Konglomerat polsko-francusko-rewolucyjny albo déja vu

"Karmaniola, czyli od Sasa do lasa" - reż. Paweł Aigner - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Styl pracy Aignera stał się rodzajem patentu, który sprawdza się w przypadku każdego komediowego materiału - Szekspira, Fredry, współczesnej dramaturgii brytyjskiej, czy "operetty wielce narodowej".

Oglądając najnowszą premierę Teatru Wybrzeże w Gdańsku - "Karmaniolę, czyli od Sasa do Lasa" - trudno uwolnić się od wrażenia, że już gdzieś widziało się podobną inscenizację, mimo że operetka z librettem Joanny Kulmowej i muzyką Stanisława Moniuszki rzadko gości na polskich scenach. Mnóstwo gagów, pojedynków na szable i pistolety, do tego szalone tempo, sporo bieganiny oraz specyficzna konwencja gry aktorskiej (rozemocjonowana, brawurowa, postaci kreślone grubą kreską) - wszystko to sprawia, że podobieństw nie trzeba daleko szukać; wystarczy przypomnieć sobie którąś z poprzednich realizacji Pawła Aignera.

Choć "operetta wielce narodowa" opowiada o losach kilku fikcyjnych Polaków, jej akcja jest osadzona w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Trup ściele się gęsto, więc Joseph Ignace Guillotin (Adam Turczyk) prezentuje nam działanie "narodowej brzytwy, maszyny do dekapitacji człowieka" na przypadkowo przechodzącym arystokracie (Maciej Szemiel). Okazuje się, że w tej krwawej jatce świetnie odnajdują się polscy emigranci, którzy biorą odwet za doznaną krzywdę klasową - Maciej (Grzegorz Gzyl) i Maciejowa (Ewa Jendrzejewska) z synami (Piotr Witkowski, Zbigniew Olszewski i Adam Turczyk) stają się najradykalniejszymi rewolucjonistami. W tym czasie do innej części Paryża z tajną misją przybywają kolejni Polacy, tym razem monarchiści. Hrabia Pociej (Marek Tynda) poszukuje prawnuczki Leszczyńskiego, która jest prawowitą dziedziczką tronu, natomiast jego działania próbuje udaremnić Książę Puzyna (Cezary Rybiński), zwolennik Sasów. Wątki monarchistów i rewolucjonistów zazębiają się, ponieważ poszukiwaną kobietą jest, przebywająca pod opieką Maciejów, Marynia (Agata Bykowska), której królewskie pochodzenie jest znane tylko opiekującej się nią Niani (Marzena Nieczuja Urbańska). Po serii politycznych zawirowań, wątku miłosnym i zdradzeniu tajemnicy państwowej przez Księdza Robaka (Mirosław Krawczyk), historia zmierza w kierunku szczęśliwego zakończenia. W krytycznych momentach jak zwykle daje o sobie znać stara prawda: "Choć z patriotyzmu zasłynął nasz ród,/ pojednać nas potrafi jeno wielki cud".

Twórcy i twórczynie gdańskiej inscenizacji zadbali o atrakcyjność przekazu, spełniając częstokroć wyrażane w mediach marzenia widzów o spektaklach z konwencjonalną scenografią i historycznym kostiumem. Magdalena Gajewska skorzystała ze skrótu, lokując na scenie potężne, ornamentalnie zdobione, złote schody. Przepych pałacu przełamała swojskością szopy - z zabytkową bramą, niewykończoną, surową podłogą, a także kilkoma snopkami słomy. Nie zabrakło plastycznej zabawy symbolami dwóch czasów. Znakiem Rewolucji Francuskiej była częstokroć używana gilotyna, jednak na horyzoncie widać także bardziej współczesny, chylący się ku upadkowi, słup energetyczny. Kostiumy Zofii de Ines, z wyjątkiem ostatniej sceny (o której za chwilę), są stylizowane na pochodzące z czasów rewolucji: u mężczyzn - nieodzowne czapki frygijskie, nieco zniszczone żakiety; natomiast w przypadku kobiet - falbaniaste, warstwowe spódnice otwarte z przodu i gorsety w kształcie stożka.

W zawieszeniu pomiędzy przeszłością a teraźniejszością pozostaje cały spektakl. Libretto Kulmowej osadzone jest w czasach osiemnastowiecznej Francji, stanowi jednak nieustająco aktualny, sarkastyczny portret rodaków. Choć Polaków przebywających na emigracji łączą wspomnienia - na czele z rosołem podawanym na niedzielnym obiedzie czy wychodkiem za stodołą - dużo ważniejsze okazują się odmienne poglądy polityczne i niezabliźnione rany. To właśnie one urastają do rangi rozbuchanych problemów i stają na drodze ku zgodzie. Nieprzypadkowo Książę Puzyna doda: "Próżno wołam: biada,/ jeden Polak mądry dziesięciu nie przegada./ Skoro dwóch się zejdzie, biorą się za łby;/ skoro trzech się zejdzie, racje będą trzy".

Nieustanne kłótnie, gwałtowność i podziały polityczne sprawiają, że konwencja stosowana przez Aignera jest uprawomocniona. Bohaterami rządzą proste mechanizmy i gwałtowne, a wręcz karykaturalne emocje. Aktorzy i aktorki świetnie odnajdują się w tej stylistyce, dlatego wśród obsady nie można wskazać słabego punktu. Maciej Szemiel, choć otrzymał dość niewdzięczną rolę zwielokrotnionego Arystokraty, którego jedynym scenicznym działaniem było umieranie na różny sposób (trudno tutaj nie dostrzec nawiązań do wielokrotnie umierającego Kenny'ego McCormicka z serialu "South Park"), przy pomocy oszczędnych środków wyrazu stworzył wybornie komiczną postać.

Tryumfowała zwłaszcza Agata Bykowska, której Marynia jest przepełniona marzeniami o miłości i delikatnością pastereczki, a z drugiej strony - sielski wizerunek przełamuje nieustępliwością i rewolucyjnymi zapędami. Bykowska wykonywała arie z niebywałą lekkością, co sprawiało wrażenie jakby materiał muzyczny operetki nie stanowił dla niej najmniejszego wyzwania! Świetna była także temperamentna Maciejowa - Ewa Jendrzejewska - choć pozostałym aktorkom i aktorom również trudno odmówić umiejętności stworzenia pełnokrwistych postaci.

Ogromną zaletą libretta Kulmowej jest duża dawka komizmu. Wystarczy wspomnieć "przypisy historyczne" z "operetty wielce narodowej", które wprowadzają w kontekst historyczny rozgrywanych zdarzeń, ale przez zawieszenie akcji stanowią świetną egzemplifikację łamania czwartej ściany. Choć Jerzy Waldorff pisał o "Karmanioli..." jako o utworze "naszpikowanym dowcipami celnie aluzyjnymi do współczesności", Aigner pozostał sceptyczny wobec humoru zawartego w dziele Kulmowej. Nie do końca zaufał uniwersalnej wymowie libretta, uznał je za niewystarczająco zabawne bądź zwątpił w umiejętności interpretacyjne publiczności, dlatego inkrustował gdańską realizację całą masą mniej lub bardziej udanych żartów. Reżyser nie odpuścił żadnej sposobności do wywołania śmiechu, dlatego nawet arię musi przerwać groteskowo markowany pojedynek bądź niezbyt wyszukany gag, jakim jest symulowanie oddawania moczu (wiadro zapewnia wiarygodne efekty akustyczne).

W innych scenach Aigner postawił na humor absurdalnie irracjonalny, śmiało czerpiąc ze wszystkich odmian komizmu (postaci, sytuacyjnego i słownego), a także licznych, doraźnych aluzji. Gdy Maciej wspomni naczelnika państwa, zdecyduje się na parodię mimiki jednego z czołowych polskich polityków. W innej scenie z kolei pojawi się drobne odniesienie do obowiązkowego sortowania śmieci (więc odciętą rękę trzeba będzie odłączyć od trzymanej przez nią kartki). Marynia kilkakrotnie podkreśli, że zależy jej na zmianie "oblicza ziemi, tej ziemi", a w innej scenie przykryje ciałem pocisk, aby po jego wybuchu wypuścić ustami sporo dymu.

Z kolei Ksiądz Robak zrobi dostatecznie sugestywną pauzę w wypowiedzi, która ułatwi widzom odnalezienie mickiewiczowskiego pierwowzoru (postać powie, że niesie wieść o "panu Tadeuszu", by dopiero po chwili dodać nazwisko Kościuszki). Pozwalam sobie na drobiazgowość opisu, ponieważ przywołane żarty stanowią zaledwie ułamek tego, co dzieje się na scenie, więc nie zepsuję nikomu przyjemności oglądania. Jeżeli więc ktoś lubi rubaszny humor w dużych dawkach - powinien być ukontentowany jak niemal cała, premierowa publiczność, która nagrodziła artystów i artystki potężną owacją.

Choć spektakl został zrealizowany w ramach obchodów Roku Moniuszkowskiego, a więc ma przypomnieć twórczość polskiego kompozytora, to przy takiej ilości gagów i śmiechów, muzyka staje się pozbawioną sentymentalnego rysu bohaterką drugiego planu, zwłaszcza, że gdzieniegdzie wkradają się też specyficzne, współczesne hity (pokroju "Wszystkich Polaków" zespołu Bayer Full). Tym bardziej szkoda tego potencjału, bo aktorom i aktorom towarzyszy orkiestra grająca na żywo.

Żarty serwowane przez ponad dwie godziny sprawiają też, że poważne wątki znikają niemal bez pamięci. A warto zwrócić uwagę choćby na scenę wieszania na szubienicach portretów polityków czy zacytowanie fragmentu "O duchu praw" Monteskiusza ("Kiedy władza prawodawcza w jednej i tej samej osobie zespolona jest z wykonawczą, nie ma wolności. Nie ma wolności również, jeśli władza sędziowska nie jest oddzielona od prawodawczej i wykonawczej"). Ciekawy i niezwykle krytyczny jest też finał utrzymany w tonie serio, choć przez wspomnianą ilość gagów, nie wybrzmiewa dostatecznie mocno. Bohaterowie przed wyruszeniem do Polski zmieniają kostiumy na (głównie) współczesne - jedynie Maciej postawi na szlachecki kontusz, a Puzyna wybierze husarskie skrzydła. Natomiast Maciejowa zacznie przypominać byłą premier, a wśród synów zarysuje się światopoglądowa dychotomia. Pierwszy z nich okaże się apologetą odzieży patriotycznej, dumnie noszącym bluzę sygnowaną logiem żołnierzy wyklętych i co jakiś czas ostrzegawczo oddającym strzał z pistoletu, natomiast trzeci wybierze bluzę i adidasy z motywem tęczy. Choć kolektywnie wkraczają do porzuconej niegdyś ojczyzny, ich kulturowy dobytek i tożsamościowe odrębności już niedługo dadzą o sobie znać. Może dlatego w ostatniej scenie młodziutka Krakowianka (Antonina Gzyl), nie dostrzegając widoków na przyszłość, zdecyduje się na autoagresywny, a wręcz całopalny gest. Finał pozwala wziąć serwowaną opowieść w wymowny nawias. Wszak emigranckie spory, wzajemna niechęć i skłócenie nie ustąpią i na polsko-polskich sporach zostanie ufundowana nowa-stara ojczyzna.

Styl pracy Aignera stał się rodzajem patentu, który sprawdza się w przypadku każdego komediowego materiału - Szekspira, Fredry, współczesnej dramaturgii brytyjskiej ("Zakochany Szekspir" Lee Halla) czy "operetty wielce narodowej". Trudno odmówić mu rzemieślniczej sprawności i pomysłowości, gdańska inscenizacja utrzymuje szybkie tempo, skrzy się pomysłami i jest pozbawiona dłużyzn. Trudno też nie docenić umiejętności zapanowania nad tym (kontrolowanym) chaosem. Szkoda więc, że czasem brakowało redukcji pomysłów w warstwie komediowej, która pozwoliłby na uznanie najnowszej premiery Wybrzeża za pełnowymiarowy sukces.

Wiktoria Formella
e-teatr.pl
23 października 2019
Portrety
Paweł Aigner

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia