"Końcówka" albo raczej pętla
18. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek SpotkaniaRytuały czy zniewolenie? Przyzwyczajenia, a może prędzej uzależnienie? Takie pytania nasuwają się po obejrzeniu "Końcówki" Teatru im. H. Ch. Andersena w Lublinie, w reżyserii Arkadiusza Klucznika. Wciąż ta sama przestrzeń, te same pytania i te same odpowiedzi. Pustka, te same twarze, a także wrażenie niemożności wyrwania się z pętli takiego życia (co w późniejszym biegu zdarzeń okazuje się niestety prawdą)
Już sama przestrzeń, wykreowana przez twórców tego spektaklu, była przygnębiająca. Stara, zardzewiała rura jako okno na świat, góry szmat, przytłumione światło, karykaturalne, odczłowieczone postaci, poza jedną – Clovem (Piotr Gajos). Właśnie ten bohater usiłuje wyrwać się z tego niesprzyjającego środowiska, co chwilę powtarzając słowo: "Odchodzę". Ale odejść nie może, coś go w tym świecie trzyma. Słucha, choć sam do końca nie wie dlaczego, swojego Pana - Hamma (Bartosz Siwek). Piotr Gajos dobrze oddawał za pomocą modulacji głosu, jak i odpowiednich gestów zmęczenie "tym światem", zniecierpliwienie, stopniową irytację, wybuch ogromnej frustracji, aż wreszcie pogodzenie sie z losem. Ruchy tego aktora były jakby kanciaste, chaotyczne, bardzo emocjonalne, ale szybko zatrzymywane przez "rozsądek". Owo zdroworozsądkowe powstrzymanie odruchów, walka wewnętrzna, wychodziły Gajosowi najlepiej. Jedyne, co mi przeszkadzało w koncepcji tej postaci, to fakt, iż poruszając się po scenie kulała, a pchając fotel z Hammem - poruszała się już normalnie. Aż nadto normalnie. Ta niekonsekwencja, prawdopodobnie wywołana kwestiami praktycznymi, bardzo rzucała się w oczy i psuła nieco wizerunek zmęczonego Clova.
Sama postać Hamma jako lalki, przykutego do fotela ślepca, ze zniekształconą twarzą i ciałem (wielki garb) była moim zdaniem trafiona. Świat Becketta oddany w ten sposób mimo swojej nierzeczywistości stał się jednak bardziej… rzeczywisty. Animator lalki także spisał się dobrze. Ruchy głową, nogami czy jedną ręką były odpowiednie do tonu wyrażanej kwestii czy nastroju Hamma. Zastosowanie mikrofonu dawało efekt echa, który pozwalał skontrastować cichy głos Clova i dobrze oddać relację pan-sługa. Natomiast kwestie Hamma, których Clov nie mógł już słuchać, były zagłuszane wysokim, okropnie nieprzyjemnym dźwiękiem, a pod koniec spektaklu jeszcze "doprawione" czerwonym pulsującym światłem.
Wszystkie te elementy sprawiły, że jako widz także czułam się jak w pułapce, uzależniona od tego środowiska mówiłam: "Odchodzę", ale odejść nie mogłam. Właśnie dzięki tym elementom przedstawienie oceniam dobrze, bo za pomocą odpowiednich narzędzi pozwoliło w pełni oddać sens tego dramatu. Po półtorej godzinie trwania spektaklu naprawdę miałam dość, ale uczucie to oceniam jako pozytywne.