Koncertowy "Kwartet"

"Kwartet" - reż. Marcin Sosnowski - Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

Nie ma sensu sztuka, która nie budzi uczuć. "Kwartet" w wykonaniu opolskich aktorów wzrusza, skłania do refleksji, bawi. Za te uczucia publiczność podziękowała owacją na stojąco.

Kiedyś byli wielkimi gwiazdami opery. Mieli pieniądze, powodzenie, uwielbienie publiczności. Teraz są pensjonariuszami domu dla emerytowanych artystów, do którego trafili nie z własnej woli. Pozostały im wspomnienia o latach dawnej świetności i niedomagania podeszłego wieku. Ale sami przyjęli zasadę, że nie wolno użalać się nad sobą. Co rusz przypominają sobie o tym nawzajem, gdy któreś jednak zaczyna narzekać.

Każdy z czworga bohaterów stara się też znaleźć własny sposób na pogodzenie z sytuacją, do której los ich przymusił. I ukrycie tego, co ciężkim kamieniem zalega gdzieś na dnie duszy. Reginald (Jacek Dzisiewicz) przybiera postawę intelektualisty, miłośnika literatury i aforyzmów. Odgradza się od innych i własnej przeszłości maską powściągliwości, choć niewiele trzeba by tłumione uczucia rozgoryczenia i żalu wybuchły z nieoczekiwaną siłą. Wilfred (Waldemar Kotas) udaje podrywacza chętnie rozprawia o seksie i podszczypuje dawną sceniczną partnerkę. Pod maską rubasznego erotomana kryje się jednak człowiek, który 35 lat przeżył z jedną kobietą i nigdy nikogo nie poderwał, jeśli nie liczyć (a to się nie liczy) dawno temu dwóch dziwek. Najbardziej pogodzona z losem wydaje się Cecily (Ewa Wyszomirska) - ciepła, dobroduszną pogodna i uczynna Zawsze taka byłą ale, jak się okazuje, teraz swoją dobrocią i uczynnością stara się odpokutować dawną nadmierną skłonność do erotycznych przygód. I jest jeszcze Jean (Zofia Bielewicz), największa spośród nich operowa sławą która rzuciła scenę u szczytu kariery. Wciąż jest chłodna i wyniosłą wciąż uważa się za kogoś lepszego, a innych traktuje instrumentalnie, nie licząc się z ich uczuciami, ale i ona w głębi serca kryje dramat, niezabliźnioną ranę.

"Kwartet" to gorzko-mądra (choć niepozbawiona zabawnych - jak to w życiu - elementów) opowieść o starości, samotności, przemijaniu. I o godności tego nieuniknionego procesu. Bohaterowie są artystami, mają zobowiązania nie tylko wobec siebie, ale i wobec sztuki. Kiedy stają wobec konieczności przygotowania występu (mają zaśpiewać kwartet z "Rigoletta", ich popisowy numer), szukają sposobu, by stało się to godne.

"Nie ma sensu sztuka, która nie budzi uczuć" - ten aforyzm wymyśla Wilfred i podrzuca Reginaldowi do jego zbioru. Opolski "Kwartet" budzi jak najżywsze uczucia Wzruszą skłania do refleksji, bawi. Jubileuszowy kontekst (występujący w nim aktorzy spędzili na scenie łącznie 187 lat) to tylko dodatkowy powód do dziękowania im na stojąco. Tomasz Konina w imieniu Mikołaja Grabowskiego , który do jubilatów napisał list, przed swymi aktorami ukląkł. Słowa: "Boże, chroń Zosię, Ewę, Jacka i Waldka" za Grabowskim możemy powtórzyć wszyscy.

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Nowa Trybuna Opolska
30 października 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...