Kiedy będziemy gotowi na zerwanie z tradycją?
"Aktorzy żydowscy" - reż. Anna Smolar - Teatr Żydowski w WarszawiePróba uwolnienia się od pamięci jest herezją, powtarzanie tego samego - przekleństwem. Jak zatem tworzyć teatr zgodnie z tradycją dla współczesnego widza?
Jedna z aktorek - Joanna Rzączyńska - mówi: Teatr jest po to, aby pokazywać człowieka. Co do wypełniania tej misji przez teatr w ogóle możemy się kłócić, spierać, jednak Anna Smolar swoim spektaklem nie tylko pokazuje, że taki cel powinien artystom przyświecać, ale także ten cel osiąga - oto na scenie stoją nie aktorzy w maskach, zamknięci w rolach, ale autentyczni, chciałoby się powiedzieć nadzy ludzie. Są to ludzie pełni niepokoju, złości (należy pamiętać o odebraniu zespołowi Teatru Żydowskiego siedziby oraz trwających do dziś zawirowaniach organizacyjnych), którzy myślą o swojej wspólnocie jako o rodzinie - choć i to zagadnienie poddają wątpliwościom.
Można ulec wrażeniu, że znajdujemy się na próbie do spektaklu. Sceną jest podest z piaskiem, który raz służy jako podłoga, a niekiedy jako stół - wówczas aktorzy siadają wokół niego i rozmawiają, nieraz żarliwie. Co jakiś czas da się słyszeć uderzenia perkusji - raczej niepokojące.
Spektakl zaczyna się niewinnie i sympatycznie, jak mógłby powiedzieć niedoświadczony widz teatralny - aktorzy dzielą się chałą, napojem, wędrują między publicznością. Początkowo aktorzy żartobliwie się przedstawiają, raczej bez oporu mówią o osobistych przeżyciach, „uchylają nam rąbka tajemnicy" ze swoich biografii. Z czasem jednak ich indywidualność blaknie, zupełnie jakby stawali się głosem jakiejś grupy - ale nie jest to jednolity, zgodny głos, to myśli z przeszłości, fragmentarycznie spływające na scenę.
Owa niewinna atmosfera rozpływa się - pojawiają się pytania, na które nikt nie potrafi odpowiedzieć lub też, gdy odpowiedź zostaje udzielona, równie szybko zostaje skrytykowana. Widz staje się świadkiem napięcia zespołu - być może poniekąd nieprzyjemnego. Dlaczego? Ponieważ, jak się zdaje, możemy czuć się jedynie bezradni wobec tego napięcia, próżno szukać rozwiązań - szczególnie z pozycji widza. Nie bez powodu trudno o odpowiedzi, bowiem aktorzy są niejako spadkobiercami historycznymi, którzy dziedziczą - z dumą lub bez - cząstkę tożsamości i przez nią właśnie są szufladkowani we współczesnym, „polskim" świecie. Jeden z aktorów - Jerzy Walczak - wspomina Tewiego mleczarza, którego premiery spodziewa się od maleńkości. Z drugiej strony w zespole są aktorki o pochodzeniu nieżydowskim - jak zatem mają realizować program Teatru Żydowskiego? - a w końcu (co też słyszymy ze sceny): skoro teatr polski gra repertuar niepolski, to dlaczego oni mają ograniczać się do repertuaru żydowskiego? To bardzo uciążliwy paradoks, wobec którego jesteśmy bezbronni.
Spektakl kończy się mikro-monologami. To wypowiedzi ironiczne - na przykład Małgorzaty Trybalskiej, która mówi o równowadze, jaką aktor żydowski musi zachować między tradycją a postępowością.
Jakich słów mogę użyć, żeby zwięźle opisać spektakl Aktorzy żydowscy? To przede wszystkim rozmowa, zarówno między członkami i członkiniami zespołu, ale także rozmowa dostępna widzom - w całej swojej okazałości. To opowieść o nich samych - przecież są grupą teatralną bez odpowiedniego statusu. To refleksja nad koncepcją „aktora żydowskiego". To ironia skierowana w samych twórców, w tradycję, ale także w widza. Ten spektakl to wahanie, pytajniki, które jeśli nie padają dosłownie, wprost, to i tak wiszą nad sceną, są w głowach widzów i aktorów. To fontanna zatrważających i wprawiających w zastanowienie myśli, takich jak: Nie ma jutra bez wczoraj, Gdyby dziadek nie ukrywał Żydów, to by żył, Aktor żydowski powinien być nowoczesny, powinien prowokować do myślenia, ale jeśli on wyrzeknie się tradycji, to nikt o nią nie zadba.
Myślę, że ten spektakl pozornie mówi tylko o radzeniu (lub też nieradzeniu) sobie z tradycją żydowską, pozornie opisywane są wątpliwości zespołu żydowskiego - rozmowa aktorów nie bez powodu jest jawna: to my widzowie mamy wyciągnąć z niej wnioski, a forma, jaką proponuje Anna Smolar jest bez wątpienia na tyle czuła, ale też bezpośrednia, aby takie refleksje przeprowadzić.