Kiepski pan był, panie Freud

"Hans, Dora i wilk" - reż: Michał Borczuch - Teatr Polski we Wrocławiu

To jest spektakl historyczny! Po raz pierwszy w dziejach teatru możemy oglądać wzgórek łonowy aktorki pokazywany "awangardowo" na tak dużym zbliżeniu i to na dużym ekranie na żywo.

To się dzieje na naszych oczach! Aktorka z obnażonym wzgórkiem (w spektaklu nazywanym cipą) podchodzi pod sam obiektyw kamery i właściwie możemy policzyć każdy jej włosek przystrzyżony a'la punk. Podobną fryzurę ma jej psychoanalityk na głowie. Dziś "fryzury" na wzgórkach łonowych też ulegają modom. Warto się o tym przekonać. Odrzućmy zakłamanie. Włosy, to włosy! Co za różnica, gdzie rosną.

W sztukach plastycznych w naszym kraju szerokim echem odbiła się prowokacja naszego wrocławskiego Geta nawiązująca do partyjnej nowomowy w latach siedemdziesiątych - "członek z ramienia". Geciu - pozdrawiam Cię, tam gdzieś na wysokościach - potraktował to dosłownie, bo słowo zawsze szanował i narysował fiucika z jajeczkami wyrastającego spod owłosionej pachy.

Coż to się działo potem Towarzysze byli gotowi zapłacić za ten znaczek nawet pięc stów, choć kosztował , jeśli dobrze pamiętam dychę, albo jeszcze piątkę więcej. Furorę większą zrobił tylko potem znaczek Andrzeja Mleczki - "Obywatelu, nie pieprz bez sensu" - przedstawiający orgazm żyrafy z nosorożcem.

Jesteśmy z tym oswojeni. Wszystko, jak chciał naginany w różne teoretyczne strony Freud, kojarzy nam się z seksem. To naciągnijmy tę niby podświadomość do tego spektaklu. Ów drobny wydawałoby się element artystyczny z łonem na ekranie na żywo sprawi, że spektakl autorski reżysera Michała Borczucha (współautorką scenariusza jest Aśka Grochulska) "Hans, Dora i Wilk", odbędzie długą pielgrzymkę po najróżniejszych festiwalach. Nie bez znaczenia jest też kondycja artystyczna aktorów zaproszonych do tego przedsięwzięcia. W tym spektaklu nie ma słabych, czy średnich ról, są tylko bardzo dobre i wspaniałe.

Dla mnie najsmaczniejsze były dialogi między Dorą (znakomita Ewa Skibińska) i Terapeutą (Michał Najnicz), najbardziej obnażają teorie Freuda i jego samego. Te sceny, podobnie jak również wypracowane w aktorskich improwizacjach rozmowy rodzeństwa - Anny (Marta Zięba) i Wilka (Adam Szczyszczaj) to wspaniała zabawa teatrem. Nie będę udawał Freuda, ale intryguje mnie, bo to się dzieje od wielu wcześniejszych premier w ciągu ostatnich kilku lat, dlaczego Marta chętniej i szybciej zdejmuje na scenie majtki niż stanik. Dopiero chyba dwukrotnie się przełamała i w końcu zrzuciła też stanik. Źle to nie wypadło, co wypadło.

Proszę zwrócić uwagę, do ilu najróżniejszych gatunkowo refleksji może sprowokować zawodowego oglądacza wspaniałość i obfitość wrażeń emanujących ze sceny. Wróćmy na chwilę do rzeczy. To nie jest spektakl fabularny. Scenarzyści perfidnie chcieli obnażyć słabości i oszustwa w teoriach psychoanalizy Sigmunda Freuda. Takich wybrali bohaterów inspirowanych prawdziwymi postaciami. Oglądamy to w oddzielnych scenach, które od czasu do czasu zazębiają się, co też stwarza dodatkowe relacje, które wydają się proste do odczytania, choć taki nie są. Anna, siostra Wilka traktuje Hannę (niezwykle wyrafinowana Krzesisława Dubielówna) jak matkę. Albo Pandora (Anna Ilczuk, wypadła trochę bladziej, no, ale grała w majtkach) wyrzuca ze sceny wspomnianą Hannę i jej Syna (Wojciech Ziemiański), bo jej przeszkadzają w medytacjach do obrazu "Madonny Sykstyńskiej" Rafaela Santi. Teatralnie, to pyszny pomysł, bo najprostszy, nie szyty jakąś poplątaną dramaturgiczną nitką.

Ten spektakl nie odbiega od realizacji dzisiejszych mejnstrimowców (od mainstream - prąd, kierunek działania, termin jazzowy). Wspomnę lidera tego ruchu odnowy polskiego teatru. Na tej samej scenie podobnie skonstruował "Poczekalnię.0" Krystian Lupa. U Lupy spoiwem było miejsce, w którym spotkali się przypadkowi ludzie, którzy wysiedli z pociągu. Cały spektakl powstał w wyniku aktorskich improwizacji. Epigon Lupy - Michał Borczuch -swój spektakl skleja z najsłynniejszych błędów teorii psychoanalizy Freuda. Lepszy jest jednak od Mistrza nie tylko teatralnie, ale i dramaturgicznie. Jego scenki mają większą siłę i też ciekawszą oprawę scenograficzną, choć wiele elementów, czy akcentów plastycznych, w tym przedstawieniu nie zagrało. Co jest grzechem niepotrzebnego rozpasania i pychy.

Nie wiem o czym to było, ale może do tego dojdę, jak pooglądam gołe panienki w internecie. Panie Freud, ta cała pana psychoanaliza to pusty balon, nawet teatr pana przekręcił!

Krzysztof Kucharski
POLSKA Gazeta Wrocławska
19 marca 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia