Klasyka na nowo odczytana

"Skąpiec" - reż. Marián Pecko - Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie

Tarnowsko-słowacka współpraca na teatralnym gruncie okazała się bardzo udana, toteż premierowy spektakl Molierowskiego "Skąpca" w inscenizacji Słowaka Mariána Pecki w Teatrze im. L. Solskiego publiczność spontanicznie nagrodziła brawami na stojąco. Lepszej rekomendacji nie trzeba.

Marián Pecko, główny sprawca tej owacji, dyrektor artystyczny Teatru na Rozdrożu w Bańskiej Bystrzycy, poznał teatr od podstaw. Zanim został reżyserem, pracował w nim m.in. jako aktor, brygadier sceny, bileter, oświetleniowiec, kasjer, a także jako dyrektor naczelny. Pisał muzykę i teksty do widowisk. Zrealizował ponad sto spektakli na różnych scenach europejskich, w tym zarówno sztuki z kanonu klasyki, jak i dramatu współczesnego. Gdy jeszcze dodamy, że żaden typ teatru nie jest mu obcy, bo odnosił sukcesy w teatrze dramatycznym, lalkowym, operowym, a nawet w cyrku, mamy pełny obraz prawdziwego fachowca nagradzanego wielokrotnie na międzynarodowych festiwalach. Do jego stałych współpracowników należą scenograf Pavol Andrasko, kostiumolog Eva Farkaśova i kompozytor Robert Mankovecky, którzy współtworzyli tarnowską wersję "Skąpca".

Tekst komedii należącej do spisu szkolnych lektur jest powszechnie znany. Przypomnijmy wszakże, że jej tytułowym bohaterem jest sześćdziesięcioletni Harpagon, wdowiec z dwójką dorosłych dzieci - córką Elizą i synem Kleantem. Jego prawdziwą miłością są jednak pieniądze, ich namiętnemu gromadzeniu podporządkowuje wszystko, również szczęście najbliższych skazanych na jego tyranię i życie w biedzie. Ponury obraz rodziny Harpagona wyłaniający się z fabuły sprawia, iż dzieło Moliera określane bywa często dramatem rodzinnym. I trudno się z tym nie zgodzić, zważywszy na ojcowską bezwzględność bohatera, który nie licząc się z uczuciami dzieci, planuje dla nich korzystne finansowo związki, choć Eliza zakochana jest w biednym Walerym, a Kleant w ubogiej Mariannie. Sam Harpagon zamierza ożenić się z Marianną, ale tylko do czasu, gdy staje przed wyborem między ślubem z wybranką a odzyskaniem szkatułki ze sporymi oszczędnościami. Kończące sztukę słowa skąpca: "A ja pójdę uściskać ukochaną szkatułkę" nie pozostawiają wątpliwości co do życiowych priorytetów bohatera.

Literaturoznawcy wielokrotnie zwracali uwagę na niedbałość, z jaką sklecona jest intryga komedii, a jej sztuczne zakończenie w stylu deus ex machina bywało nieraz przedmiotem krytyki. Mimo to swoistym fenomenem jest trwająca od wieków teatralna kariera sztuki. Jej siła zaś tkwi nie w kompozycji czy fabule, ale przede wszystkim w smakowitych epizodach charakteryzujących humorystycznie skąpstwo. Czyżby Harpagoni wciąż byli wśród nas?

Marian Pecko w swojej inscenizacji z Molierowskim tekstem obszedł się dość swobodnie. Skrócił go nieco, usunął zbędne postaci, a cenną szkatułkę kazał skraść swatce Frozynie, marginalizując przy tym postać Strzałki, powiernika Kleanta, który w oryginale był prawdziwym sprawcą zamieszania wokół zniknięcia skarbu. Podkręcił tempo akcji i wyposażył bohaterów w wyraziste rysy, a niektórym przyprawił całkiem zabawne "gęby" - Waleremu towarzyszy np. wymowne końskie rżenie, a Mariannie kurze gdakanie. Baletowe pozycje powtarzane mechanicznie przez Elizę, Walerego, a czasem Kleanta symbolizują pozorne poddanie się woli tyrana, ugodowość z "mydleniem oczu" w parze. Znaczących tańców jest zresztą w spektaklu więcej, ale wieńczące widowisko pląsy

