Kamień, mit i czekolada

"Kamień." - reż. Adam Nalepa - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Najnowsze przedstawienie w gdańskim Teatrze Wybrzeże nie przyniosło efektów zniewalających. Było przyzwoicie i rzetelnie, lecz bez euforii i odwagi. Wielkość i magia czekają zapewne w kolejce po...

Zamknięta przestrzeń wyznaczona czarną linią flamastra, wzbogacona czterema krzesłami, fortepianem, drobnymi rekwizytami, sceny dzielone gaśnięciem świateł i „didaskaliowymi” słowami aktorek, cztery daty wyświetlane na ekranie kreślące ramy akcji, między którymi przemieszczają się postacie to „Kamień” w reżyserii Adama Nalepy, rocznik \'72. Prosta scenografia, nieskomplikowane środki wyrazu i pomieszanie czasowe to atuty spektaklu, próbującego mierzyć się z uniwersalizacją przekazu (a kamień niegdyś był miarą odległości i wagi).

Nalepa fragmentarycznie i wybiórczo przedstawił losy trzech rodzin okresowo mieszkających w DOMU. W 1935 w DOMU dochodzi do transakcji między uciekającymi przed nazizmem Shwarzmanami - Żydami a czystymi aryjczykami Heisingami; w 1953 Heisingowie uciekają z DOMU przed komunistami do RFN; w 1978 Heisingowie odwiedzają DOM zamieszkiwany przez inną rodzinę (tylko z programu i tekstu źródłowego można się dowiedzieć, że przez polską rodzinę); w 1993 Heisingom udaje się ponownie zasiedlić DOM, zmuszając jednocześnie inną rodzinę do jego opuszczenia ( a zatem nikt „nie siedzi kamieniem” w DOMU). Jakie są skutki tych przesiedleń?

W 1935 nowych lokatorów witają kamienie wpadające przez okna, które kiedyś otwierali Żydzi; w 1953 mit o dziadku bohaterze i kamień zostają zakopane w przydomowym ogrodzie; w 1978 pada obietnica zakupu czekolady za opuszczenie domu i następuje udana próba odkopania kamienia; w 1993 czekolada nie jest już przedmiotem transakcji a jedynie niezaspokojoną, dziecięcą fantazją, rację bytu odzyskuje mit, ponieważ tylko on tłumaczy lata spędzone poza domem i tym samym zależności miedzy członkami rodziny Heisingów. Babka odbrązawia historię męża (nigdy nie pomagał Żydom), wywołując chwilowy szok u córki, która szybko wchodzi ponownie w rolę opiekunki i strażniczki mitu, wnuczka wygłasza pochwały o dziadku, nie mogąc jednak mieszkać w jego dawnym domu (zatem tylko babce spadł kamień z serca).

Mariusz von Mayenburg burzliwą historię swego narodu przedstawia w niechronologicznych odsłonach, Adam Nalepa korzysta z tego pomysłu, wyposażając swe bohaterki w elastyczne historycznie nawyki, symbole i wcielenia. Niestety sam tekst rozczarowuje jałowością i brakiem głębi. Być może dlatego właśnie jest niby recytowany, niby grany. Sam tytuł sztuki nie znajduje pełnego uzasadnienia i odzwierciedlenia w tekście i na scenie. Stanowi pewien element dramaturgiczny, lecz jest niedopracowany ( jak kamień rzucony w wodę). Migawki z życia poszczególnych postaci zyskują incydentalnie na sile.

Najbardziej energetyczna jest Hanna, w tej roli Justyna Bartoszewicz, która nazywa i staje w szranki z rodzinnymi lękami. Bartoszewicz dała pokaz aktorstwa skupionego i sprawnego, ale bez fantazji wpisanej w rolę wiodącą. Świetnie odegrała scenę poniżania Shwarzmanowej, zmuszonej do upadlającego biegu wokół fortepianu; była wiarygodna w scenie masturbowania; umiała skupić uwagę rozdzierającym krzykiem własnych prawd ( a kamienie wołać będą). Marzena Nieczuja-Urbańska zagrała nieco topornie, w stylu pomiędzy groteską a karykaturą. Swobodnie na scenie czuła się Wanda Skorny, będąc tą, która przyszła zburzyć spokój. Robi to metodą podchodów i przyczajenia, by w końcu tak naprawdę niczego nie zyskać. Zresztą żadna z postaci nie wygrywa, ostatecznie wpisując się tylko w rolę uczestnika historii.

Można zadać sobie pytanie czy warty jest wysiłek sceniczny budowany na słabym tekście niemieckiego dramaturga? Poszukiwania powinny zasadzać się na utworach uznanych literacko lub ze skłonnościami do literatury wysokiej. A może dla kilku niezłych scen i pomysłów (jak prologowa i końcowa gra na instrumentach wszystkich aktorek lub prawdziwe płomienie wewnątrz fortepianu) należy zachęcać do przyjścia do teatru? Za odpowiedź niech posłuży ostatni kamyk: „Kamyk jest stworzeniem doskonałym równy samemu sobie pilnujący swych granic wypełniony dokładnie kamiennym sensem o zapachu, który niczego nie przypomina niczego nie płoszy nie budzi pożądania jego zapał i chłód są słuszne i pełne godności.”

Teatr Wybrzeże Marius von Mayenburg, Kamień. Przekład: Jacek Kaduczak. Reżyseria i scenografia: Adam Nalepa. Dramaturg: Jakub Roszkowski. Kostiumy: Magdalena Gajewska. Muzyka: Marcin Mirowski. Asystent reżysera: Susanne Sitzler. Występują: Justyna Bartoszewicz, Magdalena Boć, Alina Lipnicka, Marzena Nieczuja-Urbańska. Wanda Skorny. Prapremiera polska 4 września 2009, czas trwania: ok. 80 minut.

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
8 września 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia