Komu wolno dłubać w nosie

"Biesiada u Hrabiny Kotłubaj" - reż. Robert Gliński - Teatr Telewizji

"Biesiada u hrabiny Kotłubaj", opowiadanie Witolda Gombrowicza z 1928 roku, po wojnie weszło do zbioru "Bakakaj", wydanego w roku 1957. Tuż po październikowej odwilży utwór trącił myszką - wydawał się nieaktualny, pozbawiony odniesień do realiów.

Prawie trzy dekady po 1989 r. spektakl Teatru Telewizji w reżyserii Roberta Glińskiego i adaptacji literackiej Jana Bończy-Szabłowskiego nabiera jednak niespodziewanie aktualnych akcentów. Stylistycznie ma wiele wspólnego z nadekspresją i przerysowaniem, charakterystycznymi dla mistrzów surrealistycznego kina - Bunuela, Felliniego czy Greenawaya, a w pewnych momentach zbliża się do dekadenckich klimatów Viscontiego.

Jednocześnie jednak obowiązuje tu klasyczna jedność miejsca, czasu i akcji. Oto na obiedzie u finansjery, czyli nowej arystokracji, spotykają się cyniczni beneficjenci postkomunistycznej transformacji. Konsumują wyłącznie jarskie dania - dlaczego? Ubóstwo menu jest zarazem manifestem snobizmu, hipokryzji i okrucieństwa. Kalafior "dosmaczony" zostaje tragedią chłopaka nazwiskiem Kalafior, któremu nie udało się uciec od rodziny (odciąć korzenie? wyzwolić?).

Najważniejsze pytanie, z jakim zostawia nas ten spektakl, brzmi: kim są współcześni arystokraci? Celne dialogi i bon moty Gombrowicza znakomicie przystają do obecnej sytuacji, wydają się wręcz profetyczne. Można w tym odnaleźć poczucie wyższości znamionujące współczesną elitę artystów, czy raczej celebrytów poczuwających się do tworzenia wyższej kultury, a w istocie "uwzniaślających" pospolitość ("książęce dłubanie w nosie" jest wykwintne, kiedy robi to ktoś z niższej klasy - to przejaw prostactwa i wulgarności).

"Biesiada u hrabiny Kotłubaj" obnaża cynizm współczesnych "arystokratów" i ich obojętność na los innych.

Monika Małkowska
Rzeczpospolita
22 stycznia 2018
Portrety
Robert Gliński

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia