Kobiety z wąsami

"Mad women" - reż. Barbara Wiśniewska - Teatr Współczesny w Szczecinie

"Mad Women" to sceniczna analiza korporacyjnych wymagań i presji, za bohaterów obierająca kobiety, a nie uzależnionych od zawodowego sukcesu mężczyzn.

Szczeciński Teatr Współczesny ruszył z nowym projektem. Celem PIKSELOZY jest oddanie sceny Malarnia młodym reżyserom, którzy mają poruszać w kolejnych przedstawieniach aktualne tematy społeczno-polityczne. Przedsięwzięcie pod egidą Piotra Ratajczaka ma szansę stać się w przyszłości swoistym laboratorium warsztatowym dla początkujących twórców. Czy tak się stanie - pokaże czas i artystyczne decyzje inicjatorów projektu.

Jak na razie w ramach PIKSELOZY odbyły się dwie premiery. "Trollgatan. Ulica Trolli", autorski spektakl Tomasza Kaczorowskiego, nawiązywał do wydarzeń we współczesnej Szwecji. Twórcy przedstawienia zderzyli ze sobą postacie neonazisty Larsa, polskiego imigranta Miętusa i młodej Andżeli, by zadać pytanie o mentalność współczesnych Europejczyków i ukazać nasilające się konflikty rasowe. Jednym z najciekawszych punktów spektaklu była dokładna analiza medialnych mechanizmów, skutecznie manipulujących faktami według doraźnych potrzeb.

Drugą odsłonę szczecińskiego projektu stanowi premiera "Mad Women" w reżyserii Barbary Wiśniewskiej. Tekst Natalii Mołodowiec nieco ironicznie nawiązuje do tytułu oraz tematyki słynnego amerykańskiego serialu. W obu przypadkach akcja rozgrywa się w agencji reklamowej. Z tym że postacie Donalda Drapera, Petera Campbella czy Peggy Olson zostały zastąpione przez piątkę kobiet (co ciekawe, zaznajomieni z "Mad Men" widzowie mogą zobaczyć pewne podobieństwa między bohaterami filmowymi a scenicznymi). Zmieniły się także czas i miejsce - Stany Zjednoczone lat sześćdziesiątych ustąpiły współczesnej Polsce.

Scenografia Karoliny Fandrejewskiej jest, podobnie jak w "Nic się nie stało", poprzednim spektaklu tego tandemu, zrealizowanym w stołecznym Ateneum, bardzo minimalistyczna. W centralnym punkcie sceny znajduje się podest mający kształt elipsy z jednym wyciętym odcinkiem. Dookoła ustawiono gołe, jasnobrązowe ściany. Wiśniewska opiera swój spektakl przede wszystkim na grze aktorskiej, ustawiając jedynie sceniczne postacie w różne konfiguracje. Tytułowe ,,szalone kobiety" są pracownicami agencji reklamowej, która dostała właśnie zamówienie na stworzenie spotu i hasła promujących Xymilon - najnowszy lek mający likwidować rozmaite stany lękowe u reprezentantek płci pięknej. Menedżerka projektu Magda (Magdalena Myszkiewicz), silna kobieta w średnim wieku, rozdziela konkretne zadania swoim podopiecznym.

Praca nad nowym projektem zmusza poszczególne postacie do zmierzenia się z prawdą o samych sobie. Wiśniewska konsekwentnie prowadzi narrację w ślad za scenariuszem Mołodowiec. Liczne sceny dialogowe przeplatane są monologami każdej z pań. Aktorki Współczesnego korzystają z danej im możliwości i tworzą mocne kreacje. Wspominana Magda jest bezwzględną kobietą, wykorzystującą swoje pracownice do granic możliwości. Pod pozorami opiekuńczości i współpracy krytykuje Agnieszkę (Ewa Sobczak) za telefony od jej męża, rozzłoszczonego na żonę z powodu zaniedbania przez nią rodzinnych obowiązków. Inne pracownice popędza do pracy mimo ich deklaracji o skrajnym wyczerpaniu. Zasadą numer jeden w korporacji jest całkowite oddanie wykonywaniu swoich zadań.

Gdyby przedstawienie Wiśniewskiej zatrzymało się na tym truizmie, byłoby jedynie poprawną opowiastką o życiu ,,korposzczurów". Ale szczeciński spektakl przede wszystkim pokazuje pułapkę, w którą wpadły współczesne kobiety. Praca w agencji reklamowej, postrzegana jako swoiste spełnienie marzeń o rozwoju kariery i pełnej emancypacji, staje się w widowisku areną powstawania pewnego paradoksu. Silne i niezależne kobiety zaczynają powielać wzorce, które w ujęciu feministycznym uchodzą za ,,maskulinistyczne": bezwzględność, hierarchiczność, opresja względem słabszych. Do tego stopnia, że Mołodowiec zdobyła się na nieco złośliwy, ale i dający do myślenia zabieg. W jednej ze swoich kwestii Monika (Maria Dąbrowska) przedstawia się publiczności jako mężczyzna, który postanowił ukryć swoją płeć. Zrobił to ze względu na szykanowanie go w pracy, ewidentnie seksistowskie uwagi odnoszące się z wyższością do jego męskości (!). Wiśniewska wyzyskała tu nieco androginiczną prezencję Dąbrowskiej, by doprowadzić do klasycznego odwrócenia ról. Nauczone boksowania kobiety zepchnęły swoich własnych trenerów do narożnika. Symbolem przejętych od mężczyzn cech są doklejane wąsy - nosi je Monika, a na końcu zakładają je wszystkie aktorki.

Wiśniewska nie poprzestaje jednak na dyskutowaniu z kulturowymi kodami. Pokazuje sytuację kobiet, które muszą uporać się z nowymi wymaganiami względem nich. Obserwacje twórców podobne są do założeń krytycznej teorii reklamy Barthes'a i jego słynnego ,,tak, ale". Młoda autorka tekstów reklamowych Ewa (Barbara Lewandowska) próbuje wymyślić nowe hasło dla promocji Xymilonu. Sekwencja powraca kilkakrotnie - za każdym razem zdesperowana dziewczyna zaczyna coraz bardziej ujawniać swoje emocje. Ironicznie podkreśla, że w osiągnięciu szczęścia nie pomoże okrzyczany lek, ale odzieżowy ,,zestaw kobiety sukcesu", który z miejsca zmieni pozycję społeczną każdej klientki. W innej sekwencji nagrywa kolejny odcinek swojego wideobloga, na którym stara się promować wśród oglądających wzorzec pełniejszej sylwetki. Lewandowska przeplata swój monolog wtrąceniami nieskierowanymi do kamery, kiedy przedstawia swój strach przed niespełnieniem oczekiwań, które przecież sama zachwala. Ewie sypie się także jej życie prywatne - odchodzi od niej narzeczony, a ona zostaje sama z kredytem.

Podobną trudną prawdę o swoim życiu skrywa specjalistka do spraw reklamy Anna (świetna Magdalena Wrani-Stachowska). Na zewnątrz nie zdejmuje maski chłodnej formalistki i wiernej wykonawczyni poleceń menedżerki Magdy. Ale jest to jedynie poza, zza której wyziera twarz kobiety po przejściach. Anna boi się swojego ojca, z którym od lat nie jest w stanie nawiązać głębszej relacji. W swoim krótkim, ale mocnym monologu sugeruje też, że w przeszłości odbyła zabieg aborcji. Bolesne prywatne przeżycia determinują jej całkowite oddanie wykonywanej pracy.

Ale najcelniejszym spostrzeżeniem Wiśniewskiej jest zwrócenie uwagi na problem zachwiania relacji między współczesnymi matkami i córkami. Publiczność obserwuje kilka scenek z placów zabaw na różnych szczecińskich osiedlach (Bezrzecza, Niebuszewa i innych), gdzie kilkanaście anonimowych matek przedstawia swoje wyobrażenia na temat przyszłości własnych dzieci. I nie są to czysto teoretyczne rozważania, ale dokładne projektowanie życia swoich pociech. Z komicznych, jakby rodem z bazaru, słownych przepychanek wyziera satyra na współczesny ,,lifestyle", który na poziomie relacji rodzinnych zamienia się w uprzedmiotawiającą grę oczekiwań rodzica i dziecka względem siebie.

Zapewne dlatego przedstawienie kończy się specyficznym tańcem - aktorki chodzą dookoła wspominanej elipsy, wieszają się na niej i ciągną do siebie. Czyżby matki chciały przerwać bieg swoistego błędnego koła, w które wpadły wraz ze swymi córkami? A może po prostu idą w zaparte i dalej chcą zagarniać wszystko dla siebie? Wiśniewska nie daje na to jednoznacznej odpowiedzi: pokazuje rozdroże, na jakim stanęły współczesne kobiety.

Szczecińskie "Mad Women" to ciekawe i konsekwentnie zrealizowane przedstawienie. Wiśniewska posługuje się oszczędnymi środkami inscenizacyjnymi. Umiejętnie poprowadziła aktorki Współczesnego, dzięki czemu nie powtórzyła błędu z warszawskiego Ateneum - w "Nic się nie stało" grający byli po prostu zostawieni samym sobie. Szczecińska inscenizacja jest interesująca przede wszystkim ze względu na wytknięcie paradoksów idei feministycznej, które - o czym warto pamiętać - wskazywał już Bolesław Prus w niesłusznie zapomnianych "Emancypantkach". Dzięki sprawnej dramaturgii Mołodowiec udało się uniknąć schematu i szablonu w interpretacji postaci. Niestety tym aspektom spektaklu nie dorównuje wyjątkowo słaba oprawa muzyczna. I zapewne przydałoby się więcej niuansów korporacyjnego życia, bo ukazywanie go wyłącznie jako formy współczesnej niewoli stało się już stereotypem. Wiśniewska dopiero kształtuje swój warsztat, stąd zapewne wrażenie używania przez reżyserkę przewidywalnych środków. Nie zmienia to jednak faktu, że jej karierę należy bacznie obserwować. Quod erat demonstrandum.

Szymon Spichalski
Miesięcznik "Teatr"
21 maja 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...