Konfrontacja z legendą
20. Łódzkie Spotkania BaletoweNa ten spektakl widzowie Łódzkich Spotkań Baletowych czekali od miesięcy. Pierwszy raz w Łodzi zatańczył Michaił Barysznikow, taneczna legenda naszych czasów. I jak to z legendą bywa: najciekawiej jest patrzeć na jej konfrontację z rzeczywistością.
Pierwsza odsłona ("Valse-Fantasie") wypadła blado. Można było się obawiać, że atrakcyjność spektaklu ograniczy się do zobaczenia na żywo gwiazdy. Kilkunastominutową etiudę miłosną do muzyki Michaiła Glinki Barysznikow właściwie przedreptał, okraszając ją "aktorskim" wyrazem. W choreografię zostały wplecione quasi-pantomimiczne sceny z witaniem nieistniejących postaci i infantylnymi scenkami do lustra. Formę w prosty sposób narracyjną, choć już nieco bardziej wyrafinowaną tanecznie, pokazała po chwili Ana Laguna ("Solo for Two"). Hiszpańska artystka, związana dawniej z Cullberg Ballet, a prywatnie żona Matsa Eka, pokazała, że nowoczesny taniec ma we krwi. Mimo upływających i wcale nie ukrywanych lat potrafi się w nim przekonująco wyrażać.
Najciekawsze części tancerze zostawili jednak na koniec programu. W finałowym "Place" stworzonym przez Matsa Eka specjalnie dla Barysznikowa i Laguny widzowie zobaczyli poruszającą opowieść miłosną jak z piosenki Agnieszki Osieckiej o związku kobiety z przeszłością i mężczyzny po przejściach. Zróżnicowaną stylistycznie choreografię tancerze dopełnili emocjonalną treścią.
Etiudą najlepszą i najbardziej pojemną znaczeniowo okazała się natomiast "Years Later", w której Barysznikow odważne i nie bez przekory
Ana Laguna I Michaił Barysznikow zaprezentowali wyrafinowany tanecznie układ
mierzy się z własną legendą. Partnerem scenicznym czyni siebie samego sprzed lat. Choreografia to dialog realnego Barysznikowa tańczącego tu i teraz na scenie z projekcją młodziutkiego Barysznikowa ćwiczącego figury baletowe podczas próby zarejestrowanej na wideo. Ich ciała układaj ą się przez chwilę synchronicznie, ale w końcu jedno z nich okazuje się słabsze. Stojący przed nami, rzeczywisty Barysznikow nie jest w stanie technicznie i sprawnościowo doścignąć siebie z przeszłości, wcielić się w dawnego siebie. Utrzymuje idealną pozycję, ale już nie może równolegle z młodym tancerzem wykonać dynamicznego entrechat, cabriole czy innych technicznie morderczych pas. Artysta rozgrywa ów konflikt z własną niemocą w tonie autoironicznym, unikając w ten sposób nostalgii za minionym. W pewnej chwili nagrany na wideo piruet zostaje wielokrotnie zmontowany, a doskonały tancerz zmienia się w baletowego cyborga, z którym nie sposób rywalizować. Jeden artysta zostaje tu rozszczepiony na dwie odrębne postacie; taneczną ikonę o niewyobrażalnej dyscyplinie ciała i realnego człowieka, któremu to samo ciało - lecz tak bardzo zmienione upływem czasu - wyznaczyło nieprzekraczalne bariery. Znamienna jest scena, kiedy realny Barysznikow, stojąc blisko projektora, pokrywa cieniem filmowy obraz swojej młodej postaci, po czym rusza do przodu i z każdym krokiem staje się wobec niej coraz mniejszy. W tej grze z tożsamością unosi się także postawione w naszym kierunku pytanie - którego z tych obu Barysznikowów przyszliśmy oglądać?