Kocham cię mój wrogu

"Wojna to tylko kwiat" - reż. Piotr Ratajczak - Teatr WARSawy

Syndrom szoku pourazowego dotyka żołnierzy w boju. Długotrwały stres związany z ekstremalnymi warunkami powoduje trudne do usunięcia szkody w mózgu. Po powrocie z pierwszej linii frontu ludzie wciąż tkwią mentalnie w tamtej rzeczywistości. Wiadomo - żołnierz to żołnierz, wszystko jedno najemnik, zawodowy. Został powołany do wojny i zabijania.

Ta choroba dotyka oczywiście także tych, którzy doświadczają wojny jako mimowolni uczestnicy - ludność cywilną. Tu nie ma wyboru. Ale jest jeszcze jedna kategoria osób, które dobrowolnie idą na wojnę. Ich cele są altruistyczne. Chcą raportować stan działań. Chcą przekazywać informacje o tym, jak wygląda wojna, by nie mogli jej obrazu zafałszować politycy i stratedzy. Dziennikarze, reporterzy, operatorzy, fotografowie. Walczą informacją, ale też walczą o newsy. To chorobliwa, równie zaciekła wojna. O większe zbliżenie, o materiał z najbardziej pierwszej linii frontu. Czasem padają ofiary. Polegli na polu chwały najświeższych informacji. Ci, którzy wracają do domu muszą spojrzeć w twarze członkom rodziny: żonie, matce, dzieciom. Odpowiedzieć na natrętne pytanie: dlaczego ty wróciłeś, wróciłaś? - zadawane przez innych. Odpowiedzieć na natrętne pytanie: po co wróciłeś, wróciłaś? - zadawane samemu sobie.

Piotr Ratajczak - reżyser i Agnieszka Przepiórska - aktorka tekstem Piotra Rowickiego pokazują moment już po oficjalnym przywitaniu powracających z wojny, po uhonorowaniu ich najważniejszymi nagrodami środowiska i państwa za odwagę, determinację w dążeniu do prawdy. Widzimy chwilę, gdy Maria rozpakowuje plecak, wysypuje z butów pustynny piach. Przestrzeń jest bez właściwości, jak życie w czasach pokoju, dla przyzwyczajonych do ciągłego zagrożenia. Na scenie nie ma nic, poza stalową ramą, na której zawieszona jest zasłona. Każdy celebryta chowa swoją prywatność przed oczami widzów. Tych ram Maria chce się trzymać. Po odsłonięciu białego materiału można zajrzeć do domu reporterki. Odważnej, nieustraszonej, ambitnej, energicznej kobiety sukcesu w męskim świecie. W domu mieszkają Marcin i Kacper. Mieszka tam również reporterka, która w głowie, jak w oddzielnym pokoju, ulokowała przywiezione z frontu strachy: wspominane osoby, wydarzenia, uczucia. Są tam na co dzień, czasem przychodzą do kuchni, żeby pomóc w gotowaniu obiadu dla dziecka Marii, ale też dla swoich dzieci. Matki Czeczenki, Burundyjki, Syryjki, Palestynki. Lepiej wiedzą jak gotuje się ziemniaki. Maria potrafi jedynie relacjonować. Robi to więc stale. Zagaduje ciszę, opowiada o życiu na froncie, o czekaniu na zdarzenia, o lęku o rodzinę, o żalu dla tych, którym nie można pomóc, by nie stracić obiektywizmu, by nie stać się częścią konfliktu.

Konflikt rodzi się w domu, kiedy już wiadomo, że po spokojnych ulicach Warszawy chodzi wrak człowieka, niezdolny do funkcjonowania. Dla którego alarm sklepowych bramek, uruchomiony przez próbę kradzieży ubrania, staje się sygnałem wywoławczym nalotu. W takiej sytuacji trzeba uciekać. Maria zostawia Kacpra samego w centrum handlowym i biegnie do schronu. Do domu. Do męża. Ma przywidzenia: to nie grillowane nóżki kurczaka - to rozerwane ciała ludzkie. Nie wolno ich zjadać, więc odgania psa, próbuje zakopać je w ogródku. Jej królewicz bierze ją na ręce i idą, jak w romantycznym filmie, aleją do gwiazd. Kąpią się nago w Wiśle. Jest na nią zły? Nie, jego twarz nie ma wyrazu, gdy patrzy na Marię z góry, polewając jej głowę wodą z prysznica. Przepiórska raczej relacjonuje tę historię, czasem odgrywa niektóre sceny: nalot, bieg do schronu. Brutalna tematyka zdaje się przytłaczać medium. Nie ma tu więc utożsamienia. Aktorka gra Marię, ale z oddalenia, broniąc się przed doświadczeniami postaci. Przekonuje, że opowieść robi na niej wielkie wrażenie, ale dla własnego dobra, nie może zbyt głęboko w nią wejść. Nie może wejść, bo oszaleje.

Szaleństwo, czy raczej zwierzęcy instynkt ukrycia przed niebezpieczeństwem najlepiej widać w ostatniej scenie spektaklu. Maria znów znalazła się na wojnie, bo kwiat wojny nigdy nie zamienia się w strzępy zżółkłych gazet i przebrzmiałe parady, jak mówi Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w wierszu, który dał tytuł przedstawieniu. Reporterka tylko tu czuje się normalnie. Jest od niej uzależniona, jak od ukochanego, którego nienawidzi się za zniewolenie i pożąda jednocześnie. Leży schowana w czworobocznym kubie z prętów. Wcześniej to była mównica, przy której wygłaszała płomienne przemówienia. Później mebel w mieszkaniu. Teraz upragniona kryjówka, tak wąska i niska, że ledwo się w niej mieści. Widać jej twarz, usta, które milczą, i szeroko otwarte z przerażenia oczy. Być może taka jest prawda o Marii dzielnej reporterce wojennej. To jest jej prawdziwa historia. Gdyby można na tym poprzestać. Ale nie! Za plecami Marii, na zasłonie wyświetlany jest film. Trwa nalot. Drżącą ręką, być może telefonem komórkowym, ktoś filmuje szpital, do którego znoszą poszkodowanych. Widać wyłącznie ranne dzieci, krzyczące matki i bezradnych lekarzy. Dzieci widać z bliska. Tak, żeby nie było wątpliwości, że zamiast twarzy mają krwawą masę, że ich ciała pokryte są dziurami po kulach. Że większość ma już zamknięte oczy. Powtarza się sekwencja bezładnego opadania ich ciał. Żeby nie umknął nam ten moment umierania! Żebyśmy słyszeli płytki, urywany oddech. A widzieli na zbliżeniach rozerwane ubranka, poszarpane pieluszki.

Ten spektakl byłby opowieścią porządnie napisaną i zagraną. Ostatnia scena stawia go w centrum dyskusji o etyce w teatrze. Uważam, że Piotr Ratajczak nie miał prawa wykorzystywać tych wizerunków. Jakby nagle, nie wiadomo dlaczego zwątpił w tekst, talent aktorki, swoją reżyserię. I zaczął się bronić gotując nam kilka minut pornografii śmierci. Wyszłam ze spektaklu wstrząśnięta i będę ten wstrząs długo pamiętać. Ale nie tak, jak chcieliby jego twórcy.

Ewa Hevelke
e-teatr.pl
8 marca 2016
Teatry
Teatr WARSawy

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia