Kocham ten festiwal!

rozmowa z Waldemarem Patlewiczem

Z reżyserem Waldemarem Patlewiczem rozmawia Henryka Wach-Malicka

Jest pan wiernym widzem katowickich Interpretacji. Patrzy pan na prezentowane spektakle bardziej jako widz, czy jako profesjonalista? 

Jako fan! Jakkolwiek to zabrzmi, składam deklarację: kocham ten festiwal, z kilku zresztą powodów. Po pierwsze, jest on na pewno okazją do skonfrontowania mojego myślenia o teatrze z pomysłami i wizjami innych reżyserów. A taka konfrontacja jest nieodzowna, bo sztuka rodzi się między innymi z ochoty dyskutowania. Po drugie, Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej, choć zwykle po kolejnych edycjach strasznie narzekamy, "że tego i tamtego nam zabrakło" jest jednak prezentacją nowych zjawisk i nowych tendencji w polskim teatrze. Teatromani lubią być w tej kwestii na bieżąco i dzięki "Interpretacjom" są; przynajmniej w jakiejś mierze. Po trzecie, i dziwię się, że mało kto głośno o tym mówi, "Interpretacje" są okazją do obejrzenia wielu spektakli, których w żaden inny sposób nie mielibyśmy okazji zobaczyć. Na jeżdżenie po Polsce w ich poszukiwaniu mogą sobie pozwolić nieliczni. Większość z nas nie ma na takie podróżowanie, ani czasu, ani pieniędzy, ani możliwości. Ten raz w roku polski teatr przyjeżdża więc do Katowic i trudno nie mieć z tego faktu satysfakcji.

Zgadza się pan z werdyktami jury?

Czasem tak, czasem nie, ale przyznaję, że na ogół życie potwierdza decyzje jurorów. Jak by nie patrzyć, wszyscy zdobywcy Lauru Konrada znakomicie radzą sobie w zawodzie, a niektórzy wręcz wyrośli na liderów. Po czasie okazuje się jednak, że w mojej pamięci pozostały także spektakle, których twórcy nie zgromadzili wystarczającej liczby sędziowskich głosów, by zostać laureatami. Doskonale pamiętam na przykład piękne przedstawienie "Matki Joanny od Aniołów", zrealizowane przez Marka Fiedora w opolskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego. Żal mi, że nigdy nie został laureatem Paweł Miśkiewicz, który pokazywał swoje spektakle kilkakrotnie. Jego teatralna robota, choć nie epatowała artystycznym szokiem, zawsze przynosiła ciekawą interpretację tekstu i imponowała poziomem reżyserskiego rzemiosła. Fantastyczna były też przedstawienia Anny Augustynowicz, która była pierwszą laureatką w historii festiwalu.

Zmienia się polski teatr, zmieniają się Interpretacje. Jak pan ocenia tegoroczny festiwal?


Niepokoi mnie trochę fakt, że komisja wybierająca przedstawienia preferuje nurt, który nazwałbym eksperymentalnym. Teatr jest zjawiskiem bardziej skomplikowanym i na pewno bardziej różnorodnym niż tylko poszukiwanie nowych form wyrazu. Festiwal ma w nazwie "sztukę reżyserską", co nie jest tożsame z pojęciem "eksperyment". Realizując przedstawienie w tradycyjnej formule, też można być odkrywczym interpretatorem tekstu. To się wiele razy w ciągu tych 12 lat zdarzało i zawsze było zachętą do rozszerzenia dyskusji twórców z publicznością.

Henryka Wach-Malicka
Dziennik Zachodni
20 marca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia