Końce świata

"Końce świata" - reż: Karolina Kirsz - Teatr HOTELOKO

Gdy idzie się na horror i na końcu się stwierdza, że nie jest się wystarczająco przerażonym, wówczas film był kiepski. A kiedy idzie się na randkę?

Z miłości wychodzi się jak z restauracji, po bardzo dobrej kolacji, którą spędziło się w eleganckim otoczeniu i – czasami – w wykwintnym towarzystwie. Konsumpcja, uregulowanie rachunku i do widzenia. Zakochanie, zachwyt i odwaga trwają coraz krócej, ze względu na lęk, który zajmuje coraz więcej czasu i miejsca. Karmiony jest przez tych, którzy rządzą i tych, którzy są rządzeni. Strach jest niezbędnym paliwem dla człowieka maszyny, a w naszych czasach, posiadamy jego ewidentną nadwyżkę. Lęk przed miłością i samotnością, lęk przed odrzuceniem, lęk przed krokodylem, który (nocą) mieszka pod łóżkiem i lęk przed bombą ukrytą w koszu na śmieci, gdzieś w centrum miasta.

Karolina Kirsz w dramacie „Końce Świata” (autorstwa Marca Beckera) opowiada historie dwóch par. Ci pierwsi są na samym początku, tuż przed zakochaniem. Neurotyczna wielbicielka orzeszków, mająca zawsze gdzieś w pobliżu siebie maskę gazową (Katarzyna Czapla) i raczej nieśmiały, zdecydowanie zabawny młody facet, który tak naprawdę boi się aż do bólu (Pascal Kaczorowski). Spotykają się, uwodzą, kokietują i za wszelką ceną pragną być uratowani, choćby przez namiastkę bliskości. Ci drudzy są już na końcu, tuż po rozstaniu. Ona (Agata Życzkowska) z pewnością by siebie zaakceptowała gdyby tylko była odrobinę ładniejsza, troszkę chudsza, nieco mądrzejsza i on (Adam Pater), silny i równie silnie przerażony facet, będący gdzieś w połowie swojego życia, który uważa, że ludzi po 60-tce należałoby rozstrzelać, tak by każdy z nas wiedział do kiedy musi podjąć wszystkie ważne decyzje. Oboje stwierdzili, że najpiękniejszy moment w związku, jest zarazem najlepszym na rozstanie. Mimo wszystko, po kilku tygodniach spotykają się, by wspólnie podjąć najważniejszą decyzje. Taniec pomiędzy tymi, którzy pragną bliskości, ale boją się dać, którzy ekscytują się przecenionymi spodniami, zamiast miłością, to poza popisem bardzo dobrego aktorstwa, obraz tego co robimy z lęku, by zabić miłość.

"Końce Świata" są słodko gorzkie, bawią i wzruszają. Minimalistyczna, adekwatna do historii scenografia, genialna muzyka (m.in. Tricky i Lamb). W spektaklu „Końce Świata” można się przeglądnąć, przypomnieć sobie, że ruch, który ma sens nazywa się drżeniem i że mamy wybór, nawet jeśli dotyczy on odpowiedzi na pytanie: żyć w złudzeniach czy być rozczarowanym? Reżyserka po raz kolejny pokazuje, że bardziej zainteresowana jest widzem, niż własną, metaforyczną, wielogodzinną i równie wielo-kontekstową, egzystencjalną, wypowiedzią teatralną, które ostatnio – szczególnie w stolicy – plenią się jak trujące grzyby po radioaktywnych opadach. Mam tylko nadzieję, że wraz z kolejnymi spektaklami Kirsz pozostanie przy widzu i opowiadaniu historii, a jeśli będzie odbywała wędrówki w głąb własnej psychiki, pozostaną one tylko jej doświadczeniem, na które nie będziemy musieli patrzeć i które (niczym wampir Nosferatu) nie będzie wysysało z nas krwi. Bo, cytując fragment sztuki Beckera, „gdy idzie się na horror i na końcu się stwierdza, że nie jest się wystarczająco przerażonym, wówczas film był kiepski. A kiedy idzie się na randkę?”

Robert Rient
Wywrota.pl
23 marca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...