Karykatura niepełnosprawnych

"ICOIDI" - reż. Maja Kleczewska - Teatr Collegium Nobilium w Warszawie

Tytuł spektaklu "ICOIDI" czytany od prawej do lewej strony brzmi: "Idioci". Doprawdy, to już chyba epidemia z tym pisaniem odwrotnie tytułów przedstawień. Jeden od drugiego ściąga. Nie tak dawno Piotr Cieplak zatytułował swój spektakl "Owocilpos", co czytane odwrotnie brzmi "Soplicowo". Zresztą, nawet nie warto wspominać tej miernoty. Nie lepszą miernotą okazał się spektakl dyplomowy studentów Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej w Warszawie w reżyserii Mai Kleczewskiej.

Ale tutaj dochodzi jeszcze dodatkowa odpowiedzialność, bo nie tylko reżysera wobec widza, ale przede wszystkim wobec studentów. To przedstawienie jest przecież egzaminem z aktorstwa. Niejednokrotnie podważałam rodzaj repertuaru dobieranego na spektakle dyplomowe. Czyżby władze uczelniane nie miały świadomości, jakie funkcje ma spełniać takie przedstawienie? I że nie najważniejszy jest tu reżyser ze swoją zaburzoną wizją teatralną, uwidocznioną w sposobie inscenizacji, lecz aktor, student. A więc zarówno tekst oraz inscenizacja powinny być tak dobrane i zrealizowane, by można było ocenić umiejętności aktorskie absolwenta.

"ICOIDI" składa się z fragmentów scenariuszy kilku filmów szwedzkiego reżysera Larsa von Triera, w tym głównie obrazu "Idioci". Spektakl pokazuje grupę młodych ludzi, którzy na znak sprzeciwu wobec współczesnej cywilizacji, jakoby narzucającej mieszczański model życia, postanowili zamieszkać razem, tworząc rodzaj komuny i udając ludzi chorych psychicznie. To ma być sposób na totalną wolność sposobu życia i zachowania. Wolność od wszystkiego i do wszystkiego. A więc wolność jako model życia rozumiany według lewicowej ideologii.

Na scenie oglądamy studentów Akademii Teatralnej, trudno powiedzieć, że w rolach, bo przecież to nie są role, lecz karykatura niepełnosprawnych umysłowo, ludzi chorych i bezradnych w swej chorobie. Te silne przerysowania zachowań i wygłupy aktorów powodują śmiech na widowni. To nieetyczne i wprost nieludzkie. A tak ustawiła aktorów Maja Kleczewska i tak wyreżyserowała ów spektakl, że taki właśnie jest odbiór ze strony widowni. Warto zauważyć, iż środowiska lewicowe (a wśród nich plasuję Maję Kleczewską, wziąwszy pod uwagę formę jej licznych inscenizacji i rodzaj repertuaru) domagają się tolerancji i szczególnych praw dla różnych mniejszości (zwłaszcza rozmaitych dewiantów z LGBT). Tutaj zaś wobec ludzi chorych, wykorzystanych jako "rekwizyt" do zaprezentowania ideologicznej wizji wolności w opcji lewicowej, jak widać, nie obowiązuje żadna etyka.

Przedstawienie pod względem artystycznym jest totalną miernotą. Chaos, nieuzasadnione niczym przerwy między scenami, aktorzy biegają, krzyczą, bełkoczą swoje kwestie w większości niezrozumiane na widowni, bo mówią zniekształconym głosem, wyginają się, wykrzywiają na różne sposoby itd., itd. Jak w tej sytuacji ocenić warsztat aktorski, choćby podstawowe umiejętności rychłego już absolwenta? Skąd wiedzieć, czy potrafi zbudować rolę od początku do końca, czy posiada znajomość środków artystycznych niezbędnych do wyrażenia stanów emocjonalnych swego bohatera, ukazania sfery jego przeżyć duchowych, czy rozumie motywacje postaci i czy potrafi je wyartykułować? Nie mówiąc już o tym, czy w zespole znajdują się osobowości aktorskie. Tego wszystkiego tutaj nie ma nawet w najdrobniejszej mierze. Natomiast są tak bezsensowne sceny, jak choćby ta, gdzie aktorzy siedzą w plastikowych torbach na głowach, przypominając amerykańską organizację rasistowską Ku Klux Klan. Prymitywna aluzja, że niby w Polsce są prześladowania mniejszości? Brak wolności? Radzę w końcu opamiętać się i skupić na podniesieniu poziomu artystycznego.

To, co zaproponowała Maja Kleczewska, jest przecież improwizacją jak w amatorskim teatrze. Nie obwiniam aktorów. Wypełniali polecenia reżysera. To właśnie reżyser spektaklu ponosi winę. Odnoszę wrażenie, że Maja Kleczewska ma problemy z samą sobą i spektakl ten (i nie tylko ten) potraktowała jako autoterapię. Mam więc pytanie: gdzie były władze uczelni, kiedy pani reżyser urządzała sobie prywatę, czyli sesje psychoterapeutyczne kosztem młodych ludzi wkraczających dopiero do zawodu aktorskiego? Nie wymieniam nazwisk aktorów, ponieważ trudno byłoby mi ocenić to, co - nie ze swojej winy - wykonują na scenie.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
20 lutego 2017

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia