Klejnot ze skazą

8. Opera Rara w Krakowie - "Piramo e Tisbe" w wykonaniu Europa Galante Fabio Biondego

Swą przedostatnią operę - "Piramo e Tisbe" (1768) - Johann Adolf Hasse uważał ponoć za jeden z najlepszych utworów (dla sceny napisał ich ponad siedemdziesiąt). O trafności tego sądu można się było przekonać w Centrum Kongresowym ICE, gdzie pod wodzą Fabia Biondiego przedstawiono koncertową wersję dzieła, otwierającą kolejny rok cyklu Opera Rara.

Istotnie - piękna to rzecz, przez kompozytora określona jako intermezzo tragico. Przedstawiona w niej historia miłości wywiedziona z "Metamorfoz" Owidiusza to kwintesencja tragizmu: dwoje zakochanych, nieprzejednany ojciec, fatalny traf, wreszcie końcowe potrójne samobójstwo. Ta babilońska opowieść legła u podstaw "Romea i Julii", a jej przezabawną trawestację zamieścił Shakespeare w "Śnie nocy letniej". Marco Goltellini, librecista Piramo e Tisbe, zaproponował kompozytorowi tekst niezwykle emocjonalny, zniuansowany psychologicznie oraz - co jakże rzadkie w owych czasach - zwarty i nieprzegadany (opera ma tylko dwa akty). Hasse wykorzystał to skrzętnie: stojąc wyraźniej niż kiedykolwiek na rozdrożu baroku i rodzącego się klasycyzmu. Zaproponował drogę pośrednią: ścisłe zasady polifonii połączył z lekkością, melodyjno-ścią i sentymentem stylu galant. Jest w tym dziele niekłamana szczerość uczuć i szlachetna prostota, są wyśmienite, jak nigdy wcześniej u Hassego, rozbudowane ustępy instrumentalne.

I właśnie tych ostatnich słuchałam z największą uwagą. Wirtuozeria Biondiego, dyrygującego od skrzypiec niemal akrobatycznie oraz nieludzka precyzja Europy Galante - jego orkiestrowego dziecka - dawały ku temu podstawy. Na długo zachowam w uszach ostrą rytmikę otwierającej Sinfonii czy retoryczną grozę sceny z krwiożerczą lwicą. Niestety, najbardziej oczekiwana gwiazda wieczoru, Vivica Genaux w roli Pirama okazała się dla mnie sporym rozczarowaniem. Najwyraźniej przechodzi ostatnio złą passę (stojącą w kontraście z jej wcześniejszymi, pamiętanymi, olśniewającymi występami pod Wawelem): niesatysfakcjonująca, miejscami wręcz brzydka i płaska barwa głosu - zwłaszcza w dominujących recytatywach akompaniowanych, nie zawsze kontrolowana technika... Szkoda, że jedynie końcowa aria - dramatyczna Che puro ciel! pozwoliła przypomnieć sobie o potencjale tej artystki.

Dobrze brzmiały liryczno-tragiczne duety - zwłaszcza zamykające oba akty, w których głos Genaux subtelnie stapiał się z sopranem Desiree Rancatore. Wcielająca się w postać Tisbe Włoszka wywarła z kolei doskonałe wrażenie, a to za sprawą pięknej barwy głosu, eleganckiego portamento oraz miękkich, dźwięcznych melizmatów. Szczególnie ujęła mnie aria "Perderó l'amato" bene z pierwszego aktu, w której bohaterka poprzez wzruszającą melodykę przekonuje ojca o niezmienności swych uczuć. Rancatore świetnie eksponowała emocjonalność postaci, dramatyczne napięcie (recytatyw i aria oczekiwania z początku drugiego aktu) i wokalną błyskotliwość (kadencje arii). W epizodyczną, pozostającą w cieniu kochanków postać srogiego rodzica z powodzeniem wcielił się młody włoski tenor Emanuelle d'Aguanno. Do niego też, w efektownej arii samobójstwa, należało zamknięcie Piramo e Tisbe - dzieła, które wedle słów Fabia Biondiego "jaśnieje niczym najczystszy klejnot duchowej prostoty w pełnym zamętu i nieuczciwości świecie opery lat sześćdziesiątych XVIII wieku".

Monika Partyk
Ruch Muzyczny
1 lutego 2016

Książka tygodnia

Bioteatr Agnieszki Przepiórskiej
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Katarzyna Flader-Rzeszowska

Trailer tygodnia