Klasyka w nowoczesnej formie
rozmowa z Adamem Orzechowskim- Zauważalna jest dzisiaj w teatrze tendencja powrotu do klasyki, i to już od jakiegoś czasu. To zresztą naturalne: po zachłyśnięciu się nową dramaturgią trochę zapomnieliśmy o klasyce. Tymczasem potrzebna jest w teatrze równowaga klasyki i nowoczesności -rozmowa z Adamem Orzechowskim, reżyserem i dyrektorem Teatru Wybrzeże w Gdańsku, o VII Festiwalu Wybrzeże Sztuki.
Na VII Festiwalu Wybrzeże Sztuki obejrzymy siedem przedstawień. Dwa z nich to produkcje Teatru Wybrzeże. Rozmowa z Adamem Orzechowskim, dyrektorem Teatru Wybrzeże, o VII Festiwalu Wybrzeże Sztuki.
Sprawdziłem, że każdy tekst o tegorocznym festiwalu Wybrzeże Sztuki zaczynał się od informacji: obejrzymy spektakl Krystiana Lupy.
- (śmiech) To dobrze.
Ale przedstawienie Lupy na Wybrzeżu Sztuki widzieliśmy też cztery lata temu. Tylko wtedy był to spektakl znany i uznany. W tym roku "Wycinkę" Bernharda, wyreżyserowaną przez Lupę w Teatrze Polskim we Wrocławiu, obejrzymy tuż po premierze.
- Bardzo się cieszę, że Krystian Lupa zgodził się pokazać to przedstawienie w Gdańsku. Przy tej okazji być może wstaniemy z kolan i wypowiemy się swobodnie na temat kolejnego przedstawienia Lupy. Publiczność gdańska będzie jedną z pierwszych, której dane będzie ten spektakl ocenić.
Wśród zaproszonych przez Pana reżyserów z jednej strony jest Lupa, a z drugiej - grupa twórców młodszego pokolenia. Pokazuje Pan sztafetę pokoleń w polskim teatrze?
- To młode pokolenie coś już zrobiło i ma na swoim koncie ileś przedstawień wyróżnianych. Radosława Rychcika gościliśmy już na Wybrzeżu Sztuki, również Marcina Libera. Nie jest więc tak, że te nazwiska pojawiają się po raz pierwszy.
Poza Wojciechem Farugą.
- Faruga wyreżyserował już parę przedstawień, także Teatru Telewizji. Mam nadzieję, że wszystkie przedstawienia tych reżyserów będą dla nas znaczące i interesujące. One inaczej podchodzą do człowieka i świata. To, co nazwał pan sztafetą pokoleń, dzieje się w teatrze stale.
Wybrzeże Sztuki ten moment przekazywania pałeczki pokazuje?
- Być może. Jeździmy po teatrach i staramy się wybrać przedstawienia, które z różnych powodów powinny być obejrzane. Chcemy, żeby publiczność w Trójmieście przekonała się, czym to się je i jak smakuje. Taka jest chyba rola festiwalu. Ja jestem za różnorodnością w teatrze i szerokim spektrum możliwości artystycznych. Im wachlarz szerszy, tym lepszy, tak mi się wydaje.
Spektrum jest szerokie, ale ma wyraźny wspólny element: obejrzymy sporo adaptacji klasyki literackiej. To zamierzone przez Pana?
- Zauważalna jest dzisiaj w teatrze tendencja powrotu do klasyki, i to już od jakiegoś czasu. To zresztą naturalne: po zachłyśnięciu się nową dramaturgią trochę zapomnieliśmy o klasyce. Tymczasem potrzebna jest w teatrze równowaga klasyki i nowoczesności. Teatr nie będzie się rozwijał bez nowych tekstów, to oczywiste, ale powrót do klasyki, interpretowanej przez młodych reżyserów, twórców, którzy próbują na nowo spojrzeć na te klasyczne teksty, jest niezbędny.
Na festiwalu obejrzymy raptem siedem przedstawień...
- Liczba nie jest tak istotna.
Ale to nie był wyrzut. Jak rozumiem, starał się Pan o to, by tych siedem spektakli pokazywało różne momenty życia polskiego teatru.
- Tak. Dodam, że w naszej pomorskiej przestrzeni teatralnej mamy już chyba pewien problem z dokonywaniem wyborów. Na przykład Open'er ma już swój segment teatralny. I były tam pokazywane wyreżyserowane przez Rychcika "Dziady", które mimo tego zaprosił Pan na Wybrzeże Sztuki. "Dziady" zaprosiliśmy zaraz po premierze. I rzeczywiście stanęliśmy teraz przed problemem: czy podtrzymać to zaproszenie. Czy publiczność Open'era to inni ludzie niż publiczność Wybrzeża Sztuki? Uważam, że to zupełnie inna publiczność i nie powinniśmy się przejmować tym, że "Dziady" były pokazane na Open'erze. Zawsze staram się o to, żeby na Wybrzeżu Sztuki nie pokazywać przedstawień uczestniczących w festiwalu R@Port. Gdy R@Port został przesunięty na maj, zmieniliśmy termin Wybrzeża Sztuki na listopadowy. Niezbędne jest, według mnie, skoordynowane działanie po to, by nie dublować zapraszanych przedstawień. Tym bardziej że mamy nową instytucję, Teatr Szekspirowski, który niemal w tym samym czasie zaprasza przedstawienia Teatru Narodowego. Nie chcę mówić, że to dla nas jakaś konkurencja...
Ale...
- Ale gdybyśmy mieli konkurować z zapraszanymi teatrami i spektaklami, wydawałoby mi się to nie do końca sensowne. Nie chciałbym, aby doszło do tego rodzaju konfliktu. Musimy dojść do konsensusu, dzięki któremu terminy i programy teatralnych festiwali nie będą się pokrywały. Wszystkie działania teatralno-festiwalowe powinny być koordynowane. I o to będę zabiegał.
Podoba mi się. że przy okazji opartego na imporcie festiwalu dba Pan też o to, by przypomnieć trójmiejskiej publiczności własne przedstawienia Teatru Wybrzeże po to, byśmy zobaczyli je w zestawieniu z produkcjami innych polskich scen.
- Ludzie przychodzą do naszego teatru i oglądają nasze przedstawienia, mówią o tym statystyki. To, że chcemy widzom umożliwić taką konfrontację, o której pan mówi, jest stałą zasadą Wybrzeża Sztuki. Moglibyśmy do tego dopisać naszą ostatnią premierę, "Marię Stuart", pokazywaną w ramach Tygodnia Brytyjskiego w Teatrze Szekspirowskim. Dobrze, że tak się dzieje.