Kobieta demoniczna

Irena Solska. Kim była aktorka? Muza artystów i legenda Młodej Polski

"Niekształtna, śmieszna, właściwie brzydka", wspominał ich pierwsze spotkanie Ludwik Solski, ale później błagał, by została jego żoną. Zielonooka, z burzą rudych włosów, stała się muzą artystów i legendą teatru. "Była dla mnie symbolem Młodej Polski", pisał Jarosław Iwaszkiewicz; Tadeusz Boy-Żeleński nazywał ją "egerią symbolizmu, modernizmu, dekadentyzmu", a cierpiący po miłosnym zawodzie Stanisław Ignacy Witkiewicz uwiecznił aktorkę w swojej powieści jako kobietę demoniczną.

- Irena Solska pozostaje jedną z najsłynniejszych polskich aktorek teatralnych
-  Lekcje aktorstwa pobierała w tajemnicy przed rodzicami; szybko zadebiutowała na scenie i wkrótce stała się prawdziwą gwiazdą
- Jej małżeństwo z Ludwikiem Solskim nie było udane; aktorka wdawała się w burzliwe romanse, między innymi ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem, który uwiecznił ją później w swojej twórczości
- Była muzą artystów, ikoną, dorobiła się miana skandalistki; jako jedna z pierwszych polskich aktorek pojawiła się nago na scenie, czym wzbudziła protesty kurii
- W czasie wojny ryzykowała życie, by pomagać Żydom. Ostatnie dni spędziła w Domu Aktora w Skolimowie

Niejednoznaczna, zagadkowa, równocześnie perwersyjna i niewinna, emanująca erotyzmem, doprowadzała mężczyzn do szaleństwa. Ludwik Solski, reżyser i dyrektor krakowskiego teatru, przyznawał, że kiedy zobaczył ją na scenie, wydała mu się mało atrakcyjna, jednak mimo to nie był w stanie oprzeć się jej urokowi. - Chude, jakieś dziwaczne, niewydarzone, trochę niesamowite, ale diablo zdolne i... kuszące – opisywał swoją przyszłą żonę. – Od jednej roli do drugiej, coraz bardziej zapalałem się, by zrobić z niej gwiazdę pierwszej wielkości. Im bardziej starałem się narzucić jej swoją wolę jako reżyser, im bezwzględniej i surowiej traktowałem ją w pracy, tym bardziej pogrążałem się jako mężczyzna. Nie byłem zresztą osamotniony w tej roli". Pobrali się w 1899 r., ale ich małżeństwo istniało głównie na papierze; Solska bowiem zbyt zajęta była karierą i kolejnymi romansami.

Ciężkostrawny demon
Stanisława Ignacego Witkiewicza poznała podczas wieczorku kabaretowego w Zielonym Baloniku; kilka miesięcy później – wbrew woli ojca artysty, który niechętnie patrzył na związek syna ze znacznie starszą, w dodatku zamężną kobietą – byli już kochankami. Niewiele wiadomo o ich relacji ("Czym jest w Twoim życiu pani S. – przyjaźnią, namiętnością, otumanieniem zmysłów, miłością, zachwytem psychicznym, podziwem myśli – czym?", dopytywał Witkiewicz senior); prawie cała korespondencja spłonęła, a pamiętnik aktorki został ocenzurowany. W jedynym ocalałym liście Witkacego można przeczytać: "Kocham Cię ciągle, coraz inaczej i mam przeczucie nieskończonych możliwości. Czekam. Całuję wszystkim wszystko w Tobie". Burzliwy związek trwał w najlepsze, aktorka liczyła ponoć nawet na ślub, ale jeśli faktycznie tak było, spotkało ją gorzkie rozczarowanie. "Staś był kilka razy zaręczony, a kochał się wiele razy. Pierwszą jego narzeczoną była Irena Solska, znana uwodzicielka pierwszej klasy. Opętała zupełnie Stasia do tego stopnia, że postanowił się z nią ożenić, ale rodzice nie pozwolili na to małżeństwo z dużo starszą od Stasia i z bogatą już przeszłością znakomitą aktorką – pisała żona Witkiewicza, Nina. – Potem utrzymywali ze sobą przyjacielskie stosunki i nawet po naszym ślubie, będąc w Warszawie, złożyliśmy wizytę Irence, i później, gdy więcej bywaliśmy w Warszawie, chodziliśmy do niej nieraz na tradycyjną kawę podwieczorkową".

Rozstanie nie przebiegło jednak w miłej atmosferze i musiało minąć wiele czasu, nim wzajemna niechęć przerodziła się w przyjaźń. Witkacy, rozgoryczony zerwaniem, stworzył serię obrazów Solskiej (noszących tytuły w stylu: "Pani Akne jest ciężkostrawna") i uwiecznił ją jako Akne Montecalfi – kobietę demoniczną i perwersyjną, femme fatale, źródło wszelkiego zła – w "622 upadkach Bunga". Aktorka oczywiście sprzeciwiała się wydaniu powieści ("Cała bażanciość umysłowa wyjrzała z formy tego zakazu", komentował Witkacy) i dopięła swego; wydano ją dopiero po śmierci pisarza, w 1972 r. Ale czas zagoił rany i po latach opisywała swą dawną miłość: "Z galerii ludzi, którzy mnie interesowali, z wielką wdzięcznością wspominam zawsze Stanisława Ignacego Witkiewicza. To nie była strata czasu. Żyło się wśród bardzo ciekawych, niesfałszowanych urojeń". Pocieszenie znalazła szybko; wkrótce, gdy wreszcie sfinalizowała rozwód z Solskim, wyszła za mąż za urzędnika kolejowego Ottona Grossera.

Piekielnie zdolny demon
Karolina Poświk, córka Mieczysława i Bronisławy Poświków, zainteresowania sztuką przejęła po matce, malarce. Z czasem jednak odkryła w sobie talent aktorski i, w tajemnicy przed rodzicami, zaczęła pobierać lekcje u Bogusława Leszczyńskiego, znanego aktora. Zadebiutowała na scenie w Łodzi (jako Irena Górska), potem, dzięki wsparciu swojego mentora, otrzymała angaż w krakowskim Teatrze Miejskim (gdzie występowała jako Irena Pomian). Prawdziwą sławę zdobyła już pod nazwiskiem męża, Ludwika Solskiego. "Obdarzona wielką intuicją, zwraca główną uwagę na całość psychologiczną każdej roli. Gra p. Solskiej sprawia wrażenie nieustannej improwizacji, a pomimo to jest szczera, dokładna i zajmująca", pisano w "Tygodniku Ilustrowanym".

Stała się jedną z największych gwiazd polskiej sceny, a także muzą artystów; inspirowała pisarzy (zakochany Jerzy Żuławski napisał dla niej między innymi "Erosa i Psyche"; porzucił też swoją żonę i naciskał, by Solska odeszła od męża, ale ona odmówiła, za względu na dobro swojego dziecka), fascynowała malarzy (oprócz Witkacego portretowali ją chociażby Wyspiański, Malczewski, Wyczółkowski i Kossak), zachwycała krytyków, reżyserów i kolegów po fachu. I, oczywiście, chętnie szokowała, dorabiając się miana skandalistki. Plotkowano o licznych romansach gwiazdy i zakochanych w niej nieszczęśliwie mężczyznach, którzy próbowali odebrać sobie życie. Chyba największą burzę – i protesty kurii – wywołała, gdy jako tytułowa bohaterka w sztuce "Lady Godiva" Leopolda Staffa wjechała na scenę na koniu całkiem naga, "bez trykotu, zamiast którego spływały z jej głowy bujne, długie, rude włosy, niezbyt zresztą szczelnie zakrywające wspaniałe szczegóły jej doskonale wymodelowanego ciała", jak wspominał scenograf Andrzej Pronaszko.

Szlachetny demon
Marzyła o wielkiej zagranicznej karierze; w 1910 r. wyjechała do Berlina, jednak z planów podboju światowej sceny ostatecznie zrezygnowała – jej córeczka Ania zachorowała na gruźlicę i Solska została w kraju, by opiekować się dzieckiem. Już wtedy sama zmagała się z problemami zdrowotnymi, narzekała na drżenie ciała i łamiący się głos. Dziewięć lat później objawy choroby Parkinsona nasiliły się tak bardzo, że aktorka coraz rzadziej pojawiała się na scenie; w styczniu 1938 r. wcieliła się jeszcze we wdowę w "Balladynie" i ostatecznie wycofała się z grania.

Podczas wojny Solska przebywała w Warszawie, gdzie handlowała wełną i spirytusem; ryzykowała również życie, pomagając ukrywającym się Żydom – zapewniała im schronienie i dostarczała nowe dokumenty. Dolf Berman, członek Rady Pomocy Żydom "Żegota", w książce "Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939 – 1945", twierdził: "Irena Solska przyjęła w czasie okupacji najcięższą i najbardziej niebezpieczną rolę – opiekunki Żydów. Chora, borykająca się sama z nieszczęściami w rodzinie, z trudnościami życiowymi – nie ustawała w akcji pomocy. Przez jej mieszkanie przechodziły dziesiątki spraw; każda z nich była sprawą życia i śmierci. I ona ratowała w ostatniej chwili, gdy już nie było innego wyjścia. Uosobienie szlachetnego, »tętniącego serca«". Kolejne lata nie były dla wielkiej artystki łaskawe, pracowała w sklepie i restauracji, aż wreszcie zaproszono ją do Skolimowa i zaproponowano miejsce w Domu Aktora. Tam spędziła ostatnie dni; zmarła 8 marca 1958 r.

Sonia Miniewicz
Onet.Kultura
9 marca 2021
Portrety
Irena Solska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia