Kap, kap, płyną łzy…

"Deszczowa piosenka" - reż. Wojciech Kępczyński - Teatr Roma w Warszawie

Scena teatru Roma, najlepszego teatru muzycznego stolicy, zniosła już wiele wpadek obsadowych, jednak zawsze broniła się doskonałą grą zespołową, świetnymi piosenkami i genialnymi choreografiami. W „Deszczowej piosence” niestety się to nie udało, bowiem cały musical zdominowały jedna fatalnie wykonana rola i brak pomysłu reżysera na wykonanie poszczególnych scen.

„Deszczowa piosenka", historia trójki przyjaciół ukazana na tle narodzin kina dźwiękowego, dzięki przebojom takim jak „Good Morning" i oczywiście „Singin' in the rain", skradła serca wielu melomanów. Jednak jako wyznawczyni Lloyda Webbera i Gershwina muszę stwierdzić, że tym razem wybór musicalu nie był tak trafny jak w przypadku poprzednich przebojów Romy („Nędznicy", „Upiór w Operze" czy „Crazy For You"). Tym większy nacisk powinien być położony na wykonanie. Niestety, w niejednej scenie brakowało pomysłu reżyserskiego, choreografii z polotem charakterystycznym dla poprzednich musicali czy nawet rzetelnej gry aktorskiej.

Musical jak zwykle wystawiony był z rozmachem charakterystycznym dla tego pięknego teatru. Woda lała się strumieniami, świetne stroje współgrały z interesującą scenografią, orkiestra jak zawsze zachwycała. Jan Bzdawka (znany m.in. z „Crazy For You") jako Cosmo Brown rozczulał i rozśmieszał, ponadto doskonale śpiewał i dobrze tańczył. Widz zupełnie nie rozumiał zachwytu głównej bohaterki Donem Lockwoodem, bo Dariusz Kordek prezentował zaledwie dostateczny poziom gry aktorskiej, śpiewu i tańca, a przy Bzdawce wydawał się mdły i niewyraźny. Ewa Lachowicz jako Kathy Selden uwodziła śpiewem, jej słodki głos świetnie pasował do kreowanej roli, jednak czegoś w niej zabrakło. Zaczęła mocno, dając nadzieję, że stworzy najlepszą rolę tego musicalu, jednak wraz z upływem czasu coraz bardziej szarzała, z charyzmatycznej, zadziornej dziewczyny zmieniając się w pomiatanego i cichego kopciuszka. Jakub Szydłowski brawurowo zagrał dyrektora Simpsona, pokazując, że w teatrze muzycznym można oczekiwać doskonałej gry aktorskiej. Serca widzów skradł jednak Tomasz Pałasz jako nauczyciel dykcji, fenomenalny wprost tancerz, dzięki któremu zdecydowanie najlepszą sceną całego spektaklu stał się utwór „Mojżesz, czy możesz".

Ale cóż z tego, że na scenie znalazło się czterech aktorów, którzy prezentowali wysoki poziom, jeśli cały spektakl zniszczyła fatalnie zagrana rola Liny Lamont. Malwina Kusior była irytująca i wulgarna w swojej próbie bycia zabawną, jej skrzeki i okrzyki nawet nie przypominały naturalnego głosu, pozbawiona gracji mizdrzyła się do widza, gdy po jej stronie stała tylko i wyłącznie uroda, a to chyba za mało. Kiedy wchodziła na scenę, inni aktorzy wręcz przygasali, a widzowi chciało się prosić Talię (a nawet i Melpomenę) o interwencję deus ex machina, niestety za każdym razem Muza ignorowała jego błagania. Dlaczego w roli komediowej obsadzona została osoba pozbawiona umiejętności aktorskich? Wciąż pozostaje to dla mnie zagadką.

Niestety to nie koniec wpadek „Deszczowej...". Roma, która zawsze zachwycała układami tanecznymi i ich wykonaniem, tym razem zawiodła. Znaczna część choreografii (ułożonej przez Agnieszkę Brańską) przypominała tę z „Crazy For You", była też mniej efektowna. Zastanawia również fakt, że najwyraźniej w Romie nie tańczą wybitni tancerze, których przecież w Warszawie nie brakuje. W tłumie zawsze wypatrywało się fenomenalnego Pałasza, jako że reszta przy nim bladła, jednak nie było to spowodowane tylko i wyłącznie wdziękiem tego tancerza. W spektaklu nie uniknięto także dłużyzn. Skoro reżyser nie postawił na mocny pod względem aktorskim zespół, to dlaczego silił się na tak wiele dialogów? Kolejne pytanie, na które pewnie nie znajdę odpowiedzi.

Jeżeli wybrać się na „Deszczową piosenkę", to tylko w obsadzie innej niż z Malwiną Kusior. Może bez tej aktorki w pełni wybrzmią zalety tego musicalu, czyli piękny wokal Lachowicz, świetna gra Bzdawki i Szydłowskiego oraz fenomenalny step Pałasza. Tylko dla tych czterech artystów (i hektolitrów wylanej wody) warto zobaczyć spektakl.

Anna Dawid
Dziennik Teatralny Warszawa
1 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...