Kapitalizm według Jana Klaty

"Ziemia obiecana" - reż: Jan Klata - Teatr Polski we Wrocławiu

Chciwość jest dobra - przekonuje przewrotnie Jan Klata. Czy to ironiczny komentarz do przeżywanego przez nas dziś kryzysu kapitalizmu wywołanego właśnie chciwością? Prawie zawsze nazwisko Jana Klaty zapowiada teatr widowiskowy. Tym razem to także niekonwencjonalna adaptacja, którą Klata przygotował razem z Sebastianem Majewskim.

Akcja powieści została przeniesiona do postindustrialnej przestrzeni nieteatralnej,  przepompowni Świątniki pod Wrocławiem. Ale nie po to, by pokazać widzom XIX-wieczną fabrykę, gdzie rozgrywa się powieść Reymonta. "Ziemia Obiecana" Klaty umiejscowiona jest w knajpie z designerskimi krzesłami z pleksi i metalowym barem nad którym widnieją kolorowe hasła "Greed is good" (Chciwość jest dobra).  Mamy tu  też tancerki go go, laptopy i stoły bilardowe...

Jednak w  opowieści o trzech zakładających fabrykę przyjaciołach z Łodzi, z których jeden jest Polakiem, drugi  Żydem a trzeci Niemcem, mimo współczesnej adaptacji, unosi się duch epoki z filmu Andrzeja Wajdy. To chyba za sprawą stylizacji bohaterów (wąsiki, spodnie rurki w paski), którzy, tak jak Karol Borowiecki (Bartosz Porczyk) czy Lucy Zucker (Ewa Skibińska) mocno przypominają urodą filmowych bohaterów. Klata wymyslij bardzo zabawne i spektakularne momenty, chociażby ten z graniem na perkusji podczas seksulanych spazmów przez Lucy do rytmu piosenki zespołu Genesis - brawo! Pokazy pirotechniczne, gra świateł oraz scena przytulania się Karola i Lucy to typowe dla reżysera zabiegi, które robione pod publikę zawsze się jednak sprawdzają i budzą zachwyt lub śmiech. Jak zwykle u Klaty też całość okraszona jest ostrą muzyką pop i rockową, co nadaje spektaklowi dodatkowych emocji.

Bardzo brakuje w spektaklu kilku scen z Bucholcem, które w filmie są mocne i wybitnie zagrane. Stanowią też bardzo istotny fragment opowiadania o negatywnych skutkach kapitalizmu. Nie znalazła  jednak miejsca u Klaty scena ze "zwalnianiem samego siebie" i w ogóle postaci Horna granego w filmie przez Piotra Fronczewskiego. Horn buntując się po latach pracy u wyzyskiwacza kapitalisty w sposób nie znoszący sprzeciwu oznajmia swojemu zwierzchnikowi, że to nie on jest zwalniany a zwalnia się sam. Wrocławska adaptacja nie objęła niestety tej postaci, jak również samej śmierci Bucholca. Symbolicznie tylko pojawia się wzmianka o jego zejściu.  Szkoda jednak tych scen.

Niewątpliwie największymi gwiazdami spektkalu są: perfekcyjny Bartosz Porczyk- jako cyniczny Karol Borowiecki, Ewa Skibińska grająca Lucy Zuckerową oraz Wiesław Cichy w roli Mullera. Mada Muller grana przez Annę Ilczuk może irytować manierą mówienia (mechanicznego), ale pomysł na jej postać widz kupuje i na pewno pozostaje w jego pamięci po wyjsciu z przedstawienia. Reszta aktorów gra jednak na niższym poziomie, mniej emocjonalnie. Być może to za sprawą takiego obsadzenia lub też po prostu za sprawą... innego warsztatu. W opini widzów po spektaklu słyszeć się dało zarzut, że reżyser znacznie przesadził pod koniec spektaklu ze sceną pijackiej orgii (szampan dla dzieci Piccolo), gdzie prawie wszyscy toną w bąbelkowym trunku a słodki zapach unosi się w powietrzu.

Warto przeczekać jednak tą dłużyznę dla finałowej sceny, w której Lucy Zucker, tylko w białym futrze, przechadza się i w pijacko-rozpaczliwym fałszu śpiewa w sposób wstrząsający piosenkę z repertuaru Whitney Houston pt.  I will always love you. W finale zrzuca futro i zostaje naga a na scenę wpada palący się Bum Bum (Marcin Czarnik) gaszony po chwili przez pracowników technicznych. Ogień ten widzowie czytali dwojako. Jedni, jako wypalenie człowieka, inni odebrali to bardziej symbolicznie, jako pożar fabryki.

Bogusław Jasiok,
portal eSilesia.net
8 października 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia