Kobieta potrafi!

"Last Minute całkiem (nie)babskiej komedii", Studio-Teatr Castingowy MplusM

Emancypacja widoczna jest w wielu dziedzinach, zatacza szerokie kręgi w kulturze
i sztuce, przybiera czasem buntowniczo-feministyczne wcielenia, kiedy indziej daje się zamknąć w szufladce sztuki na obcasach, ze szminką i w spódnicy.

Także teatr traci swój męski charakter, jednak bez względu na spory o to, czy "Szekspir była kobietą", panie od dawna grają w teatrze, piszą sztuki, reżyserują... A jest jeden niezwykły dzień, gdy nikt nie ośmieli się wątpić, że kobiety mogą osiągnąć wszystko, także w teatrze i że nie pełnią w nim tylko dekoracyjnej roli, tym dniem jest 8 marca.

W Dzień Kobiet odbyła się w poznańskim Studio-Teatrze Castingowym MplusM premiera "Last Minute całkiem (nie)babskiej komedii", napisanej i wyreżyserowanej przez kobietę, Annę Szymczak. Jak zapewnia autorka, inspiracją dla sztuki były prawdziwe wydarzenia, które przytrafiły się jej znajomym. Czy to prawda, czy niewieścia kokieteria nie warto dociekać, bo spektakl ogląda się znakomicie. Potwierdza się stara prawda, że kobiety mają wyjątkowy dar obserwacji otaczającej je rzeczywistości. Dokładna, ale pełna fantazji reżyseria nadaje całemu spektaklowi swoistego porządku w chaosie, czyli typowo kobiecego sznytu. Niespodziewane pointy, nakreślenie ciekawych i mocnych, ale bardzo kobiecych charakterów, umiejętne łączenie komizmu sytuacyjnego z językowym - to wszystko sprawiło, że widownia co rusz wybuchała śmiechem.  

Na scenie znajdują się cztery łóżka, oznaczające małe światy czterech przyjaciółek. Każda ma jakąś pracę, jakieś tzw. życie osobiste, ale wszystkie są gotowe przerwać pracę i odłożyć owo życie osobiste na później, gdy trzeba wspomóc koleżankę. Bo "Last minute" to przede wszystkim spektakl o przyjaźni i o tym, że nikt nie zrozumie kobiety lepiej, niż druga kobieta. To dwanaście odsłon (powiedziałabym scen, gdyby nie kojarzyły się z „występami” przypisywanymi niektórym kobietom) z życia przyjaciółek, które w ciągu roku spotykają się, rozwiązując mniej lub bardziej istotne problemy. Odwiedzają nocne kluby i fryzjera, przy kolacji dyskutują o marzeniach, szykują się na poważne rozmowy z szefem, tańczą bollywood, marzą o tym jedynym, idealnym, wyśnionym i tak nierealnym...

Jednym z najistotniejszych rekwizytów jest telefon, który staje się czasem narzędziem do wezwania pomocy, gdy nagle, nie wiedzieć skąd, przybyło 10 kilo. Jest on też medium, służącym do wylewania żalu, że, mimo Lanego Poniedziałku jest się suchą jak Sahara. To wreszcie przy pomocy telefonu można się umówić się na zakupy! Panie do każdej sceny zmieniają stroje, bo wiadomo, że wygląd to rzecz pierwszorzędna. Poszczególne obrazy połączone są świetnie dobranymi piosenkami i wzbogacone multimedialnymi projekcjami. Problemy czterech pań mogą wydać się banalne i prozaiczne, bo przecież to żadna tragedia zbyt się przypiec na solarium, jednak wszystko opowiedziane jest z takim wdziękiem, że trudno oprzeć się urokowi codziennych zmagań sympatycznych bohaterek. A sztuka po raz kolejny udowadnia, że życie składa się właśnie z drobnych radości i smuteczków, które najlepiej dzielić z wypróbowanymi, pomocnymi ludźmi.  

Studio-Teatr MplusM jest teatrem castingowym, który do każdego spektaklu kompletuje obsadę przez przesłuchania. W poprzednich premierach, adaptacjach dramatu światowego (Szekspir, Molier, Kesserling) i polskiego (Witkacy) na scenie prezentowali się studenci i uczniowie, w "Last Minute" grają kobiety aktywne zawodowo, które już jakiś czas temu skończyły 18 lat. Katarzyna Kierończyk, Ewa Lembicz, Ewa, Serek i Anna Wrona to także aktorki-amatorki, ale w tym wypadku nie jest to określenie deprecjonujące. To amatorki świetnej zabawy i przygody. Na co dzień pracują na poważnych i odpowiedzialnych stanowiskach, godzą życie zawodowe z rodzinnym, ale postanowiły zrobić coś jeszcze,  więc wybrały granie w teatrze.

Na ponad godzinę stają się zupełnie innymi osobami, a ich entuzjazm i niezwykła naturalność są wielką siłą spektaklu. Spontaniczność, bezpretensjonalność oraz dystans, z jakim podeszły do swoich ról potwierdzają, że każda kobieta ma zadatki na „zwierzę sceniczne”! Jednak spektakl jest (nie)całkiem babski, w sztuce pojawili się także czterej panowie, ale o dziwo, tym razem to oni traktowani są jako elementy dekoracyjne i zaledwie raz zostają dopuszczeni do głosu. Cóż...nasze czasy bezwzględnie należą do kobiet.  

Mimo kobiety autorki i reżyserki, mimo babińca na scenie, "Last minute" jest po prostu bardzo współczesną komedią (nie tylko) o kobietach, na której śmieją wszyscy widzowie, bez względu na wiek i płeć. Ta lekka, łatwa i przyjemna, zrealizowana z pomysłem sztuka to fantastyczny prezent, jaki panie podarowały paniom z okazji swojego święta. Dodatkowo aktorki udowodniły, że kobiety są mistrzyniami robienia wszystkiego mimochodem, między pracą a domem znalazł się też czas na teatr, bo kobieta potrafi!

Katarzyna Wojtaszak
Dziennik Teatralny Poznań
16 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia