Klub bólu istnienia

"Amy. Klub 27" - reż. Piotr Sieklucki - Teatr Ludowy w Krakowie

Zwykłe wnętrze, rodzina za stołem jakby zastygła, odrętwiała codziennością. I córka, która próbuje wydostać się z życiowego otępienia. To tytułowa bohaterka spektaklu "Amy. Klub 27", prezentowanego w Teatrze Ludowym w Krakowie.

To mocny, zadziorny, konfrontacyjny głos. A w obsadzie Patrycja Durska, Beata Schimscheiner, Iwona Sitkowska, Wiktoria Węgrzyn, Piotr Piecha, Dominik Rybiałek, Ryszard Starosta, Jacek Strama, Aneta Wirzinkiewicz, Tomasz Schimscheiner.

Sztuka jest opowieścią o mitycznym Klubie 27, czyli grupie artystów, którzy w różnych czasach i w różnych sytuacjach zakończyli swoje życie w wieku 27 lat.

Idąc tropem tekstu Marii Spiss, poznajemy strzępy biografii wielkich gwiazd muzyki, które kończyły tragicznie. Tytułowa Amy, zmierzająca z owieczką-przewodniczką w stronę światła, to oczywiście zmarła niedawno Amy Winehouse, ale w czyśćcu (a może raczej wielkim śmietniku zapomnianych już dawno odpadków popkultury?!) spotka Jimiego Hendrixa, Janis Joplin, Kurta Cobaina, Jima Morrisona.

Ich rozmowa przebiega w konwencji spotkania klubu Anonimowych Alkoholików: najpierw imię, potem opis spotkania z nałogami. I historie picia alkoholu i brania narkotyków ("po heronie przynajmniej nie bolał mnie brzuch") i przekraczania kolejnych granic jako przełamywania społecznych konwencji. W słowa tej spowiedzi wpisują się wielkie przeboje - czasem dość przewrotnie. Gdy zgromadzeni na scenie chcą, by Kurt śpiewał o miłości, ten wybiera piosenkę o gwałcie. Bo miłość kojarzy mu się z przemocą. Amy, rozliczając się ze swoim ojcem, oszukuje go na temat terapii, i śpiewa "My dady thinks I'm fine" ("Mój tata myśli, że mam się dobrze").

Wszyscy bohaterowie mają wykrzywione widzenie świata, relacji międzyludzkich, własnej osoby. Źródeł tego stanu dopatrujemy się w ich dzieciństwie, dusznych, mieszczańskich domach rodzinnych. Ale im dłużej ich słuchamy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, jak ich osobność im doskwierała, jak spychała ich w samotność. Widzimy, jaką cenę zapłacili za swoje niedopasowanie.

Ale to tylko jeden z wątków tego spektaklu. Oczywiście reżyser Piotr Sieklucki, dyrektor Teatru Nowego w Krakowie, nie byłby sobą, gdyby w tle nie umieścił kontrowersyjnych tematów społecznych. Tak więc w scenie talk-show prezenter, irytujący typek z telewizji, który dla oglądalności zrobi wiele, a z celebrytów urządzi tv-cyrk dla swoich telewidzów, głosi hasła w stylu "my ze swoimi umarłymi idziemy do Europy".

Zresztą Amy, pochodzącej z żydowskiej rodziny, proponuje zabawę w popularnej ostatnimi czasy w wielu miastach konwencji escape-room (pokój pełen pułapek i zagadek, z którego w określonym czasie trzeba się wydostać) - tyle że tym razem "pokój zagrożeń" ma postać stodoły z Jedwabnego. Tej, w której w czasie wojny spłonęli żydowscy mieszkańcy okolicy. I nagle czujemy zapach kadzidła. Symboliczny to moment. Podobnie jak ten, w którym na scenę nagle wchodzi Chrystus...

Ma ten spektakl swoje mankamenty: wolno się rozkręca, dłużą się niemiłosiernie monologi gwiazd, które powtarzają jak mantrę słowa o "braniu i chlaniu". Niemniej jednak staje się to przedstawienie bardzo mocnym, dźwięczącym wciąż w głowie głosem o cenie, jaką płaci się za samotność w świecie sławy, o tym, jak uwierające bywają społeczne schematy, rasa, religia, rodzinne relacje.

A wszystko w ciekawej scenografii Łukasza Błażejewskiego, oddającej wizualnie napięcie spektaklu.

Łukasz Gazur
Dziennik Polski
13 marca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...