję te kabarety, które mimo wielu zmian pozostają przy swoim.