Kasiawersum

„Kasie" - aut. Wojciech Tremiszewski – reż. Filip Gieldon – Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Interesuje mnie tematyka wyborów życiowych i alternatywnych wersji rzeczywistości, dlatego z przyjemnością obejrzałam „Kasie" w reż. Filipa Gieldona na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze. To niezwykle interesujące, gdy człowiek dostaje z pozoru jedno życie, a jednak ma możliwość stworzenia wielu scenariuszy. Mnóstwo wizji i pomysłów na samego siebie.

 

Kasia – bohaterka grana przez Martę Stalmierską – pozwala widzowi poznać swoje alternatywne wersje życia. Zaprasza nas do własnego świata: dzieli się marzeniami, wspomnieniami, talentami. Wita odbiorców w domu, restauracji, miejscu pracy... Daje możliwość przeżycia całego wachlarza emocji: radości, smutku, gniewu, zazdrości. Jej świat imaginacji splata się z rzeczywistością w sposób chwilami trudny do rozróżnienia – jakby jedno nie mogło istnieć bez drugiego.

Całość wizji głównej bohaterki jest niespójna, chaotyczna, pełna sprzeczności. Chwilami można odnieść wrażenie, że to nie postać teatralna, lecz bohaterka filmu Quentina Tarantino – złożona, silna, dążąca do niezależności. Taka Jackie Brown (Jackie Brown, reż. Quentin Tarantino, r. 1997), która postanawia zostać przestępczynią, by zdobyć lepsze życie. Okazuje się, że z pozoru „nudna" egzystencja kury domowej skrywa wiele nieznanych odsłon: pragnień, żalów, niespełnionych ambicji. Fabuła spektaklu nie nawiązuje do realnego życiorysu – to nie autobiografia, lecz fikcja. Kasia to kobieta pełna buntu, nostalgii, lojalna żona, uczynna synowa, poprawna matka, a jednocześnie spragniona wolności kobieta.

Główna bohaterka pokazuje wiele możliwych scenariuszy swojego rozwoju. Po wyjściu z teatru trudno byłoby zliczyć wszystkie zawody, w których mogłaby się odnaleźć. Ale czy jedno życie wystarczy, by spełnić wszystkie pragnienia? A może przeżyje się je w przyspieszonym tempie? Next... Next... Next... A teraz kim będę? Może powrót do młodzieńczych pasji, dawnych przyjaciół i utraconych dróg to właściwy wybór?

W niespełna półtorej godziny Kasia jest wszędzie – w domu, w restauracji, w pracy (i to wielu), na imprezie, a może nawet na Route 66. Jej pragnienia są nieprzewidywalne, a myśli uruchamiają efekt domina. Czy jej wybory niosą ze sobą konsekwencje? Czy istnieje świat, w którym marzenia spełniają się bez ceny do zapłacenia?

Już od początku twórcy przykuwają uwagę widza jaskrawymi barwami i wszechobecnym kiczem. Kontrast objawia się w mieszance kolorowych ubrań, gadżetów, świateł. Dresy (kostiumy – Iga Sylwestrzak) z charakterystycznym logo sportowej marki – podróbka czy oryginał? Nie wiadomo. Już na początku pojawia się ekran kontrolny, nawiązujący do estetyki lat 90.i cztery oświetlone krzesła. Mieszają się tu prosta konwencja rodem z Disco Relax z amerykańskim klimatem lat 60. Całość dopełnia muzyka – przegląd dekad, stylów i nastrojów. Myśli zamieniają się w ruch a każda zmiana choreografii może symbolizować zmianę tożsamości, emocji lub przejście do alternatywnej wersji życia. Śmiech czy nostalgia? Komedia czy dramat? W tym spektaklu jest po prostu wszystko. Jazda bez trzymanki – nie tylko autem, ale i na rolkach. Nie wiadomo, czego się spodziewać: nawiązania do "Gwiezdnych Wojen" a może Kankana na scenie. Całościowy eklektyzm nie sprawia jednak wrażenia groteski. Sceny komedii i dramatu przenikają się, uzupełniają.

Czy to przesada? Warto sprawdzić samemu – może właśnie tak wygląda współczesny świat? Przebodźcowany hałasem, światłem, obowiązkami – bez umiaru, bez harmonii. Zbyt wiele pragnień, za mało czasu. Zbyt dużo ambicji ukrytych w ilości prasowanych ubrań, podczas gdy głowa żyje już w innym wymiarze.

„Kasie" w reż. Filipa Gieldona to zaproszenie do świata sprzeczności i absurdu, a także wycieczka do świata emocji. Czas życia Kasi wyznaczają rytmy dnia męża i dzieci – wyjście do pracy, powrót z pracy, kolacja w restauracji. Jej własny świat zaczyna się wieczorem, kiedy może wreszcie skupić się na sobie – swoich potrzebach, pragnieniach, marzeniach.

Twórcy w barwny i pomysłowy sposób przedstawili bohaterów – czworo aktorów (Marta Stalmierska, Zofia Tkaczyńska, Robert Kuraś, Jakub Mikołajczak) w wielu rolach. Tylko Kasia pozostaje jedna... a może nie? Na scenie dzieje się naprawdę wiele. Warto zwrócić uwagę na spontaniczną i energetyczną grę aktorską – pełną ruchu i tańca – młodego zespołu Lubuskiego Teatru (ruch sceniczny: Justyna Kaczmarska-Orawiec). Marta Stalmierska w roli Kasi oddała wachlarz emocji – od pewności siebie, przez napięcie, aż po bezradność, strach. Wszystko to było widoczne nie tylko w słowach, ale i w mowie ciała. Grzechem byłoby nie wspomnieć o wyrazistej roli Roberta Kurasia – męża czy szefa?

Gdy barwne, pełne światła i ruchu przedstawienie dobiega końca, widz zostaje z pytaniami:
Co było prawdą? Która wersja Kasi istniała naprawdę? A może... Kasia wcale nie istniała? Ile znasz Kaś... a może sama nią czasem jesteś?

 

Małgorzata Popławska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
4 czerwca 2025

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia