Kobiety też lubią ten film
rozmowa z Olgierdem ŁukasiewiczemZ Olgierdem Łukaszewiczem o jego udziale w filmie "Seksmisja" rozmawia Jarosław Zalesiński.
Przed "Seksmisją" nie grał Pan w komediach. Co Pana podkusiło?
Scenariusz. Byłbym nierozsądny, gdybym wybrał wtedy na przykład "Fort 13", który mi w tym samym czasie zaproponowano...
I o którym nikt dzisiaj nie pamięta.
No właśnie.
W roli Alberta Machulski od początku widział Pana. A ile prawdy jest w opowieściach, że Jerzy Stuhr trafił do "Seksmisji" z przypadku, bo akurat spotkał w krakowskim SPATIF-ie Machulskiego?
Nie sądzę, żeby te opowieści polegały na jakiejś prawdzie. Ale Machulski rzeczywiście zastanawiał się nad różnymi kandydatami do roli Maksa. Może dzisiaj nie będę już mówił, kto był brany pod uwagę. O mnie rzeczywiście wiedział z góry i pod moim kątem pisał tę rolę.
Tego nie wiedziałem.
Mieszkaliśmy wtedy w jednym domu campingowym na planie filmu "Lekcja martwego języka" Janusza Majewskiego, gdzie ja grałem główną rolę, a Julek jedną z pobocznych. I często rozmawialiśmy o "Seksmisji". Nazwisko Jurka Stuhra padało w naszych ówczesnych rozmowach. Mnie się od razu wydawało, że Maksa powinien zagrać Stuhr. Ale z perspektywy lat naprawdę już nie wiadomo, kto pierwszy to zaproponował.
Czyli towarzyszył Pan od początku dojrzewaniu scenariusza?
Na jakimś etapie byłem dopuszczony do tej pracy i do marzeń o filmie.
To prawda, że kiedy zamknęliście się już w Wieliczce, wiele scen powstawało na gorąco?
Właśnie niedawno byłem w Wieliczce, zwiedziłem jedną z komór, którą kopalnia zamierza przeznaczyć na planowane muzeum "Seksmisji". Zabrałem ze sobą pierwszą wersję scenariusza, którą otrzymałem od Machulskiego. Pod ziemią przeczytałem sobie fragmenty, które realizowaliśmy w Wieliczce. Uświadomiłem sobie, że krążące legendy o improwizowanych zmianach są grubo przesadzone.
Ale niektóre z tych najsłynniejszych dialogów nie rodziły się na planie?
Wiele z nich było już tak zapisanych przez Machulskiego, ale niektóre rzeczywiście zostały wymyślone przez Jerzego Stuhra. On był najwspanialszym pomysłodawcą. Poczucie humoru ich obu zetknęło się ze sobą. Ale powtarzam, w pierwszej wersji scenariuszowej wiele tych zdań już jest.
Popularność "Seksmisji", kiedy weszła do kin, można było tłumaczyć tym, że odbierano ją jako film polityczny o stanie wojennym i państwie policyjnym. Ale dlaczego cieszy się taką popularnością do dzisiaj?
Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Z tym że widzi pan, dzisiaj Juliusz Machulski często mówi, że wcale nie chciał wtedy zrobić filmu politycznego.
Nawet jeśli nie chciał, w taki sposób powszechnie "Seksmisję" odbierano.
Machulski w ogóle fantastycznie parodiuje rzeczywistość dookoła, w jakiej by się nie znalazł. Ale my, czyli nie tylko Jurek Stuhr i ja, ale także mój brat, który był operatorem i współautorem koncepcji plastycznej, byliśmy przekonani, że jednak jest to żart polityczny. Ale dlaczego ten film przetrwał tyle czasu...
No właśnie...
Może jest związany z naszym polskim poczuciem humoru? Z tymi wszystkim kawałami o babach na przykład. Wcale przy tym nie klasyfikuję "Seksmisji" jako dzieła ośmieszającego kobiety czy uwłaczającego kobiecej czci. Wiem dobrze, że kobiety bardzo lubią ten film i tak samo chętnie go oglądają.
Wokół "Seksmisji"
Wydarzenia
Mamy rok 1991. Maksymilian Paradys i Albert Starski poddają się naukowemu eksperymentowi: zostają zahibernowani, a rozmrożeni mają być po trzech latach. W rzeczywistości w stanie śpiączki przetrwali do 2044 roku. W tym czasie na świecie wybuchł atomowy konflikt, którego skutkiem było wyginięcie całej męskiej populacji.
Ekipa
Prócz Jerzegu Stuhra (Maks) i Olgierda Łukaszewicza (Albert) w filmie wystąpili m.in. Beata Tyszkiewicz, Ryszarda Hanin i Wiesław Michnikowski.