Karnawał na końcu świata

"Bagdad Cafe" - reż: Krystyna Janda - Teatr Polonia

"Bagdad Cafe" to spektakl w najlepszym znaczeniu. Uwaga przebój! "Bagdad Cafe" Krystyny Jandy w warszawskiej Polonii to zabawa na najwyższym poziomie. Musical bez zadęcia, modnej nowoczesności, a mimo to efektowny, świetnie zagrany, doskonale zaśpiewany i wzruszający.

Siłą filmu Percy\'ego Adlona z 1988 roku były nie tylko wnikliwe portrety dwóch nieszczęśliwych i samotnych kobiet, które spotykają się gdzieś w obskurnym, brudnym barze, ale przede wszystkim jego duszny klimat. Powolny montaż, poetyckie zdjęcia sprawiały, że czuło się w powietrzu pot i kurz. Aldon stworzył obraz bez zadęcia, bez pretensji, za to z ironią i niemałą dawką humoru. Reżyserowi udało się też w małej budzie, pośrodku jakiejś pustyni, na skrzyżowaniu autostrad, zatrzymać czas.

Zatrzymać czas udało się też w Polonii. W Bagdad Cafe u Jandy nie ma dusznego klimatu czy intymności. Tu jest gniazdo sympatycznych freaków, przyjemna przystań dla kierowców ciężarówek, ciepła nora dla prostytutek. Tu nie ma miejsca na histerie czy psychiczne zakręty. Tu trzeba bawić się do upadłego i być szczęśliwym. Bo to miejsce skropione nie tylko łzami, ale przede wszystkim magią.

Historia dwóch kobiet, które spotkały się w tym zaklętym rewirze, wydaje się tylko tłem. Ich problemy, relacje z innymi bohaterami są ledwo zarysowane, schematyczne. Na początek Janda uderza w tony sentymentalne. Jasmin (Ewa Konstancja Bułhak) odchodzi od grubiańskiego i wulgarnego męża, a Brenda (Katarzyna Groniec) przegania swojego - nieroba, lekkoducha i pijaka. Kobiety na nowo muszą zbudować swój świat, pozbierać roztrzaskane na drobne kawałki życie. Kiedy delikatnie, ale wyraziście śpiewają "Wołam cię", po plecach przechodzi dreszcz, łza kręci się w oku. Widzimy kobiety złamane w środku i samotne, a ich śpiew jest wołaniem o pomoc bez odpowiedzi Za chwilę Bagdad Cafe odzywa Bar wypełnia się gośćmi (świetni tancerze) i wszyscy zaczynają śpiewać. Nie ma nic dziwnego w tym, że ktoś skacze po barze lub robi fikołki w powietrzu. Scena Polonii tętni i pulsuje. Jest show. I już wszystko jasne. Tu wszystko musi dobrze się skończyć. Pod okiem niedoświadczonego reżysera, z innymi aktorami i tancerzami, "Bagdad Cafe" mógłby razić ckliwością czy nawet banałem. Janda przemyślała każdy szczegół widowiska, nic tego wieczoru nie jest nachalne, a każda rola jakby napisana pod konkretnego aktora. Jaśmin Ewy Bułhak ma w sobie subtelność, nieśmiałość, ale kiedy śpiewa mocnym, wyrazistym, pięknym głosem chciałoby się jej słuchać, słuchać i słuchać.

Wokalne możliwości Katarzyny Groniec nie potrzebują rekomendacji. Jej charyzmatyczna choleryczka Brenda ma w sobie cale pokłady temperamentu. Jan Janga-Tomaszewski jako emerytowany malarz Rudi Cox stworzył postać przerysowaną, lecz zrobił to z taktem i elegancją. Wreszcie odkrycie tego wieczoru - komediowy talent Mariusza Drężka. Jego policjant Arni jąka się z taką gracją i naturalnością, że nie sposób nie umierać ze śmiechu. Należałoby wymienić też pozostałych aktorów i tancerzy, bo każdy jest świetny i daje z siebie wszystko. Od czasu "Tańca wampirów" Polańskiego w Romie nie bawiłam się równie dobrze na musicalu. Janda od początku uwodzi swoją bajką, magiczną przypowieścią, wraz z aktorami przednio się przy tym bawiąc. Opowiada, że nie musi być szaro i dosłownie. A kraina wolności i magii jest w nas. Jej musical przynosi też porcję znakomitych piosenek (teksty Magdy Czapińskiej i Andrzeja Poniedzielskiego), które wracają długo po zakończeniu spektaklu. Podobnie jak zdanie koleżanki tuż po premierze: "Teraz znajomych spoza Warszawy trzeba do Jandy na to szaleństwo wysyłać".

Agnieszka Michalak
Dziennik Gazeta Prawna
3 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...