Harpagona ze szkatułą są nie do przebicia i przywołują skojarzenia ze słynną sceną z Chaplinowskiego "Dyktatora". Nie zabrakło też reżyserowi pomysłu na wspomniane sztuczne zakończenie komedii - postanowił je przedstawić w formie barokowej opery ze śpiewanymi dialogami i towarzyszącym chórem, z przesadną mimiką i gestykulacją aktorską, z żywymi alegoriami słońca, księżyca i statku w tle, a wszystko do muzyki z wiodącym klawesynem. Istne cacko konwencji z przymrużeniem oka.

W stan najwyższej mobilizacji zostali postawieni przez Peckę tarnowscy aktorzy. Wszyscy świetnie wpasowali się w mocno stypizowane role. Harpagon Ireneusza Pastuszaka jest postacią dramatyczną, oczywiście dialogi, w jakich uczestniczy, budzą śmiech, lecz on sam wcale zabawny nie jest - czasami przeraża, ale też wywołuje współczucie jak chory opanowany paranoją. Ciekawe kreacje stworzyli Matylda Baczyńska (bardzo dwuznaczna Eliza), Aleksander Fiałek (satyrycznie przerysowany Walery), Kamil Urban (zbuntowany Kleant), Monika Wenta (energiczna i trzpiotowata Marianna), Kinga Piąty (nieoczekiwanie sympatyczna, cudowna hipokrytka Frozyna), Tomasz Wiśniewski (prostolinijny, grubo ciosany Jakub), Piotr Hudziak (bardzo współczesny Strzałka), Mariusz Szaforz (usłużny Simon), Tomasz Piasecki (pozbawiony emocji, marionetkowy Komisarz), Jerzy Pal (poczciwy i wielkoduszny Anzelm). Kreacja niektórych postaci zaskakuje całkiem nowym, zgoła nie Molierowskim odczytaniem, ale aktorsko spektakl jest na naprawdę dobrym poziomie, a śpiew chóru każe największym nawet sceptykom zmienić zdanie na temat wokalnych umiejętności aktorskiego zespołu.

Widowisko w zasadzie nie ma słabych punktów, bo jego oprawa plastyczna i muzyczna w równym stopniu zasługują na uwagę. Interesująco prezentuje się scenografia bajecznie błyszcząca dziesiątkami światełek, z centralną przeszkloną i ruchomą instalacją - oświetlenie jej zaplecza ukazuje oczom widzów ogród, miejsce ukrycia skarbu Harpagona. Natomiast muzyka raz cichutko pobrzmiewa w tle, to znów wybucha pełnią mocy, budując zmieniające się na scenie nastroje. Szczególnie zachwycają liryczne jej partie, energetyczne tango oraz część ciekawie stylizowana na siedemnastowieczną kompozycję w scenie operowej spektaklu.

Klasyka na scenie to zawsze wyzwanie dla inscenizatorów ze względu na oczekiwania publiczności. Jedni chcieliby spektakl tradycyjny w kostiumie z epoki, inni przeciwnie - nowoczesne przedstawienie we współczesnych realiach. Gdy chodzi o sztuki o charakterze ponadczasowym i ponadnarodowym, pomysłów na ich wystawienie może być wiele, tudzież wiele oczekiwań. Słowacki reżyser postawił właśnie na ów uniwersalizm, stąd jego "Skąpiec", nawiązując do baroku elementami strojów, motywami muzycznymi, a nawet grą aktorską, nie ma ograniczeń ani czasowych, ani żadnych innych. Pecko pozornie bawi się tekstem, postaciami, konwencjami teatralnymi, ale wszystko w rzeczywistości drobiazgowo przemyślał, stąd spektakl przypomina precyzyjną i fantazyjną układankę - efekt pracy perfekcjonisty i zgranego zespołu, którym wspólnie udało się wydobyć ze sztuki Moliera wszystkie walory komediowe i cały potencjał dramatyczny zarazem.

Beata Stelmach- Kutrzuba
Temi
18 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...