Kochajmy się!

"Sztuka Kochania, czyli sceny dla dorosłych" - reż. Krzysztof Jasiński - Krakowski Teatr Scena STU

Seks jest tematem, o którym ciężko się pisze, trudno mówi, a jeszcze bardziej skomplikowaną kwestią, wydaje się być przeniesienie go do teatru w sposób smaczny i przystępny. „Sztuka kochania. Sceny dla dorosłych" to collage scen o zabarwieniu silnie erotycznym, przyprawionych dużą dozą humoru oraz dystansu do „tego typu" problemów i rozterek. Już sama scenografia sugeruje nam, ze trafiliśmy do przybytku miłości, zatem nie pozostaje nic innego jak rozgościć się, bo czekają nas ponad dwie godziny sensualistycznych doznań.

Spektakl (choć trudno tak naprawdę zaklasyfikować to przedsięwzięcie stylistycznie) – który akurat miałam przyjemność oglądać – był szczególny, a o jego wyjątkowości świadczy fakt, że wystawiano go po raz ostatni w teatrze STU. Wiązało się to z wieloma niespodziankami oraz atrakcjami minionego wieczoru (pomijam oczywiście naręcza kwiatów i płomienne podziękowania). Po pierwsze, na scenie pojawili się wszyscy aktorzy, grający kiedykolwiek w tej sztuce. Zabieg ciekawy, bo widz mógł obejrzeć jeden spektakl, jednego wieczoru, we wszelkiej możliwej obsadzie. Po drugie, publiczność chcąc nie chcąc, została włączona do wspólnej gry i dialogu. Po trzecie na sali obecny był sam reżyser – Krzysztof Jasiński.

Całość bardziej przypominała formę kabaretu niż spektaklu teatralnego, jednak rewelacyjna obsada i lekkość gry zastępu aktorów – Anny Oberc, Joanny Litwin-Widery, Beaty Rybotyckiej, Beaty Rybarskiej, Łukasza Rybarskiego, Zbigniewa Leraczyka, Jakuba Przebindowskiego, Maurycego Polaskiego, Grzegorza Widery – nadała pikantnego smaku przedsięwzięciu i bawiła publiczność do łez.

Jeżeli ktoś chciałby doszukać się ukrytej głębi, czy paru ważnych refleksji, może poczuć się zawiedziony, gdyż według mnie spektakl po prostu ma „wyglądać" i bawić. W tej maskaradzie postaci moją uwagę szczególnie zwróciła Anna Oberc, wcielając się w kolejne postaci, począwszy od studentki, a na dziwce skończywszy. Czarowała grą, ruchem, wokalem, niesamowitą świadomością siebie jako aktorki i „produktu scenicznego".

Na wyróżnienie zasługuje także postać Jakuba Przebindowskiego, który napisał muzykę do spektaklu. Fakt faktem, akurat piosenki wplecione w przedstawienie nie powalają na kolana ani warstwą muzyczną, a już w ogóle tekstową, ale w dalszym ciągu bawią, czyli została zachowana konwencja całości.

Jako podsumowanie, zamiast komentarza, niech posłużą mi słowa Bolesława Leśmiana padające podczas sztuki: „W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem/ Zapodziani po głowy, przez długie godziny/ Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny./ Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem."

 

Monika Sobieraj-Mikulska
Dziennik Teatralny Kraków
14 listopada 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia