Komedia w dwóch odcinkach z puentą
"Dobry wojak Szwejk" - reż. Igor Gorzkowski - Teatr Zagłębia w SosnowcuAtmosfera panując na sobotniej premierze „Dobrego Wojaka Szwejka" w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu była iście szampańska. Publiczność głośno się radowała, a aktorzy na scenie ledwo tłumili uśmiechy. Zdarzyło się nawet, że wesołość publiczności niemal zagłuszyła to, co działo się na scenie.
Ta radość, zwana „Dobrym Wojakiem Szwejkiem", a wyreżyserowana przez Igora Gorzkowskiego, trwała blisko trzy godziny, włącznie z antraktem. Rozpoczęło się od żartu, a potem było już tylko lepiej. Powieść Jaroslava Haska, na którym opiera się adaptacja potraktowana została - rzecz jasna - dość wybiórczo. Spektakl ma dwudzielną kompozycję, lecz nie jest ona w żadnym razie spójna. Inna rzecz, że nie o to chyba szło, by spójność osiągnąć. Postrzępione wątki nie stanowią ani jednej całości, ani dwóch części. Jest to raczej seria pysznych anegdot bogato inkrustowanych rubasznym humorem, połączona wspólnym bohaterem i oddzielona antraktem, podczas którego zmienia się miejsce akcji, a aktorzy przedzierzgają się w inne postaci.
Konstrukcja scenariusza, będąca kompilacją anegdot, znajduje swoje uzasadnienie w postaci tytułowego bohatera. Szwejk to bajarz i wodolejca, irytujący gaduła, „kretyn z urzędu". Jego domena to facecja, bon mot, gadulstwo z lubością niehamowane. Kreacja Wojciecha Leśniaka, odtwórcy głównej roli, jest wybitnie komediowa. Rzadko się zdarza, by Szwejk w jego wykonaniu milczał, ale gdy już to robi, uwagę widza absorbuje jego fis mimika. Wyborny jest też koktajl głupoty i chytrości w tym wydaniu; jakiegoś sprytu, który prześwieca spomiędzy jednej bredni a drugiej kalumnii, jakie potoczyście i gracko - a ku uciesze widowni - płyną z ust ordynansa kampanii - Szwejka. „Z pustym żołądkiem nie ma co się pchać do latryny" – powiada on. Na co odpowiada mu inspektor latryn: „Ten żołnierz rzuca jak najlepsze światło na cały batalion swoją szczerością i postawą. To jest poręka, że batalion będzie walczył do ostatniej kropli krwi!" Inspektorem latryn jest zaś Andrzej Śleziak, którego role wzbudziły niemniejszy poklask i entuzjazm. Zachwycił między innymi jako Generał Serdeńko czy Dowódca Garnizonu.
Debiutowała z kolei na scenie Małgorzata Saniak, świetna zarówno w roli histerycznej Baby, jak nieokrzesanej Baronowej. Beztroskiego charakteru i burleskowego tonu nadały też sekwencje wokalno-taneczne, wykonane z wdziękiem przez trio - Agnieszkę Bieńkowską, Beatę Deutschman i wspomnianą już Małgorzatę Saniak w takt muzyki Piotra Tabakiernika.
Scenografia, przygotowana przez Jana Polivkę, stanowiła element skromnego tła i składała się gównie z rekwizytów niezbędnych - w tej materii na scenie dominował więc minimalizm. Jak idzie o kostiumy Joanny Walisiak, rzecz ma się podobnie. Aktorzy mieli na sobie ubrania z epoki, tak więc głównie mundury.
„Dobry Wojak Szwejk" to komedia udana, ale nic ponadto. Konwencja spotyka się tu z humorem, nie ma tu charakterów, a są rozegrane po mistrzowsku typy (wiejska baba, awanturnik, jowialny dowódca czy żołnierz o nieposkromionym apetycie). Stąd też dziwi zakończenie, a mianowicie aluzja polityczna, jaka w nim wybrzmiewa. Wzmianki o cenzurze stały się już formą trendu, ale wciąż nie bardzo sprawdzają się jako puenta niskokalorycznej komedii. W programie sztuki czytamy wprawdzie o tym, że Szwejk jest „obywatelem nieposłusznym.", ale znajdziemy w nim także przepis na knedliki. Żarty na bok, obywatelskie nieposłuszeństwo Szwejka to przejaw sprytu i jowialnej przewrotności raczej niż nonkonformizmu czy głęboko przemyślanych a ryzykownych zachowań kontestatorskich. Na szczęście, ten nieco przyciężki efekt końcowy przełamany zostaje przez zacne damskie trio, które ponownie wykonuje popisowy numer. Publiczność odczuwa ulgę, a następnie klaszcze w rytm piosenki. Komedia skończona.