Kobieta, nie bogini
Maria Meyer - Kozłowska o legendarnej aktorce Marlenie Dietrich.MARIA MEYER o swoim artystycznym spotkaniu ze zmarłą przed dwudziestu laty legendarną aktorką Marleną Dietrich i jej piosenkami., przed recitalem w Krakowie. Rozmowa Wacława Krupińskiego w Dzienniku Polskim.
Po raz pierwszy spotkała się Pani z piosenkami Marleny Dietrich w katowickim Teatrze Korez w spektaklu "Dietrich i Leander". Pani wcielała się w pierwszą z nich...
- To autorka sztuki Beatrice Ferolli zderzyła ze sobą te dwie kobiety - blondynkę i brunetkę, antyfaszystkę i tę, która z nazistowskim reżimem kolaborowała; różniły się także głosami. Oczywiście Marlena święta nie była.
Pokazuje to dowodnie choćby wydana w tym roku jej biografia, autorstwa Charlotte Chandler.
- Tak, było to życie niebywale bogate, delikatnie mówiąc. I choć nastawiłam się głównie na piosenki, to jednak w przedstawieniu, które nazwałam "Dietrich - taka jestem", będzie i trochę fragmentów z jej pamiętnika. Takich, które mówią o niej jako o kobiecie, takiej z krwi i kości, a nie o bogini, nie o posągu. O kobiecie, która mając solidne niemieckie mieszczańskie wychowanie, świetnie gotowała, sprzątała, dla niej dom i wszystko, co się z nim wiąże, był szalenie ważny. Była normalną kobietą, która potrafiła się zakochać, a nie tylko uwodzić mężczyzn...
Bywało, że i kobiety.
- Ja akurat wybrałam opinie mężczyzn o Marlenie, nie o wampie i kochance, ale pokazujące ją jako normalną kobietę.
Jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych przeżyła, jak nazwie to wnuk, "późny romans" z Yulem Brynnerem.
- A zarazem niemal całe życie kochała najbardziej aktora Jeana Gabina. "To jedyny związek w moim życiu, kiedy ja okazałam się stroną, która kochała mocniej niż ta druga" - wyznała.
I też on był jedynym, który odszedł. Po dwudziestu latach od śmierci aktorki jak Pani sobie tłumaczy fenomen tej kobiety?
- Przyznam, że nie wiem; przyglądam się filmom, słucham piosenek i nie wiem, w czym tkwi magia, gdzie jest przyczyna tego, że ludzie na jej punkcie oszaleli. To jest to nieuchwytne "coś", z czym się człowiek rodzi. Jakaś magia, charyzma, osobowość, nie mówiąc o urodzie.
Śpiewa Pani jej piosenki w tłumaczeniach...
- W większości Wojciecha Młynarskiego, także Piotra Szalszy ze wspomnianego przedstawienia, ale całość została specjalnie przygotowana na wieczór w Krakowie, który będzie premierowy.
Domyślam się, że nie miała Pani okazji oglądać Marleny Dietrich na żywo...
- Niestety. Oczywiście i tak bym śpiewała jej piosenki po swojemu; wszelkie naśladowanie spełzłoby na niczym.
Jakie piosenki Pani wybrała?
- Te sztandarowe, które słuchacze lubią najbardziej, ale i parę mniej znanych, lżejszych, właśnie ze śląskiego spektaklu.
Przyjeżdża Pani z pięcioosobowym zespołem pod kierunkiem Ewy Zug. Jakie są aranżacje tych piosenek?
- Zbliżone do oryginałów; eksperymenty nie miałyby sensu.
Liczą te piosenki po kilkadziesiąt lat, co Panią w nich urzeka?
- W nich jest - jak to nazywam - magia pierwszego wykonania i bardzo trudno to naruszyć, zmienić. Są tak skomponowane, tak zbudowane, że interpretując, trzeba jak najmniej uzewnętrzniać siebie. Tu należy schować się za nuty, za tekst i śpiewać, powściągając swoje "ja". A zarazem, jak wspomniałam, nie ma sensu imitować oryginału. Zatem łatwo nie jest.
Andre Malraux powiedział: "Ona nie jest aktorką jak Sarah Bernhardt. Marlena Dietrich to mit". Nie boi się Pani zmierzenia z mitem?
- Oczywiście że się boję. Na szczęście już kilka mitów mam za sobą. Mierzyłam się z Brelem - podobno wygrałam, tak przynajmniej pisano i mówiono, z mitem Hanki Ordonówny, Judy Garland, Josephine Baker... Oczywiście zawsze może zeżreć mnie premierowa trema, bo to jest wielkie wyzwanie, zważywszy, że każdy, kto stykał się z Marleną na ekranie czy płytach, ma własne wyobrażenia, oczekiwania.
Zderzając się z mitem pewnie nigdy nie zadowolimy wszystkich, ale warto się starać. Efekt zweryfikuje publiczność we wtorek w krakowskiej PWST. Zapraszam.
***
Recital Marii Meyer, 27 bm., godz. 19, odbywa się pod honorowym patronatem konsula generalnego Niemiec w Krakowie, dra Wernera Köhlera oraz prezydenta Krakowa, prof. Jacka Majchrowskiego. Informacje o biletach: 604 557 835.