Kaspar budzi potwora starej Europy
"Kaspar" - reżyseria: Barbara Wysocka - Wrocławski Teatr WspółczesnyŻadnego historyzmu. Rzecz dzieje się w kostiumach współczesnych. Im dłużej słucha się niezwykle zrytmizowanej melorecytacji Kaspara, tym większe zdumienie: oto scena po scenie próbujemy odbudować w sobie ten świat, który chciał pogrążyć wielki demaskator ideologii Zachodu Peter Handke - pisze Leszek Pułka w "Kulturze".
Z minuty na minutę rozumiemy coraz wyraźniej, że ład, konstrukcja, harmonia nie są przymiotami oprawców ani elementami społecznego przymusu, bo budzą w nas niemal metafizyczne łaknienie wolności rozumnej. Coraz mocniej nadstawiając uszu, zaczarowani gargantuicznym słowotokiem Kaspara, zaczynamy tęsknić do dyscypliny i ładu - hegemonów cywilizacji, którą tak mocno poddało w wątpienie pokolenie ’68, więc i Handke, a potem wszystko, co dziś nazywamy popkulturą.
To paradoks autora i Barbary Wysockiej, reżyserki - wbrew lawie pomówień wypowiadanych przez bohatera i jego partnerów treserów - zaczynamy lubić potwora starej Europy. Odtwarzana z oskarżeń bohatera wydaje się po prostu arkadią.
Wysocka wiernie odtworzyła pomysł inscenizacyjny Handkego. Transowy spektakl mowy słyszymy już na schodach, wspinając się na trzecie piętro teatru. Spektakl zaczyna się więc w fonii, w słowie Handkego. Wejście do sali na poddaszu ukazuje najprostsze z instrumentów tego nieteatru: mikrofony i głośniki, aktorzy w prywatnych ciuchach, rusztowanie zamiast dekoracji, kolekcję sprzętów audio-wideo, monitory z pętlami obrazków - jakaś pozująca para, twarze, zwierzęta, przemarsze po łące. Być może archiwum rodzinne, ale przekazy, których nie da się zlokalizować. Coś, co jest i nic nie znaczy równocześnie.
Zaczyna się trening, może tresura. Cały świat - Kaspara i nasz - otwiera ból. Ból chłopaka, który ze ściśniętego gardła, szczuty pytaniami, instruowany poleceniami przez trenerów (a może terapeutów) powinien przebudzić swoje nieistnienie w kulturze, czyli w słowie. Monologuje. Duka wreszcie, wprost gwałcąc mięśnie twarzy: „Chcę stać się taki, jaki był kiedyś ktoś inny”.
Handke i Wysocka zrezygnowali z historycznego pretekstu. XIX-wieczne dzieje Kaspara Hausera, ważny fragment europejskiej legendy edukacyjnej, nie mają tu żadnego znaczenia. Bohater w porywającej interpretacji Szymona Czackiego jest czystym ciałem, które wypełniają słowa - niczym gaz.
Handke smagał w swym tekście społeczeństwo. „Właściwe” czy „słuszne” prawdy mogą sterroryzować każdego - powiadał autor. Wysocka podkręca tempo tych sylogizmów tak bardzo, że treserzy stają się ofiarami tresury, zmieniają się w androidy. Ich fizyczność nie nadąża za potokiem oczywistych pytań i spodziewanych odpowiedzi.
Kaspar także nie nadąża zapisywać kredą na podłodze swego imienia. Pisząc, równocześnie ściera tekst. Nadając imię przestrzeni, zostaje nią utytłany niczym nieświadome dziecko. To piękna scena. Wysocka nasyciła słowami całą przestrzeń - przesłonięte półprzezroczystą siatką rusztowania-ekrany, krzyki z megafonu, prawie rap o zniewoleniu sączony przez Kaspara do mikrofonu, kredowy napis na podłodze.
Jesteśmy mową - powiada Handke. Możemy błaznować i dramatyzować. Zbudzić do życia i skazać na śmierć. Oprócz Czackiego niezwykle sprawnie pokazują to Maciek Prusak, Tomasz Cymerman i Marta Malikowska-Szymkiewicz. Świetny spektakl.